Co od 1989 roku do dziś poszło dobrze, co można było zrobić lepiej i w jakim punkcie dziś są polscy przedsiębiorcy? Między innymi o tym rozmawiamy z Marek Wąsiński, kierownik Zespołu Gospodarki Światowej w Polskim Instytucie Ekonomicznym

Sławomir Szymański: Rozwijać biznes bez kapitału, to trochę jak tworzyć coś z niczego. W takim punkcie byliśmy 35 lat temu. A jednak, mimo różnych trudności, mieliśmy wtedy w Polsce eksplozję przedsiębiorczości.

Marek Wąsiński: Tempo transformacji było niezwykłe. Tym bardziej, że punkt wyjścia rzeczywiście był trudny. Jako kraj mieliśmy wadliwą strukturę gospodarczą, przestarzałe technologie, bardzo niską wydajność pracy, szybko narastające bezrobocie. Do tego dodajmy jeszcze olbrzymie zadłużenie państwa i zaaplikowaną terapię szokową.

Ten wybuch przedsiębiorczości z początku lat 90., poszukiwanie różnych możliwości i szans biznesowych, był związany w znacznej mierze z drobnym handlem. Miał nierzadko wymiar ratunkowy, ale wspomagał też gospodarkę Polski w postaci zamówień na różne towary.

Natomiast, w związku z tym, że kapitału w kraju nie było, usiłowano go przyciągnąć. Stąd powstawały różnego rodzaju zachęty dla inwestorów zagranicznych, obniżające im ryzyko biznesowe działalności w Polsce. Nasz kraj nie był początkowo postrzegany jako stabilne miejsce dla inwestycji.

To się jednak dość szybko zmieniło. Dla rozwoju naszej gospodarki w latach 90. bardzo istotna była zgoda na scenie politycznej co do kierunku, w jakim zmierzamy. Powszechnie akceptowanymi celami były wejście do NATO i Unii Europejskiej. Uważam, że rok 1998, kiedy rozpoczęły się negocjacje akcesyjne do UE, był kluczowy z punktu widzenia polskiej przedsiębiorczości. To potwierdziło, że jesteśmy stabilnym krajem skutecznie zmierzającym do wyznaczonego celu. Rozpoczęło się dostosowywanie naszego prawa, regulacji i standardów obowiązujących w UE. Wszystko to budowało wiarygodność Polski, która zaczęła być postrzegana jako miejsce atrakcyjne do lokowania inwestycji i włączania też naszych firm w łańcuchy dostaw.

Od 2004 roku Polska przyciągnęła ponad 280 mld dolarów inwestycji. Warto jednak zauważyć, że to właśnie lata jeszcze przed akcesją przyniosły największą dynamikę inwestycji zagranicznych: firmy lokowały wtedy u nas kapitał, żeby możliwe szybko skorzystać z otwierającego się potencjału. Podobnie wyglądało to w całym regionie. Od 2001 roku udział inwestycji zagranicznych w Europie Środkowo-Wschodniej, łącznie w inwestycjach zagranicznych w całej UE, wzrósł z 4,6 proc. w 2001 roku do ponad 6,6 proc. w 2022 roku. Przy czym największy przyrost, o ponad 1 pkt. proc., nastąpił jeszcze przed 2004 r.

Natomiast sama akcesja była oczywiście przełomem, jeśli chodzi o dostęp do wspólnego rynku.

Ciekawe są historie naszych firm, które powstały na przełomie lat 80 i 90. Na przykład Drutex: to dziwna nazwa jak na producenta okien, ale oni po prostu zaczynali od produkcji drutu i gwoździ, zanim zajęli się oknami. Czy polscy przedsiębiorcy wykazali się nadzwyczajną żywotnością i kreatywnością?

– W latach 90. nasze firmy, powoli rosnąc, zyskiwały stabilność. Ale mieliśmy też do czynienia z wieloma przedsięwzięciami, które upadały. Marzenia nie zawsze udawało się zrealizować. Międzynarodowa czy krajowa konkurencja często okazywała się za silna. Faktem jest, że ci przedsiębiorcy, którzy wówczas odpowiednio skonstruowali swoje biznesy i trafili w odpowiednią niszę, mieli duże możliwości. Okna to jest przykład dobrego wyboru i wtedy, i teraz. Dziś ta branża ma duży potencjał w związku z transformacją klimatyczną.

Chce pan powiedzieć, że nie powinniśmy oceniać tamtych czasów, pod wieloma względami pionierskich, tylko przez pryzmat historii sukcesu?

– Przykładów nieudanych przedsięwzięć z tamtych czasów też jest trochę. Ta szklanka jest jednak do połowy pełna.

Rok 1989 dzieli od 2004 tylko 15 lat. Minęło naprawdę niewiele czasu od momentu, kiedy nasza gospodarka działała jeszcze na dziwnych, nierynkowych zasadach, do chwili, kiedy stała się elementem wielkiego rynku europejskiego.

– Z perspektywy stosunków międzynarodowych trzeba podkreślić, że mieliśmy duże szczęście, że to było tylko 15 lat. Patrząc na to, jak rozwinęła się sytuacja w naszym regionie, później o akcesję mogłoby być znacznie trudniej.

Niesamowite wydaje się jednak to, że dużo polskich firm poradziło sobie w tej nowej sytuacji. To były przecież młode biznesy. Jeszcze w 1989 roku mieliśmy nieracjonalne łańcuchy dostaw, produkty nienadające się do niczego, firmy nieprzygotowane do konkurowania w ogóle na rynku, bo wcześniej nie musiały tego robić. Nie było skąd czerpać nie tylko kapitału, ale też zwykłych doświadczeń biznesowych.

– Z perspektywy przedsiębiorców, wejście do UE dało szansę najsilniejszym, najbardziej konkurencyjnym i najlepiej rozwiniętym firmom. Z drugiej strony, nie wszyscy zdążyli się przygotować na konkurowanie na tym wielkim rynku. Ogólnie trzeba jednak podkreślić, że na pewno wykorzystaliśmy szanse związane z napływem kapitału, transferem technologii i dostępem do jednolitego rynku.

Zrobiliśmy w Instytucie badanie kontrfaktyczne, jak by wyglądało PKB per capita Polski, gdybyśmy do UE nie weszli. Wyszło nam, że jest wyższe o 42 proc. niż gdybyśmy nie weszli do UE. To znaczy, że bez akcesji też byśmy się rozwijali, ale dużo wolniej. Bylibyśmy 8-10 lat do tyłu.

Trzeba sobie zdać sprawę z tego, że nadganialiśmy dramatyczną lukę rozwojową. Spójrzmy na liczby. Gdy wchodziliśmy do UE, nasz dochód na mieszkańca, liczony w parytecie siły nabywczej, wynosił 49 proc. w porównaniu do średniej europejskiej. W 2022 roku wzrósł do 82 proc. W ciągu tych ostatnich 20 lat przekształciliśmy się z państwa z najwyższym bezrobociem w UE w państwo z jednym z najniższych poziomów bezrobocia w UE. W ciągu ostatnich 35 lat nasz udział w światowym eksporcie wzrósł z 0,5 do 1,5 proc. To ogromny skok.

Czy polska przedsiębiorczość miała znaczący wkład w ten sukces? Czy motorem napędowym gospodarki były głównie inwestycje zagraniczne?

– Te inwestycje na pewno były ważnym czynnikiem, choćby dlatego, że powodowały transfer technologii. Oczywiście, rozwoju naszej gospodarki nie można jednak ograniczać tylko do tego. Polski eksport jest wysoce zdywersyfikowany. To nie jest tylko jeden sektor, który ciągnie wszystko. To widać na przykładzie motoryzacji: inaczej niż w Czechach czy na Słowacji, nie opieramy się tylko na dużych producentach samochodów, u nas działają głównie producenci różnego rodzaju komponentów. Z przedsiębiorstwami polskimi, a nie tylko inwestycjami zagranicznymi, mocno związany jest też sektor rolno-spożywczy, w tym przetwórczy.

Poza tym mamy też duży rynek wewnętrzny, co ma znaczenie również z punktu widzenia polskich przedsiębiorców. Dla części z nich, nasz rynek miał pilotażowy charakter, tu można było testować różne produkty, a dopiero potem wychodzić z nimi na rynki zagraniczne.

Z drugiej strony, ten chłonny polski rynek może być, paradoksalnie, pewnym ograniczeniem. Niektóre firmy nie widzą potrzeby wychodzenia zagranicę. Niedawno wiceminister gospodarki i innowacji z Litwy opowiadał na jednej z konferencji w Polsce, że tworzą się tam dobre startupy szybko osiągające sukces, bo od razu myślą globalnie. Po prostu nie mają u siebie wystarczająco dużego rynku by móc się do niego ograniczyć w swojej działalności biznesowej.

Przez te ostatnie 20 lat nie brakowało też głosów, że jesteśmy montownią Europy, tkwimy w pułapce średniego wzrostu, nie jesteśmy innowacyjni. Radzimy sobie w tej konkurencji, ale tylko dlatego, że mamy niskie koszty pracy.

– Nie od razu rozpoczęły się te dyskusje. Najpierw walczyliśmy z bezrobociem, później przyszedł kryzys finansowy 2008 roku. Trudny, ale wtedy, właśnie dzięki tej konkurencyjności cenowej, otworzyły się dla naszych firm jeszcze większe możliwości zdobywania zagranicznych rynków. Wspomniane dyskusje rozpoczęły się na początku poprzedniej dekady, kiedy UE zaczęła wychodzić z kryzysu.

Czy nadal konkurujemy głównie niższymi kosztami pracy?

– Ten trend się zmienia pozytywnie, choć bardzo powoli. W badaniu eksporterów towarów, które przeprowadziliśmy w 2023 roku, 26 proc. przedsiębiorstw zadeklarowało, że konkuruje jedynie ceną, konkurencję cenową z pewnymi elementami pozacenowymi wskazało kolejne 36 proc. proc. Jedynie 3 proc. respondentów stwierdziło, że konkuruje wyłącznie czymś innym niż ceną.

Zepsuliśmy coś przez te ostatnie 35 lat? Dało się zrobić coś więcej dla wsparcia naszej przedsiębiorczości?

– W kwestii rozwoju kapitału społecznego i ludzkiego na pewno można było zrobić więcej. Mam na myśli wzajemną współpracę między przedsiębiorcami, sektorem naukowym oraz administracją. Na konferencjach słychać narzekania z każdej z tych stron, a brakuje wspólnej odpowiedzi na różne wyzwania. Skuteczna współpraca biznesu z nauką jest ważna nie tylko dlatego, że pozwala wytwarzać innowacje, ale też je komercjalizować. Myślę, że jeszcze silniej można było wspierać instytucje – administracyjne, edukacyjne, badawcze, zdrowotne.

W jakim punkcie jesteśmy teraz? Ja wskazałbym trzy problemy, kluczowe dla rozwoju polskich firm: niska innowacyjność i jednak ciągle brak kapitału, a do tego, przynajmniej dla niektórych, to również sukcesja. Dobrze to identyfikuję?

– Myślę, że tak. Sukcesja jest tematem trudnym. Przedsiębiorstwa zakładane w latach 90. stoją nieraz przed decyzją, jaki model działalności przyjąć i komu zaufać w sytuacji, gdy sukcesorzy niekoniecznie są zainteresowani prowadzeniem działalności. Jest to jedno z wyzwań, chociaż nie najważniejsze.

Natomiast ograniczony zasób kapitału na pewno jest problemem i bezpośrednio łączy się z innowacyjnością. Stoimy przez wyzwaniem, żeby ten skok rozwojowy, który osiągnęliśmy, zmienić w skok rozwojowo-jakościowy. Teraz jesteśmy nieźli w dobrach pracochłonnych i tzw. dobrach średniej techniki. Chodzi jednak o to, żeby w eksporcie wzrastał udział dóbr zaawansowanych technologicznie. To pozwala rosnąć również dostawcom i kooperantom, których wkład w takie produkty będzie bardziej zaawansowany. Musimy dążyć do tego, by kreować w Polsce więcej wartości dodanej.

Rzecz w tym, że wysokoinnowacyjna gospodarka jest kapitałochłonna, a nie pracochłonna. Ograniczony zasób kapitału powoduje, że rzeczywiście trudno jest taką gospodarkę tworzyć. Trzeba też pamiętać, że Polska nie ma wielu firm-czempionów, ale mamy za to silny sektor małych i średnich przedsiębiorstw.

Np. nasze startupy, które zaczęły się dobrze rozwijać, napotykają na problemy związane z brakiem dalszego finansowania. Nasz rynek kapitałowy nie jest jeszcze w pełni ukształtowany.

Potrzebne są działania, być może aktywna rola państwa, kreowanie rozwiązań, które będą wspierać innowacje, przyciągać kapitał tam, gdzie widzimy największy potencjał w naszej gospodarce. Ważne jest, żeby powstawały u nas centra badawczo-rozwojowe, bo teraz jesteśmy silni w przetwórstwie przemysłowym. Potrzebujemy, żeby korzyści z lokowania danego centrum czy zaawansowanej fabryki wykraczały na zewnątrz, tzn. żeby zamówienia wysoko technologiczne, o wyższej wartości dodanej, trafiały do naszych firm.

Przed nami są więc zupełnie inne wyzwania niż 35 lat temu.

– Warto podkreślić, że jesteśmy dziś integralną częścią gospodarki europejskiej, która musi radzić sobie i konkurować z globalnymi graczami, czyli Stanami Zjednoczonymi i Chinami. To poważne wyzwanie. Np. ceny energii elektrycznej w USA są 50-80 proc. niższe niż w Europie, co od razu stawia nasze firmy w innej pozycji konkurencyjnej. Z kolei Chiny to subsydia państwowe, tanie finansowanie produkcji, z tym trudno konkurować.

Nowa Komisja Europejska będzie musiała odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób UE chce prowadzić politykę przemysłową i to dotyczyć będzie oczywiście także Polski i naszych przedsiębiorców. Warto się postarać o to, by w większym stopniu korzystać z narzędzi zasilających kapitałowo tworzenie innowacyjnej gospodarki, takich jak Horyzont Europa. Na poziomie europejskim trzeba powalczyć o to, by nasza gospodarka miała lepsze wsparcie w rozwoju tych wysoko innowacyjnych gałęzi przemysłowych, bo mieliśmy jednak trudniejszą pozycję startową.

Komentarze
"W szkole zabobony kłamstwa i androny, na co komu wiedza - przecież można kraść". Uczynienie z naszego systemu edukacji piramidy finansowej dla kościoła watykańskiego jest jedną z głównych przyczyn zacofania Wolskiej Rzeczyprostackiej Ciemnoludowej: youtu.be/si5sjPSqU1A
już oceniałe(a)ś
1
0