Jacek Wesołowski – programista, twórca gier komputerowych. Współpracował ze studiami Epic Games, Electronic Arts i Capcom, prowadzi pracownię Inżynieria Wszechświetności.
Informatyka ma pecha: oba potoczne znaczenia tego słowa są błędne: informatyk to albo komputeroznawca, który umie podłączyć biurowy komputer do drukarki, albo programista.
Nowy program nauczania też tak to przedstawia. Do informatyki wrzucono nawet prawo autorskie, jak mniemam, z myślą o piractwie, a dopchnięto programistycznymi ciekawostkami.
Podstawa programowa powiela założenia, według których uczono mnie w latach 90. Wiadomość mam złą: to nie działa. W szkole po reformie uczniowie nie uczą się tego, co programista naprawdę robi, czyli wymyślania algorytmów na poczekaniu i szukania gotowców w dokumentacji.
Prawdziwa informatyka jest nauką o przetwarzaniu informacji – każdej, wszędzie, choć najchętniej takiej, którą umiemy opisać liczbami. Euklides uprawiał informatykę, mimo że żadnego komputera na oczy nie widział. Praktykiem informatyki był, nie wiedząc o tym, każdy szyfrant w każdej armii od zarania dziejów. Najstarszymi bazami danych są biblioteki, a najstarsze programowalne maszyny to krosna.
Do niedawna jedynym komputerem, którego ludzie potrzebowali, była ich własna intuicja, a po metody zaawansowane sięgali specjaliści: bibliotekarz, księgowa, naukowiec, prawniczka.
Dziś żyjemy w powodzi informacji, więc wszyscy potrzebujemy informatyki i dlatego trzeba jej uczyć w szkole. Ale to nie to samo co nauka programowania i obsługi pakietu biurowego!
Programowanie też padło ofiarą nieporozumienia. Program to inaczej ścisła instrukcja postępowania w zadanej sytuacji. Nie tylko pralka wykonuje program, a telewizja nadaje według programu, ale również scenariusz filmu jest programem dla reżysera. Całe prawodawstwo to (niedoskonały) język programowania obywateli.
Komputer jest maszyną do przetwarzania informacji, i to nie zadanej z góry, lecz dowolnej. Dlatego programista komputerowy musi być też informatykiem. Ponieważ nie wiadomo z góry, co komputer będzie musiał zrobić, programy bywają bardziej złożone niż prawo. Potrzebne są więc nowe metody.
Dowcip polega na tym, że nikt z nas na co dzień nie obsługuje komputera, tylko aplikacje. Ten artykuł powstał w edytorze tekstu, który realizuje konkretne, znane z góry zadanie, więc ja go już programować nie muszę.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Polscy informatycy podbiją afrykańskie niebo
Komputeroznawstwo w szkole jest mechanizmem wyrównywania szans. Tylko część dzieci ma stały dostęp do urządzeń cyfrowych. Najczęściej będzie to smartfon, który jako komputer nie jest gorszy od peceta, ale ma bardzo okrojony interfejs, czyli w praktyce dużo mniej można z nim zrobić.
Jednak nie zasypiemy przepaści między kimś, kto ma peceta w pokoju, a kimś, kto dostał iPhone’a na komunię, w ten sposób, że raz w tygodniu posadzimy oboje na godzinę w pracowni i każemy coś wyklikać. Praktyczne komputeroznawstwo bierze się z wprawy, czyli używania komputera mimochodem, na co dzień, nie od święta. Każdy przedmiot szkolny powinien zawierać lekcje, na których komputer jest obowiązkową pomocą dydaktyczną.
Szkoła powinna wręczyć uczniowi laptopa do używania nie tylko w pracowni, ale w dowolnej klasie, a w szczególnych wypadkach – również w domu.
Dla oszczędności i w celach wychowawczych laptop powinien być przechodni: uczeń na początku lekcji loguje się i zyskuje dostęp do osobistych zasobów przechowywanych na szkolnym serwerze. Po lekcji zwraca sprzęt do puli i jest rozliczany z tego, czy nie zostawił bałaganu.
Informatyki trzeba uczyć w szkole, bo jest nieintuicyjna. Warto także uczyć podstaw programowania, bo to dobre ćwiczenie z precyzji wypowiedzi i przygotowanie do korzystania z zaawansowanych aplikacji. Jednak zaskakująco wiele można – i warto! – wyłożyć uczniom bez użycia komputera, pokazując im w ten sposób, że są to umiejętności na użytek codzienny.
Na początek warto im powiedzieć, czym jest informacja. Nauczmy dzieci filtrować, czyli oddzielać informacje ważne od nieważnych. Pokażmy, że tę samą informację można zakodować, czyli przedstawić, na wiele sposobów: literami, liczbami, dźwiękiem, światłem albo przyborami szkolnymi ułożonymi na blacie w określonym porządku.
Powiedzmy uczniom, że informacja bywa przedstawiana w mylący sposób.
Przećwiczmy to na przykładzie źle wyskalowanego grafu i artykułu zawierającego skrót myślowy lub błąd logiczny. Przedstawmy pojęcie kontekstu i zapytajmy, dlaczego ta sama informacja przedstawiona w nowym kontekście zdaje się znaczyć co innego. Obnażmy różnicę między wiedzą a interpretacją.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Jak mówią politycy? Młodzi informatycy to sprawdzili. Najtrudniej zrozumieć posłów PiS
Następnie zainteresujmy dzieci faktem, że informacje bywają błędne, cząstkowe lub niedokładne. Za punkt wyjścia niech posłuży pomiar temperatury lub wzrostu. Ważnym tematem są też fałszerstwa. Pokażmy uczniom, jak ustalić, która informacja nie pasuje do pozostałych, i jak w tym celu korzystać z zewnętrznych źródeł.
Nauczmy ich umiejętności obronnych: wyszukiwania, porównywania i wnioskowania.
W dalszych klasach wprowadźmy rozumowanie lateralne, czyli samodzielne sięganie po informacje, które nie zostały podane wprost.
Koniecznie powiedzmy o radzeniu sobie z informacjami, których jest za dużo! Jednym z narzędzi jest program komputerowy, który przetwarza informacje za nas. Pokażmy, jak próbkować, czyli odkrywać naturę zjawiska na podstawie przykładów. Wyróbmy w dzieciach nawyk wyróżniania kluczowych danych, takich jak cena produktu czy masa przesyłki, i odkładania ich na bok w celu późniejszego przywołania. Pokażmy im, jak robić dobre notatki.
To nie tylko podstawa programowania, ale także szczepionka na „promocje” w sklepach i kruczki w umowach.
Z lektury ministerialnego dokumentu wnoszę, że dzieci spędzą dużo czasu na „układaniu historyjek”. Błąd. Program komputerowy jest o rząd wielkości bardziej złożony niż „historyjka”, ponieważ zawiera instrukcje warunkowe i pętle. Właśnie te dwa elementy sprawiają uczniom największe trudności, więc przeróbmy je z nimi solidnie.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Z liceów prawie zniknie informatyka! A będą lekcje, na które nalega Macierewicz
Niech nauczą się widzieć powtarzalność i „rozwidlenia” we wszystkim, co ich otacza: plan wycieczki ma wariant „na słońce” i „na deszcz”, tydzień jest pętlą złożoną z pięciu dni powszednich i dwóch dni weekendu, a kiedy obieramy ziemniaki na obiad, możemy to ująć jako: „obierz ziemniak tyle razy, ile jest ziemniaków”. Dopiero gdy dzieci opanują ten sposób myślenia, przejdźmy do wyodrębniania elementów przewidywalnych, czyli prawidłowości. Tu przydadzą się „historyjki”, bo każda jest inna, ale jednak łączą je wspólne motywy, czyli szablony i archetypy (programista powie: funkcje i klasy). Poprośmy ucznia, by ułożył na poczekaniu dowolną historię, inną niż historia koleżanki, ale z identycznym zakończeniem. Nie oceniajmy, czy historia jest ciekawa, tylko czy spełnia zadane, ścisłe warunki.
Z książek, które uważam za warte podsunięcia nastolatkowi, polski przekład ma tylko „Podróż autora” Christophera Voglera. Moją własną bramą do informatyki były gry. Zachęcają, by nie tylko w nie grać, ale także rozumieć, przerabiać i tworzyć własne. Znów niekoniecznie przyda nam się komputer. Siądźmy z dziećmi wieczorem przy stole i zagrajmy w „Osadników z Catanu” lub „Carcassonne”. Nie przeszkadzajmy, jeśli będą chciały coś zmienić.
Poradzę też przewrotnie: gdy dziecko poprosi o konsolę, zamiast niej kupmy mu peceta, i to niezbyt mocnego. Podarujemy mu szansę na odkrycie „modów” i „edytorów”, czyli twórczość własną w pakiecie z samodzielnym rozwojem.
Zależy Ci na mądrej, dobrej szkole? Zgłoś się do Szkoły z Klasą!
Wszystkie komentarze
"INFORMACJA - bit,wszechswiat,rewolucja" .Autor James Gleick.
Wyborcza juz pisala o tej ksiazce wyborcza.pl/magazyn/1,124059,12085011,Na_poczatku_byl_bit.html
„Przyborami szkolnymi ułożonymi na blacie w określonym porządku” nie da się nauczyć programowania. Programowanie to rzemiosło, do którego potrzeba narzędzi softwarowych i tak trzeba uczyć tej umiejętności. Owszem, zaczyna się od algorytmów a te trzeba wymyślić i można dokumentować na początek bez użycia komputera np. schematami blokowymi, ale jak mówię – to tylko wstęp, potem trzeba wziąść narzędzie do ręki.
"Programowanie to rzemiosło, do którego potrzeba narzędzi softwarowych i tak trzeba uczyć tej umiejętności. "
No właśnie. Ale czy szkoła podstawowa (a nawet liceum) ma uczyć rzemiosła? A może powinna nauczyć logicznego myślenia, porządkowania uzyskanych informacji, ich analizowania. To też są elementy informatyki
OK. Tylko nie nazywajmy lekcji z obsługi komputera "informatyką".
A tworzenie algorytmów to po prostu myślenie analityczne — przydatne w każdej dziedzinie życia. To nie jest wiedza specjalistyczna, myśleć potrzebuje każdy.
> Autor tego artykułu uważa, że w szkole należy uczyć tworzenia algorytmów? Po co?
Bo każdy proces składający się z etapów postępowania - nawet głupie pieczenie ciasta - można przedstawić jako algorytm. Kto ma świadomość, jak należy taki algorytm skonstruować i jak według stworzonego w ten sposób algorytmu postępować, ten będzie w mógł lepiej wykonywać w przyszłości swoją pracę.
hi, hi - tak po prawdzie to każdy z nas tworzy algorytmy, kiedy planujemy zakupy, czy robimy sobie (czy rodzinie) posiłek; nawet pobyt w łazience po spaniu a przed wyjściem do pracy (najpierw mycie potem ubieranie; bo przecież nie ubierze się garnituru przed wejściem pod prysznic, prawda?). Każdy przepis kuchenny to algorytm etc, wycieczka ze znajomymi do kina etc,
Sądzę, że autorowi chodziło także o to by dzięki zrozumieniu na czym ta rzecz na "a" polega można w bardziej zorganizowany i racjonalny sposób zapanować nad własnym życiem będąc tylko i wyłącznie humanistą mającym wstręt do przedmiotów ścisłych
Algorytmów się dzieci nie nauczą? To jakim cudem uczą się w ogóle? Jakim cudem w ogóle funkcjonują? Mama mówi do 4-latka: nałóż rajstopy, później spodenki, a na końcu buciki. On to rozumie i wykonuje, a to przecież algorytm. Roczne dziecko siedzi i z jednego pojemnika do drugiego przekłada klocki, wykonuje te same ruchy aż w pojemniku zabraknie klocków - przecież to pętla.