Kiedy wybuchła wojna, Wiktoria i Natalia z Żytomierza od razu zapytały, czy w Płocku znajdzie się dla nich schronienie. Dzień później były już nad Wisłą. Także 24 lutego władze Żytomierza wysłały prośbę o pomoc. Płock odpowiedział od razu: Czego wam potrzeba?
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Żytomierz to miasto partnerskie Płocka. Tutaj mówi się zamiennie – miasto siostrzane. Płock ma takich „siostrzyc" teoretycznie 14, a „w drodze" jest jeszcze Bayauzurkh z Mongolii, list intencyjny w tej sprawie został już podpisany. 2 marca prezydent Płocka Andrzej Nowakowski zawiesił współpracę z białoruskim Nowopołockiem i rosyjskim Mytiszczi, a 31 marca płoccy radni podjęli uchwałę o wypowiedzeniu umowy o partnerstwie.

Tymczasem Płock pomaga z całych sił Żytomierzowi.

Partnerstwo sprawdza się niesamowicie

Zanim w 2013 r. doszło do podpisania umowy o partnerstwie, obydwa miasta przez półtora roku już ze sobą współpracowały. – Aż do wybuchu wojny głównie w zakresie kultury – opowiadają Dorota Bartuś i Alina Boczkowska z płockiego ratusza. – Nasze zespoły folklorystyczne Wisła i Dzieci Płocka jeździły do Żytomierza, zapraszane na ich święto miasta czy na Festiwal Kultury Polskiej „Tęcza Polesia". My zapraszaliśmy i gościliśmy ich zespoły: Słoneczko czy grupę teatralną Modern-Pol na naszych Piknikach Europejskich, przeglądach i uroczystościach.

Co dwa lata harcerze wolontariusze z Płockiego Wolontariatu oraz z Fundacji Przystanek Rodzina jechali do żytomierskiej Polonii, prężnej i licznej, z akcją Paka dla Rodaka (na przemian z wyjazdami do Polonii w Bielcach, partnerskim mieście w Mołdawii). Do biedniejszych osób przed Bożym Narodzeniem trafiały od nich dary, głównie z żywnością.

Były też oficjalne kontakty na poziomie władz miejskich. I właśnie w takich okolicznościach rodziły się bardzo silne bezpośrednie relacje między ludźmi. Dlatego gdy Putin rozpoczął swoją zbrodniczą inwazję, dwie nauczycielki z Żytomierza odezwały się do jednego z kierowników płockiego urzędu miasta i jednocześnie wiceprezesa Fundacji Przystanek Rodzina – Alberta Dyny, z którym już dobrze się znały. Szukały bezpiecznego schronienia. Albert poszedł z tą prośbą do prezydenta. Nie było żadnego zawahania. Już w drugim dniu wojny Natalia z córką Anitą oraz Wiktoria były w Płocku; miały gdzie mieszkać i co jeść. Do miasta dotarły późnym popołudniem i od razu spotkały się z prezydentem Nowakowskim, który czekał na nie w ratuszu. Wiktoria pracuje teraz w urzędzie miasta – obsługuje infolinię dla Ukraińców, pomaga w tłumaczeniach różnego rodzaju treści dla nich. Kiedy na miejskim wiecu antywojennym wszystkie trzy mocnymi, szkolonymi głosami zaśpiewały a cappella hymn Ukrainy, płocczanie popłakali się ze wzruszenia.

– To partnerstwo sprawdza się niesamowicie, przynajmniej w przypadku naszego Płocka – twierdzi Andrzej Nowakowski. – To nie pusty slogan, że przyjaciół poznaje się w biedzie. Ludzie z Żytomierza nie bali się tu przyjeżdżać lub wysyłać swoich bliskich, bo wiedzieli, że przywitają ich tu życzliwe osoby.

Włodek (Wołodymyr) jest co prawda z Kijowa, ale zna się ze spotkań na płockim Vistula Folk Festiwalu z prowadzącym zespół Wisła. Przyjechał do Płocka kilka dni przed wojną, żeby poprowadzić warsztaty. Na koncercie dla Ukrainy na płockim Starym Rynku grał brawurowo ukraińską dumkę na akordeonie, a potem dziękował ze sceny przyjacielowi, że w tym ponurym czasie dał mu miejsce w swoim domu i ściągnął jego rodzinę. Taka jest siła „przyjaźni w biedzie".

Mail z Żytomierza

W ratuszu pokazują mi przysłany w dniu wybuchu wojny mail kierowany do Doroty Bartuś, a podpisany przez jej odpowiednika w żytomierskim merostwie – Olega M. Dotsenko, wicedyrektora wydziału promocji i współpracy z zagranicą. „Biorąc pod uwagę obecną sytuację na Ukrainie, Rada Miasta Żytomierza prosi o poinformowanie, czy jest możliwe udzielenie pomocy Miastu Żytomierz".

– Odpowiedzieliśmy od razu, tego samego dnia. Krótko: czego potrzebujecie? – mówi prezydent Andrzej Nowakowski.

Żytomierz zaraz przysłał listę: 1. Leki (lista w załączeniu), 2. Radiostacje (sprzęt krótkofalarski) do komunikacji, 3. Produkty higieniczne i środki czystości, produkty żywnościowe o długim terminie przydatności do spożycia (żywność w puszkach, półprodukty itp.).

– Prezydent od razu ogłosił zbiórkę darów dla Żytomierza – przypomina Alina Boczkowska. – Odzew był niesamowity! Od piątku przez cały weekend płocczanie do punktów zbiórki przynosili mnóstwo rzeczy. W niedzielę przyjechał z Żytomierza autobus z grupą uchodźców, a w poniedziałek wyjechał do Ukrainy wyładowany po brzegi darami.

Na tym się nie skończyło. Alina Boczkowska: – Korzystamy z różnych możliwości przekazania pomocy humanitarnej. Jak przyjeżdżają autobusami uchodźcy z Żytomierza, to na drogę powrotną kierowcy zabierają dary. Wysłaliśmy też do Żytomierza tir z pomocą humanitarną. W sumie dotąd pojechało już 18 pojazdów z pomocą. Przekazaliśmy również cztery autobusy Komunikacji Miejskiej – do przewozu mieszkańców ukraińskich miast: trzy trafiły do Żytomierza, jeden do Lwowa.

Prezydent Płocka wielokrotnie podkreśla w rozmowie, że pomoc może płynąć do Ukrainy dzięki ofiarności płocczan. 1 marca rozmawiał na komunikatorze internetowym z merem Żytomierza Serhijem Suchomłynem. – Trzy razy musieliśmy przekładać tę rozmowę, bo tam akurat odzywały się syreny ostrzegające przed nalotami – dodaje prezydent Płocka. – Mer dziękował płocczanom za wsparcie, za solidarność, przekazał, czego im trzeba.

Dzięki nieformalnym kontaktom i tzw. poczcie pantoflowej informacja o tym, że mieszkańcy Płocka skutecznie przekazują pomoc obywatelom Ukrainy rozeszła się szerzej. Do miasta zwróciły się także Kijów i Charków. Znów były zbiórki i transporty do tych miast. Ale w sprawie „pośrednictwa" w przekazaniu darów kontaktują się z Płockiem mieszkańcy innych polskich miast, np. Włocławka, Poznania czy Torunia. Nie mają swoich „kanałów przerzutowych", więc rzeczy ze zbiórek dostarczają do Płocka, a stąd jadą dalej, do Ukrainy.

Prezydent Nowakowski opowiada, że aby lepiej sprostać potrzebom ukraińskich przyjaciół, zwrócił się do płockich miast partnerskich. Na przykład rozmawiał online dwa razy z merem Fort Wayne (USA) Tomem Henrym i jego współpracownikami o tym, jaką pomoc świadczy samorząd Płocka i płocczanie na rzecz uchodźców i Ukraińców, którzy pozostali w swojej ojczyźnie. Pytał, czy Fort Wayne też może pomóc.

Efekt? Fort Wayne zorganizowało zbiórkę wśród mieszkańców i na utworzone przez samorząd Płocka konto wpłaciło 70 tys. dolarów (ok. 300 tys. zł). Niemieckie Darmstadt (które pomaga też swojemu miastu partnerskiemu w Ukrainie Użhorodowi) przekazało na konto 20 tys. euro (ok. 92 tys. zł). Auxerre (Francja) poinformowało o organizowaniu zbiórki darów, które mają przekazać do Płocka.

Nie tylko ratusz angażuje się w pomaganie

Jeszcze zanim wybuchał wojna, ale atmosfera już była ciężka i duszna, bo miecz Putina wisiał nad Ukrainą, Płock zaproponował Żytomierzowi, że przyjmie na wypoczynek dzieci z mamami, opiekunkami – w sumie ok. 50 osób. Nie zdążył. Niedawno mer Suchomłyn zapytał, czy oferta jest aktualna. Przed Wielkanocą liczba goszczonych w polskim mieście Ukraińców powiększyła się więc o 40 nowych osób.

Nie tylko ratusz angażuje się w pomaganie. To cała armia wolontariuszy, którzy otaczają opieką uchodźców, zwykli ludzie, którzy za własne pieniądze wykupują w sklepach potrzebne rzeczy i oddają mieszkania albo przyjmują uciekinierów pod swój dach. To firmy i instytucje, które doposażają transporty humanitarne – PCK, Bank Żywności, Bassel, Lewis, który zatrudnia ukraińskie kobiety, Cedrob…

– Bez nich, bez ogromnego wsparcia mieszkańców nie byłoby tego wszystkiego. To, co się dzieje, dzieje się dzięki nim, a nie ich kosztem – podkreśla Nowakowski. – A są i tacy „wariaci" jak Patryk Reszczyński, który pojechał własnym autem z darami do Żytomierza, Buczy i Berdyczowa, za swoje pieniądze. Doposażyliśmy z naszych zasobów ten jego transport. Niesamowity człowiek.

Od początku wojny uciekinierzy zjeżdżali więc do Płocka i trzeba było nad tym jakoś zapanować. – Poszliśmy trochę po bandzie – śmieje się dziś prezydent. – 2 marca, zanim jeszcze rząd coś postanowił, otworzyliśmy punkt rejestracji dla uciekinierów z Ukrainy, choć nie było żadnych stosownych wskazówek. Rejestracja nie jest obowiązkowa, ale uzyskane zaświadczenie upoważnia do otrzymywania pomocy. Chodzi o jedzenie, ubrania, środki czystości i bezpłatne przejazdy miejską komunikacją.

Ukraińcy dziękują, aż głupio się robi człowiekowi

Do tej pory zarejestrowało się już 2,3 tys. osób, głównie z Żytomierza i obwodu żytomierskiego. 400 z nich jest zakwaterowana przez miasto w podległych mu instytucjach oraz tych, z którymi ma podpisane umowy. Pozostali są u płocczan lub w udostępnionych przez nich mieszkaniach. Około 460 ukraińskich dzieci uczęszcza do płockich szkół i przedszkoli, a te, które nie znają polskiego, mogą uczestniczyć w dodatkowych zajęciach językowych. Działa infolinia w języku ukraińskim oraz specjalna zakładka na stronie internetowej ratusza – z ważnymi dla gości informacjami, które porządkują ich życie na uchodźstwie. Jest dużo gestów poparcia, w tym ten, że od 27 lutego z wieży zegarowej ratusza w południe grany jest hymn Ukrainy (na jedną stronę świata, na trzy inne – hejnał płocki). Goście mogą się tu czuć bezpiecznie.

Oni sami dziękują i dziękują, aż głupio się robi człowiekowi, zwłaszcza jak się naogląda w telewizji relacji z barbarzyństwa dokonywanego w Ukrainie przez rosyjskich żołdaków. A kiedy przed świętami lokalna organizacja ogłosiła akcję pomocową dla płockich bezdomnych, którym tradycyjnie przekazuje posiłki, wiele Ukrainek zgłosiło od razu, która ile zrobi pierogów, kotletów itp. Właśnie w podziękowaniu dla Płocka, który się nimi zaopiekował. Zresztą uchodźczynie nie chcą być ciężarem, próbują zarabiać sprzątaniem, gotowaniem itp.

Ile potrwa pomoc? – Jak długo będzie trzeba – odpowiada Andrzej Nowakowski. – Zakładam, że jak wojna się skończy, to sporo osób wróci do swojej ojczyzny, ale będą też tacy, którzy zostaną z nami na stałe, ale jaka będzie to skala, trudno dziś powiedzieć – mówi.

Partnerstwo miast. Nadszedł czas próby

Partnerstwo miast w czasie okrutnej wojny w Ukrainie nabiera innego wymiaru. Głębokiego, na miarę ratowania życia.

W Polsce jest wiele miast zaprzyjaźnionych z ukraińskimi. Na przykład Katowice i Lwów. Prezydent Katowic Marcin Krupa już w pierwszym dniu wojny zadeklarował pomoc dla lwowian. W drugiej połowie marca z Tychów, Katowic, Sosnowca i Świerklańca do Lwowa wyjechało 13 miejskich autobusów, wszystkie wyładowane pomocą humanitarną. Same pojazdy to dar dla Lwowa. To tylko mały przykład pomocy dla swojego partnera, a warto dodać, że z wcześniejszymi konwojami humanitarnymi jechał sam prezydent Katowic.

Świetnie sprawdza się w wojennej biedzie także partnerstwo Wrocławia i Kijowa. W polskim mieście jest już mnóstwo uchodźców z Ukrainy, ale pomoc płynie także bezpośrednio na Ukrainę. Już na początku marca podsumowywano, że do Ukraińców wyjechało aż 10 ton darów z wrocławskich szkół. Chore onkologicznie dzieci są z Ukrainy przywożone do wrocławskiej kliniki Przylądek Nadziei. Jak wszędzie, ofiarność mieszkańców, firm i instytucji jest ogromna.

Lublin ma aż 10 miast zaprzyjaźnionych i partnerskich w Ukrainie. Są to Łuck, Lwów, Iwano-Frankowsk, Równe, Sumy, Charków, Dniepr, Kamieniec Podolski, Krzywy Róg, Winnica. Lublin zainicjował akcję pomocy we współpracy z innymi swoimi partnerami z zachodniej Europy. Odpowiedzieli pozytywnie. Warszawa np. jest związana partnerstwem z Kijowem; także pomaga ofiarnie. Wojna to czas próby dla każdej przyjaźni. Polskie miasta z tej próby wychodzą w najlepszym stylu.

Supermiasta 2022
CZYTAJ WIĘCEJ
icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Komentarze