Dorsz atlantycki, dziki łosoś z Alaski, miruna nowozelandzka lub patagońska czy też morszczuk australijski zwany Australisem - ryby trafiające dziś na nasze stoły pochodzą z całego świata. Jak to się dzieje, że pozostają świeże? Czy proces ich przetwarzania nie powoduje utraty cennych składników odżywczych?

Ryby dziko żyjące są przetwarzane bezpośrednio po złowieniu i błyskawicznie mrożone w szokowej temperaturze -30 st. C już na statku. W ten sposób aromat, struktura i kolor mięsa, a także składniki odżywcze zostają w pełni zachowane.

Obszary połowowe zwykle znajdują się gdzieś na krańcach świata, w oddaleniu od najsilniej zurbanizowanych i zamieszkanych wybrzeży. Głębokie mrożenie umożliwia przetransportowanie ryb do portów m.in. w Europie, bez uszczerbku dla ich jakości i wartości odżywczych. Służą do tego oczywiście specjalistyczne statki. Współczesne chłodnie również dysponują zaawansowanymi technologiami. Wszystko to sprawia, że ryby z całego świata są dostępne w sprzedaży przez cały rok. Głębokie mrożenie nie wymaga również stosowania konserwantów.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze