Z jednej strony, praktycznie każdy frankowicz wygrywa dziś przed sądem. Takie są statystyki. Z drugiej strony, do sądu nadal nie poszło 6 na 10 kredytobiorców z kredytami we frankach.

Kolejne wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) zdecydowanie chronią interes konsumentów.

dr nauk prawnych Jędrzej Jachira, adwokat z Kancelarii Prawnej Sobota Jachira: – Ci, którzy nie poszli, nadal nie wierzą, że wygrają, i nie wiedzą, jak to wygląda. Statystyki nie są dla nich przekonujące. Nadal obawiają się sporu Dawida z Goliatem. Tymczasem ten spór ma dziś zupełnie inny charakter. Jest jednostronny i to kredytobiorcy są w bardzo korzystnej sytuacji.

Jak do tego doszło?

– Można to przedstawić w kamieniach milowych. Zalążkiem były postanowienia dotyczące pierwszych klauzul niedozwolonych w Sądzie Ochrony Konkurencji i Konsumenta w Warszawie. To było prawie 15 lat temu. Wtedy w głowach frankowiczów mogła zapalić się lampka: z tymi umowami jest coś nie tak. Ale też nie do końca było jeszcze jasne, co z nimi zrobić.

W latach 2012-2019, na fali działalności Stowarzyszenia Stop Bankowemu Bezprawiu, pierwsi frankowicze idą do sądów – po odfrankowienie albo nawet unieważnienie umowy w całości.

Co na to sądy?

– Były w rozterce, podejmowały wtedy różnego rodzaju werdykty, od sasa do lasa: unieważniają część, unieważniają całość lub oddalają wszystko twierdząc, że bank ma rację.

Co było przełomem?

– Wyrok TSUE w sprawie Dziubak, 3 października 2019 roku. Od tego momentu sądy w Polsce zaczynają się orientować, że tych spraw nie można oddalać w całości, tylko zasądzać, co do zasady, to co najlepsze w interesie konsumenta. Kolejny kamień milowy: wyrok Sądu Najwyższego, a później też TSUE, zgodnie z którym trzeba unieważniać te umowy w całości, w oparciu o korzystną dla kredytobiorców teorię dwóch kondykcji.

Wyjaśnijmy, co to znaczy.

– W praktyce to dosyć proste: sąd zasądza klientowi wszystko, co ten zapłacił bankowi. A strony na końcu wzajemnie się rozliczają.

Co dalej?

– Następny kamień milowy dotyczył przedawnienia. Zgodnie z wyrokiem, który też zapadł ze wsparciem Sądu Najwyższego i TSUE, roszczenia frankowiczów nie są przedawnione, ponieważ dowiedzieli się o możliwości prowadzenia tej sprawy nie w momencie zawierania umowy z bankiem, lecz dopiero później. Przyjmuje się, że tą datą początkową jest wspomniany wyrok w sprawie Dziubak.

Braliśmy udział w kluczowych rozstrzygnięciach w Polsce dla frankowiczów. Mieliśmy pierwszy wyrok w sprawie przedawnienia, pierwsze w Polsce postanowienie w wydziale frankowym o zawieszeniu spłaty kredytu przez klienta, do tego pierwszy w Polsce prawomocny wyrok, zgodnie z którym roszczenia banku wobec klienta są bezzasadne. W tym ostatnim przypadku mówię o wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu, który zapadł dwa lata temu.

Kolejny ważny punkt to dochodzenie roszczeń w imieniu przedsiębiorców. Te sprawy też zaczęliśmy wygrywać w sporach frankowych.

Jako kancelaria braliśmy udział w przełomowych rozstrzygnięciach. Działaliśmy wtedy, kiedy nikt w to nie wierzył. Wyznaczaliśmy i kształtowaliśmy trendy, z których korzystają dziś wszyscy w kraju.

Brak zasadności roszczeń banku w stosunku do kredytobiorcy ma kluczowe znaczenie?

– Tak, ale ludzie nadal się tego boją. Mimo że ta kwestia jest już definitywnie rozstrzygnięta przez TSUE. Po prostu nie ma możliwości, żeby bank taką sprawę wygrał. Banki wycofują się właśnie masowo z takich spraw.

Czy to się może jeszcze zmienić?

– Nie jest wykluczone, że banki będą szukać czegoś nowego, ale to nie znaczy, że znajdą. Właściwie wszystkie możliwe drogi zostały już wyczerpane. Była koncepcja wynagrodzenia za korzystanie z kapitału, później koncepcja waloryzacji kapitału, czyli uwzględnienia m.in. stopy inflacji. Oba te pomysły upadły.

Chcę wyraźnie podkreślić: nie ma już żadnych przeciwwskazań, żeby pójść do sądu, a zagrożenia z tym związane nie dotyczą już ryzyka przegranej tylko pułapek zastawianych przez banki.

Jakich?

– Na przykład próby zawarcia ugody na warunkach niekorzystnych dla kredytobiorcy. Wygląda to tak: bank kontaktuje się bezpośrednio z klientem i przekonuje, żeby załatwić sprawę bez pośrednictwa prawnika, nie ponosząc kosztów związanych z drogą sądową. Klient słyszy, że uniknie stresu, a problem zostanie rozwiązany od razu, a nie po 3-4 latach.

Co w tym złego?

– Bank proponuje, że klient dostanie np. 35 proc. tej kwoty, jaką uzyskałby na drodze sądowej.

Załóżmy, że ktoś rzeczywiście woli uniknąć sprawy w sądzie. Czy można uzyskać ugodę na lepszych warunkach?

– Przy udziale adwokata można osiągnąć nawet ponad 90 proc.

Podsumujmy te kamienie milowe. W jakim punkcie jesteśmy?

– Jeszcze siedem lat temu żaden frankowicz nie wiedział, czy wygra i co zyska. A dzisiaj frankowicze albo już wygrali i mają pieniądze na koncie, albo w każdej chwili mogą pójść do sądu z niemal 100-procentową pewnością, że wygrają.

W każdej chwili mogą pójść, ale na rozprawę i zakończenie sprawy poczekają.

– Słyszy się, że w kolejce do sądu czeka się nawet siedem lat. W praktyce jest jednak znacznie lepiej. Wyroki coraz częściej zapadają już po pierwszej rozprawie, bez konieczności organizowania trzech czy czterech posiedzeń sądu. Tymczasem wiele osób myśli, że ta pierwsza rozprawa to dopiero preludium do procesu, jak u Kafki.

Jak często wyrok zapada już po pierwszej rozprawie?

– Bardzo często, na pewno więcej niż połowa. Sędziowie wydają wyrok po wcześniejszej wymianie pism. Nie zmienia to faktu, że na tę pierwszą rozprawę trzeba czasami czekać 1,5 roku, nieraz nawet dwa lata.

Warto jednak wiedzieć, że dziś spraw frankowych nie kierujemy już do wydziału frankowego sądu okręgowego w Warszawie, najbardziej obciążonego. Dziś idziemy do sądu w miejscu zamieszkania klienta.

Ale czy sędzia nie będzie wtedy gorzej zorientowany w sprawach frankowych, przez co sprawa potrwa dłużej?

– Nie ma już takich sądów. Ścieżki są przetarte. Problem frankowy dotyczy przecież całego kraju. Od Kłodzka po Suwałki sędziowie są dobrze zorientowani w tych sprawach.

Zawsze istnieje ryzyko, że w trakcie procesu coś zacznie się przedłużać. Jeśli tak, to za okres procesu dochodzimy odsetek. A nie ma na żadnej lokacie takich odsetek jak te za opóźnienie w sądzie. Sięgają niemal 12 proc. Co ważne, te odsetki są liczone od całej dotychczas zapłaconej i dochodzonej w procesie kwoty.

Wyjaśnijmy, jak to działa, na przykładzie.

– Załóżmy, że klient wziął kredyt w 2006 roku, 650 tys. zł, i już go spłacił. Odsetki wyniosą 12 proc. w skali roku przez okres całego procesu. Wychodzi 70-80 tys. zł rocznie, a proces trwa średnio trzy lata.

Słyszałem, że na jednego sędziego przypada w Polsce średnio 0,4 asystenta. W wydziale frankowym sędziowie mają mieć dwóch asystentów, co ma przyśpieszyć sprawy.

– Mamy doświadczonego ministra sprawiedliwości, który problem frankowy zna od podszewki, jako były Rzecznik Praw Obywatelskich. Trwają prace z jego udziałem w przedmiocie usprawnienia tych procesów. Są dosyć konkretne pomysły, jak to przyśpieszyć. Uważam, że zostanie wypracowany model przyśpieszający choćby tryb zawierania ugód na warunkach korzystnych dla klientów, być może w oparciu o jakiś ujednolicony wzór. Takie prace się toczą również z naszym udziałem jako ekspertów zaproszonych do ministerstwa. Natomiast lepiej być w sądzie wcześniej, żeby zostać beneficjentem tych zmian, które zostaną wprowadzone.

Czy da się oszacować, o ile przyśpieszą sprawy frankowe? Jest szansa, że będą zamykane np. w ciągu roku?

– Taki byłby cel.

A czy jest szansa na waloryzację tej kwoty, która należy się kredytobiorcy? Przez 10-15 lat wartość pieniądza bardzo się przecież zmieniła.

– Ta kwestia nie jest jednoznaczna po ostatnim wyroku TSUE, ale jesteśmy pierwszą kancelarią w Polsce, która prowadzi już takie procesy. Myślę, że może to jeszcze pójść do Luksemburga. Ale byłbym ostrożny w formułowaniu daleko idących roszczeń, ponieważ unieważnienie umowy i odsetki mogą już pełnić funkcję kompensacyjną. Nie wykluczam żądań dotyczących waloryzacji, ale muszą być skonkretyzowane. Są czynniki, na podstawie których się to mierzy.

Wrócę do pierwszego pytania. Frankowicze wygrywają dziś prawie 100 procent spraw, ale większość z nich nadal nie zdecydowała się na to, by pójść do sądu. Dlaczego nie przekonują ich statystyki?

– To wynika niekoniecznie z obawy o wynik sprawy w sądzie, ale też o drogę, jaką trzeba przy okazji przejść. Obawiają się, że będzie kręta, będzie wymagała kontaktu z prawnikiem, występowania przed sądem, ponoszenia kosztów, może multiplikowania tych kosztów w trakcie postępowania itd.

Inna wątpliwość wśród niezdecydowanych dotyczy tego, że może być już za późno. Następny problem: z kim iść do sądu, komu zaufać. Kancelarie odszkodowawcze wchodzą już przecież z każdej strony, drzwiami i oknami, wręcz wyskakują z lodówki. Czy zaufać pośrednikowi, sprzedawcy, marketerowi z call center, którzy się z nimi kontaktują, czy jednak pójść do adwokata lub radcy, którzy się agresywnie nie reklamują, tylko działają w oparciu o wypracowane doświadczenie.

Dlaczego część frankowiczów obawia się, że jest już za późno na zgłoszenie roszczeń? Chodzi o przedawnienie?

– Nie, boją się, że bank, w którym wzięli kredyt, upadnie i nie będą mieli możliwości odzyskania pieniędzy.

Co pan odpowiada, gdy ktoś taką obawę zgłasza?

– Obawa o niewypłacalność banku tym bardziej powinna zachęcać do załatwienia tej sprawy. Im szybciej będziemy mieli wyrok, tym lepiej. Jeśli będziemy już w sądzie, możemy też szukać różnych form zabezpieczenia się na majątku banku. Można też liczyć na zawieszenie spłaty kredytu w sytuacji, gdy kapitał jest nadpłacony. Wreszcie mając wyrok przed niewypłacalnością możemy zdążyć z roszczeniem.

Następna obawa dotyczy samego kontaktu z polskim systemem prawnym, w tym biurokracji, konieczności przeglądania mnóstwa dokumentów itd. Do tego dochodzą sytuacje nieprzewidziane, czyli dużo stresu.

– To jest kwestia wyboru pełnomocnika. Lepiej wybrać świadomie, kancelarię z wieloletnim doświadczeniem. Na rynku jest dziś jednak bardzo dużo podmiotów ze świetnym marketingiem, ale bez doświadczenia. Wiele z nich obiecuje nawet proces za darmo. Nie ma jednak czegoś takiego jak „proces za darmo". Jest tylko odroczona płatność na bardzo wysokim poziomie, często z naruszeniem podstawowych zasad etyki radcowskiej i adwokackiej.

Z naszego doświadczenia wynika, że przebieg sprawy frankowej da się zaplanować od A do Z, włącznie z takimi wypadkowymi jak pozew banku, namawianie do ugody, problem obstrukcji procesowej z udziałem wolnego sądu. Jeśli pójdziemy do dobrej kancelarii, uzyskamy ochronę na każdą z tych ewentualności. Np. u nas wygląda to tak, że mamy osobny dział negocjujący ugodę, a postępowanie przed sądem toczy się równolegle. To samo dotyczy wszelkich kontrdziałań ze strony banku. Dzięki temu wszystko toczy się sprawnie.

Komentarze