Czy warto zakwestionować umowę kredytu powiązaną z kursem waluty obcej?
– Każdy kredytobiorca musi sobie sam odpowiedzieć na to pytania, biorąc jednak pod uwagę, że orzecznictwo sądowe jest już jednoznacznie po jego stronie – mówi dr Jacek Czabański, adwokat.
Podkreśla, że zrozumiały to też banki i dlatego proponują coraz lepsze ugody: – Jednak zanim kredytobiorca zgodzi się na taką ugodę, powinien skonsultować się z adwokatem lub radcą prawnym.
Dlaczego to takie ważne? Bo propozycje ugodowe banków są odległe od tego, co można uzyskać w sądzie.
– Różnice mogą sięgać setek tysięcy złotych – dodaje adwokat. – A chociaż postępowanie sądowe może trwać kilka lat, to formą rekompensaty są zasądzana ne rzecz kredytobiorcy odsetki za opóźnienie. Ponadto coraz częściej banki rezygnują ze składania apelacji, już nie mówiąc o coraz lepszych propozycjach ugodowych składanych w toku postępowania.
Batalia sądowa zaczyna się w dniu złożenia pozwu. Choć w przypadku spraw frankowych słowo „batalia" nie jest już może całkiem trafne. Pozycja kredytobiorców jest dziś na tyle silna – dzięki serii rozstrzygnięć nadających ramy prawne tym procesom – że nie muszą się nastawiać na walkę. Z drugiej strony, nie jest to też jednak czysta formalność. Swoje racje trzeba przede wszystkim udokumentować, czyli dobrze przygotować pozew.
– Nie można zapomnieć o tym, że frankowicz, zanim jeszcze sformułuje pozew, powinien skorzystać z procedury reklamacji, w której zgłosi swoje roszczenia do banku. W sytuacji kiedy to bank nie uwzględni reklamacji i wyda w tym zakresie decyzję o odmowie uznania zgłaszanych roszczeń, droga do złożenia pozwu do sądu będzie stała otworem – mówi adwokat Karol Sobkowiak.
Przed dokładnym sporządzeniem pozwu, wskazaniem roszczeń, wniosków i argumentów na ich poparcie trzeba zgromadzić i przeanalizować całą dokumentację kredytową.
– Należy w tym celu zwrócić się do banku, np. o zaświadczenie o wysokości dotychczas spłaconego kredytu, stosowanego w czasie wykonywania umowy oprocentowania kredytu – opowiada.
Jak mówi, roszczenia frankowiczów najczęściej oparte są na twierdzeniach, że zawarta umowa kredytowa zawiera niedozwolone postanowienia umowne. Oprócz skompletowania dokumentacji, trzeba też przeanalizować konkretną umowę i sprawdzić, czy zawiera klauzule abuzywne. Tym oczywiście zajmuje się prawnik.
Co dalej?
– Po analizie dokumentacji kredytowej należy ustalić wartość przedmiotu sporu, czyli kwotę, której frankowicz będzie domagał się od banku w postępowaniu sądowym – zaznacza prawnik.
Później, po złożeniu pozwu, do pracy zabiera się sąd. Przy czym, słowo „później" jest tu niestety trafne. Bo na pierwszą rozprawę trzeba nieraz czekać nawet dwa lata. A jeśli sprawa nie skończy się w pierwszej instancji i trafia do sądu apelacyjnego, wszystko to trwa jeszcze dłużej. Przygotowując się do sprawy frankowej, trzeba więc uzbroić się również w cierpliwość.
Jeszcze jeden aspekt spraw frankowych. Techniczny, ale dla niektórych może być niejasny. Wyjaśnijmy najpierw pojęcia.
Kredyt indeksowany był udzielany w złotówkach, jednak umowa została tak skonstruowana, że w momencie wypłaty trzeba przeliczać kwotę kredytu na jego równowartość w walucie obcej – według kursu kupna danej waluty stosowanego przez bank.
I to właśnie równowartość kredytu wyrażona w walucie obcej stanowiła następnie podstawę do wyliczania, jaka jest wysokość rat spłaty kredytu, a więc też poziom zadłużenia kredytobiorcy.
To nie koniec – te raty były następnie przeliczane z powrotem na walutę polską, według kursu sprzedaży stosowanego przez bank w dniu spłaty, i w tej wysokości stanowiły zobowiązanie kredytobiorcy.
Natomiast konstrukcja kredytu denominowanego polega na tym, że kwota kredytu jest co prawda określona w walucie obcej, lecz zgodnie z umową jest wypłacana wyłącznie w złotych, po przeliczeniu według kursu kupna waluty obcej stosowanego przez bank.
Wysokość należnych rat spłaty kredytu jest wyrażana w walucie obcej, ale kredytobiorca jest zobowiązany do spłaty w złotych polskich, po przeliczeniu według kursu sprzedaży stosowanego przez bank w dniu spłaty.
– Zarówno w jednym, jak i drugim przypadku dochodzi do tzw. podwójnej indeksacji. Przy uruchomieniu kredytu stosowany jest kurs kupna z reguły korzystny dla banku, zaś w chwili spłat stosowany jest kurs sprzedaży również z reguły korzystny dla banku – wyjaśnia Karol Sobkowiak.
I dodaje: – Rozliczenia i spłaty były dokonywane według tabel kursowych sporządzanych przez banki, tj. strony zawieranych umów. Ponadto, ze względu na fakt, że umowy nakazywały kredytobiorcom spłacać kredyt po przeliczeniu według kursu stosowanego właśnie przez bank, banki miały pokusę do zawyżania ustalanych przez siebie kursów względem kursu rynkowego.
Rozwody się zdarzają, a co wtedy dzieje się z więzami kredytowymi? Co się dzieje z kredytem frankowym po rozwodzie?
– Gdy następuje podział majątku, to sąd dzieli wyłącznie aktywa, a nie pasywa, czyli długi. Oznacza to, że sąd może orzec, któremu ze współmałżonków przypadnie nieruchomość, na którą był brany kredyt, ale nie stwierdzi przy tym, że ten właśnie małżonek ma też dalej spłacać kredyt. Przy podziale pod uwagę brana będzie co do zasady wartość domu lub mieszkania bez uwzględnienia faktu, że jest on obciążony hipoteką – wyjaśnia Karol Sobkowiak.
Wynika z tego, że podział majątku po rozwodzie w żaden sposób nie wpływa na zobowiązanie wynikające z zawartej wspólnie przez małżonków umowy kredytu frankowego z bankiem. Co się wtedy dzieje?
– Najczęściej, byli już małżonkowie, w dalszym ciągu są zobowiązani solidarnie do spłaty zobowiązań z zaciągniętego kredytu, dlatego dopóki nie zostanie on spłacony w całości, odpowiadają wspólnie za jego spłatę.
Co w takiej sytuacji z drogą sądową? Czy każdy z dłużników może wystąpić do sądu o unieważnienie umowy kredytowej, czy jednak potrzebna jest zgoda drugiego byłego już współmałżonka?
– Każdy dłużnik może samodzielnie wystąpić na drogę sądową w celu unieważnienia kredytu frankowego. Warto jednak wskazać, że byli małżonkowie mogą również porozumieć się i pozwać bank razem, gdyż jest to w ich obopólnym interesie – podsumowuje prawnik.
Załóżmy, że sprawa zakończyła się po myśli kredytobiorcy, czyli sąd uznał jego racje. Umowa kredytowa jest unieważniona. Co to oznacza? Przede wszystkim, że jest traktowana tak, jakby nigdy nie została zawarta. Takie rozwiązanie pozwala frankowiczom na uwolnienie się z pętli kredytowej. Co dalej? Gdy umowa zostaje unieważniona, każda ze stron powinna zwrócić świadczenia uzyskane od strony drugiej, czyli w tym przypadku pieniądze. Teraz pojawia się pytanie: jak je rozliczać?
– Sądy, rozstrzygając tego rodzaju sprawy, dopuszczają dwie metody. Zgodnie z teorią salda pieniądze zwraca ta strona, która uzyskała większą korzyść. Oblicza się to z reguły w taki sposób, że bank powinien zwrócić kwotę równą sumie spłaconych do tej pory przez kredytobiorcę rat wraz z odsetkami i prowizją od udzielenia kredytu. Natomiast kredytobiorca powinien oddać na rzecz banku całą kwotę, jaką otrzymał w ramach zawartej wcześniej umowy, Sąd wylicza w takiej sytuacji różnicę między dwoma roszczeniami – klienta i banku – wyjaśnia Karol Sobkowiak.
Zaznacza, że druga z tych metod, co do zasady, jest lepsza dla kredytobiorcy, ponieważ zgodnie z teorią tzw. dwóch kondykcji każda ze stron zgłasza żądanie zwrotu odrębnie, bez automatycznego kompensowania przez sąd.
– Ma to taki skutek, że skoro frankowicz domagał się zapłaty, a bank się tego nie domagał, to sąd w praktyce po prostu zasądzi zgodnie z żądaniem pozwu, a bank musi o swoje należności wystosować pozew w innym postępowaniu. Wówczas należy zwracać uwagę na przepisy o przedawnieniu roszczeń w stosunku do żądań ze strony banku – podkreśla.
Odwołuje się tu do aktualnego stanowiska Sądu Najwyższego zawartego w Uchwale z dnia 25 kwietnia 2024 roku:,, Jeżeli w wykonaniu umowy kredytu, która nie wiąże z powodu niedozwolonego charakteru jej postanowień, bank wypłacił kredytobiorcy całość lub część kwoty kredytu, a kredytobiorca dokonywał spłat kredytu, powstają samodzielne roszczenia o zwrot nienależnego świadczenia na rzecz każdej ze stron".
– Powyższe stanowisko de facto może przysłużyć się do ujednolicenia linii orzeczniczej nakierowanej na stosowanie modelu tzw. dwóch kondykcji – podsumowuje prawnik.
Tu w grę wchodzą dwie sytuacje. Po pierwsze, gdy kredytobiorca nadal spłaca kredyt. Wtedy wygrana z bankiem powoduje, że umowa jest nieważna, czyli w sensie prawnym nigdy jej nie było. – Dzięki temu likwidujemy aktualne zadłużenie, jakie według banku obciążało kredytobiorcę. Wyrok ustalający nieważność umowy kredytu pozwoli również na wykreślenie z księgi wieczystej hipoteki obciążającej nieruchomość kredytobiorcy. Ponadto bank i kredytobiorca muszą sobie zwrócić to, co świadczyły w wykonaniu umowy – wyjaśnia adwokat Fabian Orłowski.
Wygląda to tak, że bank oddaje kredytobiorcy wszystkie zapłacone raty kredytu oraz pobrane prowizje, opłaty czy np. składki ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. Natomiast kredytobiorca musi zwrócić wypłaconą kwotę kredytu.
– Co ważne, kwota kredytu zwracana jest w walucie, w jakiej rzeczywiście została wypłacona, czyli zwykle w złotych polskich, nawet jeżeli w umowie kwota kredytu była określona w walucie obcej, jak to miało miejsce w kredytach denominowanych. Podobnie kredytobiorca, jeżeli część rat kredytu spłacał w złotówkach, a część bezpośrednio we frankach szwajcarskich (lub innej walucie) – może domagać się zwrotu odpowiednio kwoty w PLN i w CHF, co aktualnie stanowi dodatkową korzyść dla kredytobiorcy. Dzisiaj kurs franka szwajcarskiego jest bowiem korzystniejszy niż np. w 2012 roku – zauważa adwokat.
Zwraca uwagę na jeszcze jeden aspekt, dla wielu kredytobiorców (z ciągle „aktywnym" kredytem) kluczowy: kto składa pozew, a raty wciąż płaci, ma możliwość złożenia wniosku o udzielenie zabezpieczenia powództwa poprzez wstrzymanie obowiązku spłaty rat kredytu na czas trwania procesu.
– Takie rozstrzygnięcie daje dużą korzyść kredytobiorcy już na samym początku, nie musi spłacać rat kredytu w trakcie procesu, który zwykle trwa kilka lat. Zgodnie z aktualnym orzecznictwem, taki wniosek kredytobiorcy powinien zostać uwzględniony, jeżeli suma zapłaconych rat kredytu przekroczyła już kwotę wypłaconego kredytu.
Sytuacja kredytobiorcy, który już spłacił kredyt, jest mniej skomplikowane. Dlaczego?
– Nie ma konieczności ustalania nieważności umowy kredytu, bowiem umowa została już zamknięta. Nie trzeba rozstrzygać sytuacji stron umowy na przyszłość, a hipoteka zwykle jest już wykreślona. Pozostaje zatem rozliczenie banku i kredytobiorcy ze świadczeń, które były spełniane w wykonaniu umowy – tłumaczy Fabian Orłowski.
Podobnie jak w pierwszej sytuacji, bank musi zwrócić kredytobiorcy wszystkie zapłacone raty kredytu oraz pobrane prowizje, opłaty czy np. składki ubezpieczenia niskiego wkładu własnego. A kredytobiorca? Ten zwraca bankowi kwotę otrzymanego kredytu.
– Roszczenia obu stron są od siebie niezależne, więc sąd automatycznie nie pomniejszy roszczenia kredytobiorcy o kwotę kredytu. Przed wszczęciem procesu można jednak dokonać potrącenia wzajemnych roszczeń, czyli odjąć od sumy zapłaconych rat kredytu kwotę kredytu, aby do sądu wystąpić tylko o różnicę tych kwot. W tej sytuacji rozliczenie z bankiem następuje jeszcze przed wszczęciem procesu – zaznacza adwokat.
Dodaje, że w przypadku wygranej kredytobiorcy z bankiem – w obu opisywanych tu przypadkach – kredytobiorca może domagać się również zapłaty przez bank odsetek ustawowych za opóźnienie za czas trwania procesu, które są naliczane od kwot dochodzonych pozwem: – Jest to dodatkowa korzyść dla kredytobiorcy, która rekompensuje długie postępowanie sądowe. Bank przegrywając proces musi również zwrócić kredytobiorcy koszty procesu, czyli zwykle opłatę sądową wniesioną od pozwu, ewentualną zaliczkę na opinię biegłego, o ile taka była uiszczana, oraz koszty pełnomocnika według stawek ustawowych, jeżeli kredytobiorca korzystał z profesjonalnego pełnomocnika – podsumowuje.
Wartość pieniądza w ostatnich kilku latach bardzo się zmieniła, co widać choćby na półkach sklepowych. Czy jest szansa na uwzględnienie stopy inflacji? Jak podchodzą do tego sądy?
– Kredytobiorca może domagać się zwrotu kwot nominalnych wpłaconych do banku w wykonaniu nieważnej umowy. Co istotne, może domagać się zwrotu tych kwot w walucie, w której rzeczywiście dokonywał wpłat. Jeżeli zatem dokonywał wpłat od pewnego momentu w CHF, może domagać się zwrotu franków szwajcarskich. Co prawda w orzecznictwie pojawiały się głosy, że kredytobiorca, jako konsument pokrzywdzony nieuczciwą umową stworzoną przez przedsiębiorcę, może domagać się poza zwrotem spełnionego świadczenia dodatkowego wynagrodzenia za fakt, że bank korzystał z jego środków. Takie stanowisko wyraził Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w wyroku z dnia 15 czerwca 2023 r. w sprawie C-520/21. Aktualnie jednak szanse powodzenia takiego roszczenia oceniam jako niewielkie, ponieważ możliwość dochodzenia roszczenia przekraczającego zwrot nominalnie spełnionego świadczenia wykluczyła uchwała Izby Cywilnej Sądu Najwyższego z dnia 25 kwietnia 2024 r. w sprawie III CZP 25/22. Uchwała ma moc zasady prawnej i przypuszczać należy, że orzecznictwo polskich sądów będzie się dostosowywało do orzecznictwa Sądu Najwyższego – analizuje Fabian Orłowski.
Okazuje się, że roszczenie kredytobiorcy o zapłatę, czyli zwrot kwot jakie zapłacił bankowi w trakcie trwania umowy, może ulec przedawnieniu. Okres przedawnienia wynosi 6 lat. Jak to rozumieć? Czy jeśli ktoś spłacił kredyt np. w 2017 roku, droga do sądu jest już dla niego zamknięta?
– Kluczowy jest termin, od którego należy liczyć początek biegu przedawnienia. W tym zakresie orzecznictwo Trybunału Sprawiedliwości UE oraz sądów powszechnych jest bardzo korzystne dla konsumentów. Przyjmuje się, że termin należy liczyć dopiero od chwili, gdy kredytobiorca uzyska informację, że jego umowa zawiera wady prawne, które mogą powodować bezskutecznością jej niektórych postanowień lub nieważnością całej umowy. W praktyce będzie to zazwyczaj chwila uzyskania przez konsumenta porady prawnej. Z tego względu kredytobiorcy mogą aktualnie domagać się zwrotu rat kredytu zapłaconych bankowi nawet kilkanaście lat temu – wyjaśnia Fabian Orłowski.
Tu na szczęście, z punktu widzenia kredytobiorców, kłopotów nie ma.
– Z mojego doświadczenia wynika, że banki dobrowolnie realizują wyroki i nie ma potrzeby egzekwowania orzeczeń przez komornika. Zwykle rozliczenie z bankiem po uzyskaniu prawomocnego wyroku trwa nie więcej niż miesiąc – opowiada Fabian Orłowski.
Poszczególne banki stosują tylko różne praktyki w rozliczeniach.
– Część z nich proponuje podpisanie porozumienia o końcowym rozliczeniu obu stron, gdzie kwota jaką bank ma zapłacić kredytobiorcy pomniejszana jest o kwotę kredytu (za zgodą kredytobiorcy). Dzięki temu bank przelewa kredytobiorcy tylko różnicę i obie strony są w pełni rozliczone. Inne banki natomiast proponują przelewy w obie strony, tj. bank zwraca kwoty należne kredytobiorcy, a następnie kredytobiorca zwraca bankowi kwotę kredytu – podsumowuje adwokat.