Metody uczenia, które opierają się na najnowszych odkryciach psychologów czy dzisiejszych neurobiologów, były stosowane już... 100 lat temu. Znajdziemy je m.in. w pedagogice Montessori.

Badania nad tym, jak uczy się mózg, nie pozostawiają wątpliwości. Efektywność nauczania zależy przede wszystkim od motywacji ucznia, czasu poświęconego danemu zagadnieniu i głębokości przetwarzania informacji. Im więcej struktur w mózgu zostaje pobudzonych podczas uczenia się, tym lepiej omawiane treści zapisują się w pamięci.

– Nauczanie musi pobudzać jak największą liczbę zmysłów – komentuje psycholog dr Urszula Sajewicz-Radke ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej. – Włączać wzrok tak samo jak słuch, dotyk, a najlepiej jeszcze węch czy smak. No i ruch.

Tak mówią psychologowie wspierani przez neurobiologów. Tę prawdę posiedli jednak już dawno temu pedagodzy, którzy dochodzili do niej intuicyjnie, obserwując dzieci i to, co w uczeniu działa, a co nie działa.

„Życie to nie oddychanie, to działanie – pisał już w XVIII wieku Jean-Jacques Rousseau. – Na wszystkich przedmiotach musielibyście nauczyć się więcej przez działanie nie przez słowa. Ponieważ dzieci łatwo zapominają to, co same powiedziały, i to, co im się powiedziało, ale nie to, co zrobiły lub co im zrobiono”.

Tymczasem w wielu szkołach głównym działaniem dzieci na lekcjach matematyki jest praca z zeszytami ćwiczeń, tzw. papierowa matematyka. Głośno krytykuje tę metodę m.in. prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska zajmująca się edukacją matematyczną dzieci.

– Dawniej w powszechnym użyciu były patyczki, liczydła i zeszyty w kratkę. Nauczyciele mówili dzieciom np. „masz pięć patyczków, dodaj trzy, policz, ile jest razem... Zapisz rozwiązanie w zeszycie”. Dzieci, manipulując patyczkami, ustalały sumę i nadawały wykonanym czynnościom symboliczne znaczenie, zapisując działanie 5 + 3 = 8 w zeszycie – mówi prof. Gruszczyk-Kolczyńska. – Taki sposób postępowania nazywa się poglądową, wstępną matematyzacją realnej sytuacji.

Dziecko samodzielnie realizuje drogę od konkretnej działalności, obserwacji i analizowania jej skutków do symbolicznej reprezentacji. W ten sposób ustala wspólne cechy sposobu rozwiązywania kilku dobranych zadań i tworzy schematy matematyczne, np. że dla wygody można zmieniać kolejność dodawanych składników i nie ma to wpływu na wielkość sumy. Takie przeplatanie działania na zbiorach zastępczych z rozumowaniem prowadzi do myślenia strukturami. To sedno edukacji matematycznej dzieci.

– Tę poglądową matematyzację realizują obecnie... autorzy zeszytów ćwiczeń – komentuje prof. Gruszczyk-Kolczyńska. – Zadanie przedstawiają dziecku np. w formie rysunku, pod nim zapisują rozwiązanie w postaci niekompletnego działania. Dziecko ma tylko wpisać w odpowiednie miejsce konkretną liczbę, znak działania itp. Nie musi ani rozumieć sensu zadania, ani trudzić się liczeniem, wystarczy, że np. odpisze od sąsiada.

Oczywiście nie dzieje się tak we wszystkich szkołach. Co więcej, są placówki, w których matematyki uczy się zgoła inaczej. Zgodnie z zaleceniami neurobiologów i psychologów. I robi się tak od... ponad 100 lat.

To szkoły posługujące się metodami opracowanymi przez Marię Montessori, włoską edukatorkę i lekarkę żyjącą na przełomie XIX i XX w. Na całym świecie jest dziś ponad 20 tys. montessoriańskich szkół i przedszkoli.

Czym wyróżniają się te placówki? Bazują na samodzielnym poznawaniu świata przez dzieci. Zakładają, że dziecko uczy się najefektywniej, gdy zajmuje się czymś, co je w danym momencie pasjonuje. – Uczeń powinien spróbować sam odpowiedzieć na stawiane pytania – opowiada Magda Kania, nauczycielka oraz sekretarz stowarzyszenia Montessori bez Granic. – Dziecko czasami znajduje odpowiedź po kilku chwilach, innym razem - po kilku dniach. Nauczyciel nie stara się tego przyspieszać. Każde dziecko ma swój czas.

Przy tym dzieci korzystają z przemyślanych pomocy, które pozwalają im – poprzez pracę z konkretnym przedmiotem – kształtować abstrakcyjne pojęcia. Pracując z tzw. różową wieżą zrobioną ze stopniowo zwiększających się sześcianów, poznają pojęcia „większy" – "mniejszy”. Kolejna pomoc wprowadza relację „cieńszy" – "grubszy”. Jeszcze kolejna – „krótszy" – "dłuższy”.

Wprowadzeniem do nauki liczenia jest zbiór złotych koralików. To pomoc, w której jedności są reprezentowane przez jeden koralik, dziesiątki - przez dziesięć połączonych drucikiem, setki – sto koralików ułożonych w kwadrat. Tysiąc to sześcian zbudowany z koralików. – W ten sposób można fizycznie wziąć do ręki tysiąc i porównać go z setką. Sprawdzić, ile razy setka mieści się w tysiącu. Ile dziesiątek jest w setce. Zanim dzieci zaczną liczyć z użyciem liczb, robią to ze złotymi perełkami – wyjaśnia Magda Kania. – Wykonują przy tym prawdziwe fizyczne działanie: dodają, zsuwając perełki ze sobą, odejmują, rozdzielając je. Nie muszą siedzieć w ławkach. W systemie Montessori niezwykle ważne są ruch, dotyk i oddziaływanie na zmysły.

Czy to działa? Badania nad takim uczeniem matematyki prowadziła m.in. Angelina Lillard, psycholog rozwojowy z Uniwersytetu Wirginii. Pierwszą rzeczą, której przyjrzała się dokładniej, była właśnie rola ruchu w nauczaniu. ”Ludzie dokładniej odzwierciedlają przedmioty i przestrzenie, lepiej zapamiętują informacje i charakteryzują się głębszym zrozumieniem sytuacji społecznych, gdy ich ruchy wiążą się z tym, o czym myślą lub czego się uczą – pisze w książce »The Science Behind the Genius«. - W klasach tradycyjnych nauka nie jest nastawiona na wykorzystanie związku pomiędzy ruchem i poznaniem. W przeciwieństwie do nauki w klasach Montessori, gdzie ruch jest podstawą nauczania”.

Za pedagogiką Montessori stały badania wybitnego psychologa rozwojowego Jeana Piageta. To on odkrył i opisał etapy rozwoju dziecięcego umysłu. Dzięki niemu wiemy, że dziecko między siódmym a 11. rokiem życia znajduje się w tzw. stadium operacji konkretnych. Ma kłopot z myśleniem abstrakcyjnym. Potrzebuje fizycznych, zmysłowych doświadczeń, by wykształcić taki sposób myślenia. Musi powtórzyć działanie i kilkadziesiąt razy, by to się udało. – Dla Montessori mniej ważny był wynik dziecięcego działania, to, czy prawidłowo policzyło jakiś przykład. O wiele istotniejsze było rozumowanie dziecka – mówi Magda Kania. – Skupianie się na błędzie jest deprymujące, zniechęca.

Czy systemowa edukacja mogłaby się czegoś nauczyć od tej alternatywnej? Warto spróbować.

KONKURS – „KREATYWNIE O UŁAMKACH”

Dla uczniów szkół podstawowych i gimnazjów.

  • Macie ciekawy sposób na ułamki?
  • Jak ważne są w naszym życiu?
  • Kiedy się z nimi spotykacie?

Pokażcie nam swoje najbardziej kreatywne podejście do ułamków – przygotujcie razem z klasą zadanie, grę, krótkie wideo albo jakieś inne dowolne dzieło, które pomysłowo zilustruje ułamki zwyczajne, i przyślijcie do końca września:

  1. drogą elektroniczną na adres e-mailowy: matematyka@wyborcza.pl lub
  2. pocztą na adres: Gazeta Wyborcza, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa, z dopiskiem „MATEMATYKA SIĘ LICZY”.

Macie szansę na wyjątkowe nagrody dla szkoły!

Zwycięzców ogłosimy w sobotę 8 października na 3. Festiwalu Matematyki w warszawskiej siedzibie „Gazety Wyborczej”.

Zapraszamy na 3. Festiwal Matematyki
Zapraszamy na 3. Festiwal Matematyki red.

Szczegóły: wyborcza.pl/matematyka

Rejestracja na Festiwal: 3festiwalmatematyki.evenea.pl

Zapraszamy!

 

Komentarze