Niektórzy chcą wyłożyć swoje pieniądze tylko po to, aby po chwili je zabrać, licząc na szybki i wysoki zysk. To nic innego jak czysta spekulacja. Inwestowanie to długofalowy proces.

Michał Tokarczyk: Czy inwestowanie jest tylko dla zamożnych, czy też każdy może pomnażać swoje oszczędności?

Jacek Niedałtowski, doradca finansowy: Inwestować może każdy, ale warto się do tego procesu odpowiednio przygotować. Z pewnością musimy mieć poduszkę finansową, czyli tzw. pieniądze na czarną godzinę. Nie ryzykujmy wszystkich swoich oszczędności, zostawmy sobie chociaż kilka wypłat w sytuacji, jeśli stracimy pracę lub ciężko zachorujemy. Wyciskanie swojego budżetu do ostatniego grosza, aby inwestować w jakieś dobro materialne czy niematerialne, mija się często z celem. A czasami najlepiej te pieniądze zainwestować w siebie, by w przyszłości zarabiać więcej.

Przy obecnej inflacji i w czasie pandemii jest w ogóle sens inwestować?

– Oczywiście. Kto teraz nie inwestuje – traci. Niektórzy jednak popełniają ten błąd, że chcą wyłożyć swoje pieniądze tylko po to, aby po chwili je zabrać, licząc na szybki i wysoki zysk.

Trochę jak w kasynie.

– Dokładnie, a to nic innego jak czysta spekulacja. Inwestowanie to długofalowy proces. Innymi słowy: wyzbywamy się obecnych korzyści na poczet przyszłych, potencjalnie wyższych. To nie jest tak, że efekt przyjdzie za miesiąc lub pół roku. Nieraz musimy czekać 10, 15, a nawet 20 lat. Inflacja wynosi dzisiaj 17 proc. i możliwe, że będzie wyższa. Taki procent można zarobić tylko w dłuższej perspektywie.

W co więc warto inwestować?

– Odpowiem pytaniem: Jaki samochód warto w tej chwili kupić?

Przyznam, że nie wiem.

– To zależy od tego, czy ma pan rodzinę, zamiłowanie do sportu, czy jeździ pan w trasy czy tylko po mieście. Czy ceni pan sobie komfort? A może zależy panu, żeby auto wchodziło fajnie w zakręty?

Tak samo jest z inwestycjami. Nie ma więc jednoznacznej odpowiedzi, bo zależy ona wielu czynników: na jaki okres inwestuję, jakie kwoty, czy się znam na tym w co inwestuję, czy mam płynność finansową, aby nagle nie musieć zrywać inwestycji. Warto też zadać sobie ważne pytanie: „Jaki jest mój cel inwestycyjny?". Czy oszczędzam po to, żeby za 20 lat niczym się nie przejmować? A może zależy mi na tym, aby wysłać moje dzieci na studia za granicą?

Oczywiście, im większą mamy płynność finansową, tym możemy zainwestować więcej naszych oszczędności. Dywersyfikujmy je, czyli lokujmy w różnych instrumentach. Na przykład ja inwestuję wszędzie po trochu – giełda, fundusze inwestycyjne, nieruchomości, itd. Później weryfikuję, który z tych instrumentów przyniósł mi większe zyski.

Nie ma jednak złotej reguły. Gdybym dwa lata temu kupił styropian, dzisiaj byłbym milionerem. Mamy też fanów tzw. inwestycji alternatywnych. I nie mówię wcale o sztuce, alkoholu czy surowcach. Świetną inwestycją są np. klocki Lego. Jeśli orientujemy się, jaki zestaw kupić i odpowiednio go przechowamy (z dala od wilgoci itp.), to stopa zwrotu może nawet wynieść kilkanaście procent rocznie.

Załóżmy, że przychodzę do pana i mówię, że mam wolne 150 tys. zł. Co dalej?

– Zadałbym kilka pytań: „W jaki sposób pan zarabia?", „Na ile pana praca jest stabilna?", „Etat czy własna działalność gospodarcza?", „Jak wygląda sytuacja rodzinna: ma pan żonę, dzieci?", „Mieszkanie własne czy wynajmowane?", „Kredyty?", „Co ze skłonnością do ryzyka?". Odpowiedzi doprowadzą nas do punktu, w którym wskazuję potencjalne cele inwestycyjne.

Oczywiście, mógłbym iść po linii najmniejszego oporu i rzucić: „Niech kupi pan sobie 20 uncji złota lub ziemię". Tyle że ja jestem doradcą, a nie sprzedawcą. Bo jeśli okaże się, że w ciągu pięciu lat planuje pan np. zmianę mieszkania, ślub lub dziecko, to tę ziemię trzeba będzie sprzedać i odzyskać pieniądze. Co prawda po trzech lub czterech latach od jej zakupu nie będzie pan stratny, bo ziemia nie traci na wartości, ale zysk – po odliczeniu podatku – może być znacznie niższy.

Polacy chętnie inwestują w mieszkania. To wciąż dobry kierunek?

– Z punktu widzenia inwestora nieruchomości wydają się odporne na wstrząsy, w tym wojnę w Ukrainie. Pojawiło się jednak ryzyko, że obce czołgi mogą też wjechać do Polski. Niektórzy inwestorzy zastanawiają się, jak zabezpieczyć swoje majątki. To inny przypadek niż pandemia COVID-19, gdzie mieszkania stały puste, ale i tak nie traciły na wartości, bo popyt na nie wciąż jest ogromny. Jedni nie mają żadnych obaw, drudzy chcą w razie czego wyciągnąć swoje oszczędności i uciekać.

Z którymi klientami lepiej się panu współpracuje?

– Ja nigdy nie oceniam swoich klientów. Przychodzą do mnie ludzie, którzy mają 300 zł wolnych środków, i tacy, którzy mają parę milionów. Dopasowuję się do ich portfela. Dla mnie liczy się człowiek, a nie liczba zer na koncie.

Komentarze