Rybołówstwa makreli i śledzia z północno-wschodniego Atlantyku straciły certyfikat zrównoważonego rybołówstwa MSC. Makrela na początku 2019 r., śledź atlantycko-skandynawski w grudniu 2020 r.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

To dlatego, że Unia Europejska (EU), Norwegia, Islandia, Rosja, Wyspy Owcze, Grenlandia i Wielka Brytania nie potrafiły się dogadać. Teraz połowy znacząco przekraczają zalecenia naukowe dotyczące zrównoważonych limitów: tylko w ostatnich 6 latach całkowity połów makreli, śledzia i błękitka przekroczył ten poziom o 34 proc. (4,8 mln ton).

Trwają właśnie spotkania wymienionych państwa w sprawie uzgodnienia bezpiecznych dla środowiska kwot połowowych. Nie wiadomo, jaki przyniosą skutek.

Sławek Szymański: Jakie skutki mogą mieć połowy tych ryb w tym regionie, prowadzone na tym poziomie, czyli ponad limit?

Anna Dębicka, dyrektor programu MSC w Polsce i Europie Centralnej: W ostatnich latach liczebność populacji ryb pelagicznych w tym regionie wykazywała ogólną tendencję spadkową. Szczególnie niepokojący jest spadek liczebności śledzia atlantycko-skandynawskiego, którego stado w ciągu ostatniej dekady zmalało o 36 proc.

Systematyczne prowadzenie połowów powyżej zrównoważonych limitów może doprowadzić do całkowitego załamania tych stad. Miało to już miejsce pod koniec lat 60. XX wieku, kiedy stado śledzia atlantycko-skandynawskiego uległo załamaniu, a udało się je odbudować dopiero po 20 latach ograniczonej działalności połowowej. Brak natychmiastowych działań może doprowadzić do całkowitej utraty zasobów ryb pelagicznych na północno-wschodnim Atlantyku.

Przyniosłoby to ogromne szkody ekosystemowi morskiemu, gdzie ryby te stanowią ważne źródło pożywienia dla innych gatunków. Jednak konsekwencje dotknęłyby także ludzi, i to nie tylko tysiące osób zatrudnionych w branży rybackiej. To bardzo ważne gatunki na rynkach europejskich, w tym w Polsce. Ich utrata oznaczałaby, że zabrakłoby popularnych wśród konsumentów produktów ze śledzia i makreli. Byłoby to na pewno odczuwalne dla Polaków, wśród których gatunki te plasują się odpowiednio na 1. i 3. miejscu wśród najczęściej spożywanych ryb.

Z kolei ograniczone połowy błękitka mogą spowodować problemy w dostawach mączki rybnej, która wykorzystywana jest jako pasza w hodowli m.in. popularnego w Polsce łososia.

Jaka jest szansa, że zainteresowane państwa się dogadają? Czy brak porozumienia będzie oznaczał, że każdy będzie tam łowił tyle, ile mu się podoba?

– Pomimo że sytuacja ta utrzymuje się już od wielu lat, w tym roku mamy do czynienia ze zdecydowanie większą presją ze strony całej branży i interesariuszy na państwa poławiające na północno-wschodnim Atlantyku. Nasza organizacja rozpoczęła globalną kampanię wzywającą rządy do podjęcia konkretnych działań w celu zapewnienia długoterminowej strategii zarządzania rybołówstwami makreli, śledzia i błękitka. Wezwanie MSC ma poparcie ze strony głównych detalistów i producentów ryb i owoców morza. We wrześniu br. list otwarty do ministrów wysłała grupa ponad 40 detalistów, firm gastronomicznych oraz dostawców należących do koalicji North Atlantic Pelagic Advocacy Group, w tym Tesco, ALDI, Cargill czy Thai Union. Wielu podpisujących zapewniło, że dokona zmian w swojej obecnej polityce zakupowej, jeśli obecna sytuacja, uniemożliwiająca zrównoważony połów tych gatunków, będzie się utrzymywać.

Również wielu rybaków oczekuje od rządów działań w tym zakresie. Obecna sytuacja doprowadziła do zawieszenia certyfikatów MSC, a ich przywrócenie nie będzie możliwe bez porozumienia dotyczącego zarządzania kwotami połowowymi. To powoduje straty dla rybaków, którzy nie mogą sprzedawać złowionych ryb na rynkach, gdzie przetwórcy i konsumenci wymagają, by ryby pochodziły z certyfikowanych połowów, spełniających globalne wymogi środowiskowe MSC.

Mam nadzieję, że te naciski przełożą się na wynik trwających właśnie spotkań państw nadbrzeżnych i rządzący osiągną porozumienie dla dobra przemysłu rybnego, konsumentów oraz naszej planety.

Czy ze śledzia w tym roku najlepiej na święta zrezygnować? A co z makrelą?

– Dziś bardziej niż kiedykolwiek powinniśmy uważać na to, jakiego śledzia wybieramy na święta. Poza śledziem skandynawsko-atlantyckim bardzo zła jest także sytuacja śledzia bałtyckiego. Jedyne pozytywne sygnały dotyczą śledzi z Morza Północnego. Oczywiście jako konsumenci nie musimy być ekspertami, żeby wiedzieć, skąd pochodzą śledzie, które planujemy kupić. Z pomocą przychodzi tu niebieski certyfikat MSC, który znajdziemy tylko na dzikich rybach i owocach morza pochodzących z dobrze zarządzanych rybołówstw, spełniających najbardziej rygorystyczne wymogi środowiskowe.

Na ten moment nie jest dostępna makrela atlantycka z certyfikowanych zrównoważonych połowów, dlatego nie zalecamy wyboru tego gatunku. Zamiast makreli warto sięgnąć np. po szproty, które są poławiane przez wiele certyfikowanych rybołówstw. Wśród nich są także nasi polscy rybacy, którym właśnie w październiku tego roku udało się uzyskać certyfikat MSC dla połowów szprota na Bałtyku.

Warto, żebyśmy byli otwarci na inne gatunki: w polskich sklepach dostępnych jest blisko 400 różnych produktów rybnych i owoców morza oznaczonych niebieskim znakiem MSC. Wśród nich znajdziemy m.in.: dzikiego łososia, dorsza, mirunę, mintaja, morszczuka, czarniaka, tuńczyka, a nawet certyfikowane małże czy krewetki. Dzięki temu możemy podejmować dobre dla środowiska decyzje, mając pewność, że zasoby ryb pozostaną w dobrej kondycji dla nas i dla przyszłych pokoleń.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Komentarze