Elementem krajobrazu Lublina są suche doliny denudacyjne. Tak mówią o nich fachowcy. Dla mieszkańców są to po prostu wąwozy. Przez wąwóz skraca się drogę na przystanek, w wąwozach najmłodsi uczą się jazdy na rowerach albo stawiają pierwsze kroki na rolkach, wyprowadza się tutaj psy, albo przychodzi posiedzieć na ławce. A zimą, gdy tylko spadnie śnieg, skarpy wąwozów zamieniają się w górki saneczkowe. Społeczna rola wąwozów, które są miejscami spotkań i integracji jest ogromna.
Blokowiska z enklawami zieleni
Zaletą wąwozów jest to, że znajdują się blisko osiedli mieszkaniowych. To przestrzenie rekreacyjne, do których nie trzeba podróżować samochodem. Lublinianie mają je pod oknami. Dzięki wąwozom osiedla są ciekawsze, bo urozmaicają widoki. Można do nich zejść i popatrzeć na bloki z dołu, albo odwrotnie – z balkonów patrzeć na dno wąwozu.
Według inwentaryzacji przeprowadzonej przez lubelski ratusz, w granicach miasta znajdują się 84 suche doliny. Co dają miastu? Na przykład to, że je przewietrzają. – Gdyby ich nie było, mielibyśmy większe zapylenie i większe problemy ze smogiem – mówi Jan Kamiński, architekt krajobrazu. Wąwozy poprawiają mikroklimat, obniżają w mieście temperaturę. Dzięki nim zabudowa w Lublinie nie jest aż tak zwarta, co wpływa na lepszą jakość życia, bo przyjemniej mieszka się w blokach, które oddzielone są zielonymi enklawami.
Wąwozy powstały w wyniku procesów erozyjnych. Silne wiatry przywiewały less, po czym nagromadzona czapa lessowa, po ustąpieniu lodowca rzeźbiona była przez wodę. Dawniej w wąwozach budowano wsie i osady. – Po II wojnie światowej, gdy miasto zaczęło się intensywnie rozbudowywać, ówcześni planiści podjęli decyzję, że wąwozy pozostaną niezabudowane i będą terenami zielonymi – mówi Kamiński. Wyjątkiem od tej reguły było wykorzystanie wąwozu do budowy ulicy Głębokiej. – Urbaniści zdecydowali, by akurat w tym miejscu zrobić coś na wzór amerykańskiej „parkway", czyli drogi w zieleni. Dziś oceniamy to negatywnie, bo wiemy, że takie miejsca nie powinny być zajęte przez infrastrukturę. Jednak w większości przypadków wąwozy Lublina zostały nietknięte. Co więcej, aby ich nie naruszać, konstruowano kładki i wiadukty, którymi prowadzono drogi – wylicza Kamiński.
Decyzja sprzed lat o niezabudowywaniu wąwozów otwiera dzisiaj Lublinowi drogę do projektu, którego realizacja mogłaby znacznie podnieść komfort życia mieszkańców. Mowa o zielonej sieci.
– Fenomenem Lublina są nie tylko same wąwozy i nietypowe ukształtowanie terenu, ale też to, że te suche doliny wciąż tworzą spójny system. Projekt zielonej sieci bazuje na tym potencjale – wyjaśnia Kamiński, współautor koncepcji „Zielona sieć dla Lublina". Zwraca uwagę, że dla miast cenne są nie tylko same tereny zielone, ale też fakt, że są ze sobą połączone. Ma to znaczenie dla migracji zwierząt, ale też dla codziennych wyborów dotyczących tego, jak dostaniemy się do pracy czy szkoły. Bo to zieleń zachęca do dłuższych spacerów i jazdy na rowerze, a im więcej chodzimy, albo używamy roweru, tym mniej jeździmy samochodami.
Budowa zielonej sieci polega na łączeniu terenów zielonych. Światowym liderem w tym temacie jest Singapur, który od lat 90. tworzy Park Connector Network, czyli sieć obejmującą parki i inne cenne przyrodniczo tereny. Niektóre singapurskie „łączniki" pomiędzy terenami zielonymi są bardzo proste, ale niektóre to spektakularne rozwiązania architektoniczne będące jednocześnie elementem wizerunku miasta i turystyczną atrakcją, np. Forrest Walk, czyli ponadkilometrowa trasa poprowadzona na wysokości koron drzew, albo Gardens by the Bay, czyli ogrody nad zatoką. W Montrealu ekologicznych korytarzy ma być pięć, o łącznej długości około 110 km. Miasto chce na to wydać 1,8 mld dolarów w 10 lat i posadzić 500 tys. drzew do 2030 roku.
Zielonej sieci nie ma jeszcze żadne polskie miasto. Wąwozy Lublina to dobra baza, która zwiększa prawdopodobieństwo, że projekt może się udać. Do systemu zieleni mogłyby zostać włączone także ogródki działkowe czy tereny „z odzysku": poprzemysłowe, kolejowe, powojskowe. Idea green connection została zapisana w najnowszej strategii Lublin 2030. – To ambitne zadanie, które wymaga skoordynowanej współpracy wielu podmiotów. Nie należy traktować go zatem jako jednego dużego projektu realizowanego w określonym przedziale czasowym. Jest to raczej wiele skoordynowanych ze sobą mniejszych działań, zmierzających w kierunku stworzenia w Lublinie spójnego systemu zieleni miejskiej. Spośród już realizowanych można wskazać m.in. obejmowanie kolejnych terenów ochroną planistyczną, budowę i rewitalizację parków, tworzenie ogrodów deszczowych czy nowych skwerów i parków kieszonkowych – wyjaśnia Krzysztof Żuk, prezydent Lublina.
I chociaż zielona sieć ma już miejsce w miejskich planach, to wąwozom, które mają być jej podstawą, wciąż trudno obronić się przed inwestorską presją. Zdarza się, że na ich obrzeżach powstają parkingi, a dawny poligon, czyli górki czechowskie mogą zostać częściowo zabudowane blokami.
Wszystkie komentarze