Używając komputerów, cały czas liczymy na to, że nikt, włącznie z Wszechświatem, nie zorientuje się, że oszukujemy

Rozmowa z dr. Łukaszem Badowskim* z Centrum Nauki "Kopernik"

*Dr Łukasz Badowski kiedyś specjalizował się w fizyce matematycznej, dziś zajmuje się komunikacją naukową. Pracuje w Centrum Nauki "Kopernik"

DR ŁUKASZ BADOWSKI: Czy ty wiesz, ile jest różnych rodzajów nieskończoności?

TOMASZ KWAŚNIEWSKI: Jeden, bo nieskończoność to nieskończoność.

- Nie, no co ty! Są większe i mniejsze. To chyba oczywiste.

Oczywiste?

- Najprostsza jest taka: bierzesz liczby naturalne 1, 2, 3,... aż do nieskończoności. No, a teraz weź liczby całkowite. Czyli 0, 1, -1, 2, -2... Których jest więcej? Naturalnych czy całkowitych?

Całkowitych.

- Nie, no co ty! Jest ich tyle samo.

Ale przecież liczb dodatnich i ujemnych jest więcej niż tylko dodatnich.

- No, ale możesz zrobić następującą rzecz: w jednym rzędzie wypisać wszystkie liczby naturalne, a w drugim podpisać je tak, że pod 0 dasz 0, pod 1 dasz 1, ale pod 2 dasz -1 itd. I jak to zrobisz, to się okaże, że odwzorujesz wszystkie liczby całkowite na liczby naturalne. Czyli jest ich tyle samo. Podobnie możesz zrobić z liczbami wymiernymi, czyli ułamkami. I to jest taki podstawowy typ nieskończoności. Matematycy oznaczają go hebrajska literą - alef zero. No i z niego możesz zacząć robić następne. Większe.

Większe nieskończoności?!

- Tak, bo możesz zapytać: ile jest wszystkich podzbiorów liczb naturalnych czy też całkowitych?

Podzbiorów?

- No, że bierzesz grupę trzech liczb albo czterech, albo pięciu Albo nieskończenie wielu.

No i ile ich jest?

- Nieskończenie wiele więcej niż nieskończenie wiele.

O rety!

- Słuchaj, to jest proste: jak spróbujesz te wszystkie podzbiory liczb ponumerować, czyli przypisać każdemu liczbę, to liczby ci się skończą - mimo że jest ich nieskończenie wiele - a jeszcze zostaną ci podzbiory. A potem możesz jeszcze zrobić podzbiory tych podzbiorów. Podzbiory podzbiorów podzbiorów itd. Masz więc taki nieskończony ciąg nieskończoności. Każda większa od poprzedniej. Pierwsza będzie nazywana alef jeden, kolejna alef dwa, i tak dalej... Natomiast jest pewien rodzaj nieskończoności, który sprawia problemy.

No co ty?

- Jak masz liczby naturalne, całkowite, wymierne, czyli ułamki, to z nimi jest wszystko pięknie, ale w pewnym momencie pojawia się też coś, co się nazywa liczby rzeczywiste.

Czyli?

- Można sobie taką liczbę wyobrazić na różne sposoby. Albo jako nieskończony ułamek. Niektóre będą dość banalne - na przykład 1,00000... albo 124,367500000000..., albo 0,33333 Czyli jedna trzecia. Ale są też takie, których się nie da tak zapisać. Na przykład pi. Liczba pi jest liczbą rzeczywistą. 3,1415 itd. Nieskończony ciąg różnych cyfr. No i w pewnym momencie ludzie zadali sobie pytanie: czy skoro wszystkich liczb naturalnych jest tyle samo co całkowitych, i wymiernych, to czy tak samo jest z liczbami rzeczywistymi? No i okazało się, że liczb rzeczywistych jest więcej.

Od czego więcej?

- Od nieskończoności. To znaczy od tego alef zero. Czyli to jest taka większa nieskończoność.

A jak ci ludzie do tego doszli?

- Rozumowanie jest dość proste. To znaczy dla matematyków. A polega na tym...

Może od razu wytłumacz mi to w jakiś inny sposób.

- Narysuj sobie prostą, a potem ją zakropkuj. Liczby rzeczywiste to jest ta prosta, natomiast liczby naturalne, całkowite, wymierne, to są te kropki. Różnica jest więc uderzająca. Te są osobno. A te są ciągłe. Oczywiście jak narysujesz wszystkie ułamki, to pomiędzy każdym zawsze wciśniesz jeszcze jakiś, ale one nadal będą od siebie odseparowane. A w tych pustych miejscach pomiędzy jest nieskończenie wiele liczb, których na oczy nie widziałeś. Dlatego nieskończoność liczb rzeczywistych nazywa się continuum . Matematycy używają tutaj gotyckiego c. No i teraz powstaje pytanie, zadał je sobie na przykład Georg Cantor, niemiecki matematyk żyjący na przełomie XIX i XX wieku: jak się ma nieskończoność liczb rzeczywistych do nieskończoności liczb naturalnych? Czyli jak się ma c do tych wszystkich alefów?

Cantor, próbując odpowiedzieć na to pytanie, zwyczajnie oszalał, a dziś już wiemy, że on tej odpowiedzi znaleźć nie mógł, bo jej po prostu nie ma. Albo inaczej mówiąc: każda odpowiedź, na przykład, że to jest alef jeden albo - powiedzmy alef siedemnaście, jest równie dobra.

No, ale czemu ty mi to w sumie opowiadasz?

- Bo pytanie o to, jaka jest relacja między tym, co oddzielne - fachowo nazywamy to dyskretnym - a tym, co ciągłe, to jest centralny problem matematyki.

No, ale po co mi to wiedzieć?

- Bo cała fizyka, chemia, biologia, którą się opisuje matematycznie, bazuje właśnie na operacji przejścia od dyskretnego do ciągłego.

Jest taki słynny przykład antycznego greka Zenona z Elei, który uważał, że ruchu nie ma - jak patrzysz na lecącą strzałę, to w danej chwili ona stoi. Jak zrobisz jej zdjęcie, to ona stoi. I w którymkolwiek momencie byś to zdjęcie zrobił, to ona stoi. No to jak to jest, że ona się porusza?

Trzeba poukładać zdjęcia jedno za drugim.

- Ale wtedy dostaniesz dyskretny ciąg zdjęć, a nie ruch. Tak naprawdę to jest tak, że w danej chwili strzała się o nieskończenie mały kawałek przesuwa, tylko ty tego nie widzisz. Czyli ruch jest ciągły, a nie dyskretny. Żeby więc móc mówić o świecie, trzeba mieć liczby rzeczywiste. Dlatego one zresztą tak się nazywają.

Z jednej strony masz więc liczby całkowite, naturalne, i te nieskończoności z nich złożone, takie punktowe, a z drugiej - nieskończoność ciągłą, zupełnie inną. Dwa światy. I to przejście między jednym a drugim jest dość krytyczne. Bo nagle się okazuje, że to, że one ze sobą się sklejają, powoduje bardzo poważne problemy matematyczne.

Słynne twierdzenie Banacha - Tarskiego mówi, że jeśli masz pomarańczę, weźmiesz ostry nóż, pokroisz ją na kawałki, rozsuniesz te kawałki, po czym złożysz z nich tę pomarańczę, to będziesz miał tę pomarańczę, ale jeszcze trochę kawałków ci zostanie i jak je złożysz, to otrzymasz drugą taką samą.

Przecież to niemożliwe.

- A Banach z Tarskim pokazali, że możliwe.

[Od redakcji: Zbigniew Semadeni, emerytowany profesor Instytutu Matematyki UW przysłał nam list z komentarzem w tej sprawie, publikujemy go pod rozmową ]

Czyli jak Jezus wziął te chleby i zaczął je dzielić

- Słuchaj, ty nie możesz powiedzieć, że to jest niemożliwe, bo ci się nie podoba. Co najwyżej możesz wyrzucić cały kawał matematyki, który do tego doprowadził. Ale jak to zrobisz, to rozpadną ci się światy rzeczy ciągłych i dyskretnych.

I wtedy?

- Nie będziesz mógł na przykład korzystać z komputerów.

Cała nasza fizyka opiera się na liczbach rzeczywistych, ale nasze komputery w ogóle ich nie rozumieją, bo one posługują się bitami: 0, 1. A jednak potrafią wyliczyć na przykład trajektorie rakiet balistycznych, które mają nas trafić i cały ten świat rozwalić w cholerę. Czyli po pierwsze, to jakoś działa. A po drugie, jeśli chcemy, żeby to właśnie tak działało, że my tak sobie przechodzimy od tej jednej nieskończoności do drugiej, to musimy też zaakceptować istnienie takich paradoksów jak ten z pomarańczą.

No, ale jak to się w ogóle dzieje, że komputer wylicza te trajektorie?

- Jak komputer robi symulację ruchu, to składa go z małych kroków. Bo komputer myśli tylko małymi krokami. Nie ma ciągłości w komputerze. I my liczymy te małe kroki, a potem liczymy na to, że jak te kroki będą naprawdę małe, to nikt, włącznie z wszechświatem, się nie zorientuje, że my nie używamy liczb rzeczywistych, tylko je sobie przybliżamy. Czyli cały czas oszukujemy. Rzecz w tym, że siebie to my możemy oszukiwać, ale fizyka jest brutalna.

To znaczy?

- Są takie procesy fizyczne, które mają to do siebie, że w bardzo krótkim czasie mogą dać coś bardzo skomplikowanego. Na przykład wybuchnąć.

A w "Dużym Formacie" co drugi tydzień felietony z cyklu "Badowski Kwaśniewskiemu, czyli z głowy do główki".

List Zbigniewa Semadeni, emerytowanego profesora Instytutu Matematyki UW

Nie da się za pomocą noża (nawet ostrego) podzielić jakieś ciało fizyczne na części i tak poprzestawiać otrzymane części, by otrzymać obiekt o dwukrotnie większej masie. To jest po prostu sprzeczne z kanonem fizyki: z prawem zachowania masy. Banach i Tarski udowodnili coś innego, a mianowicie, że z systemu aksjomatów ZFC (tzn. z systemu Zermelo-Fraenkela z aksjomatem wyboru) wynika możliwość takiego rozłożenia kuli o promieniu 1 na skończoną liczbę podzbiorów, z których po odpowiednich obrotach da się złożyć dwie kule o promieniu 1.

Banach i Tarski wiedzieli jeszcze dwie bardzo ważne rzeczy:

- taki rozkład kuli jest nieefektywny, nie da się tego rozkładu w żaden sposób wyraźnie określić, nie da się też dla konkretnych elementów wyjściowej kuli odpowiedzieć na pytanie, do którego z nowych zbiorów dany element będzie należał po przekształceniu;

- po rozłożeniu te części nie będą miały objętości, nie da się im przypisać żadnej miary będącej uogólnieniem objętości.

Wiadomo też, że jeśli aksjomat wyboru zastąpi się aksjomatem determinacji J. Mycielskiego i H. Steinhausa, to otrzyma się nowy system aksjomatyczny teorii mnogości, w którym można udowodnić wszystkie twierdzenia klasycznej analizy matematycznej i jest to wystarczające do zajmowania się klasyczną fizyką matematyczną, a zarazem w tym systemie można udowodnić, że rozkład kuli zgodny z warunkami Banacha i Tarskiego jest niemożliwy.

Nieskończoność w skończonej liczbie pytań (i odpowiedzi)

Czy istnieje nieskończoność?

Zapytajmy najpierw, jaka jest największa liczba na świecie? Nie ma takiej. Do każdej kandydatki zawsze można dodać 1 i otrzymamy jeszcze większą liczbę. To znaczy, że niezależnie od tego, o jak dużej liczbie sobie pomyślę, zawsze można znaleźć jeszcze większą. Liczby, jak mówią matematycy, "dążą do nieskończoności". Tak rozumianą nieskończoność filozofowie nazywają "potencjalną". Ten proces powiększania liczb nie ma końca i żadnego ograniczenia, ale na każdym kroku mamy do czynienia z jakąś skończoną liczbą (choć może być tak przeogromna, że "nie występuje w przyrodzie", np. jest większa niż liczba wszystkich cząstek elementarnych we Wszechświecie).

Matematycy potrafili jednak wyobrazić sobie coś bardziej abstrakcyjnego - nieskończoność "aktualną", a więc zbiór, który zawiera nieskończoną liczbę elementów, na przykład zbiór wszystkich bez wyjątku liczb naturalnych, czyli 1, 2, 3, 4... itd. W ten sposób powołali nieskończoność do istnienia jako osobny byt, taki jak liczba 1 czy 2, choć jak poniżej zobaczymy, niedokładnie taki sam.

Czy nieskończoność to liczba?

Nic podobnego. Nieskończoność nie jest liczbą, np. nie jest parzysta ani nieparzysta. To pewien koncept, idea. Dość kłopotliwa zresztą. Kilku geniuszy straciło najpierw rozum, a potem życie, próbując rozwikłać paradoksy, które są związane z nieskończonością.

Rachunki na nieskończoności nie przypominają zwykłej arytmetyki. Kiedy do nieskończoności dodamy 1, to w wyniku dostaniemy też... nieskończoność. Ba, gdy do nieskończoności dodamy nieskończoność, to też nic się nie zmieni, tj. wciąż będzie to nieskończoność (dlatego liczb parzystych jest dokładnie tyle samo co wszystkich liczb naturalnych - parzystych i nieparzystych razem wziętych; to zresztą charakterystyczna cecha nieskończoności - jej część może być równa całości).

Nic nie da także mnożenie nieskończoności - kiedy się ją podwoi czy nawet pomnoży przez 1000, to się nie zmieni. Jest nawet gorzej, nieskończoność razy nieskończoność (czyli nieskończoność do kwadratu) to też... nieskończoność. Gdy słynny badacz nieskończoności Georg Cantor udowodnił, że przestrzeń trójwymiarowa ma dokładnie tyle samo punktów co jednowymiarowa, napisał "rozumiem to, ale w to nie wierzę" (a w końcu przeszedł załamanie nerwowe i zmarł w przytułku dla obłąkanych).

Czy nieskończoność można policzyć?

Wydaje się, że to niemożliwe, bo musielibyśmy mieć... nieskończoną ilość czasu, a poza tym nigdy byśmy nie skończyli liczenia. Matematycy mają jednak sprytną metodę, która polega na porównywaniu dwóch zbiorów elementów. Pokażmy to na następującym przykładzie: jak sprawdzić, czy liczba krzeseł w klasie jest równa liczbie uczniów? Można oczywiście policzyć osobno krzesła i uczniów, a potem porównać te liczby ze sobą. Ale jeśli jest ich nieskończenie wiele, to już wiemy, że to się nie uda. Lecz wystarczy kazać uczniom usiąść. Jeśli ani jedno krzesło nie pozostanie puste i ani jeden uczeń nie pozostanie na stojąco, to znaczy, że zbiory uczniów i zbiór krzeseł mają taką samą liczbę elementów.

Matematycy ustalają "równoliczność" zbiór, korzystając z dokładnie tej samej metody, choć oczywiście nazywają wszystko w bardziej wyszukany sposób. Zamiast mówić o "siadaniu na krzesłach", oni "konstruują odwzorowanie". Warunek "na każdym krześle musi usiąść tylko jeden uczeń i żadne krzesło nie może być pominięte" określają słowami "odwzorowanie ma być wzajemnie jednoznaczne". Jeśli uda się w ten sposób odwzorować jakiś zbiór elementów na zbiór wszystkich liczb naturalnych 1, 2, 3..., to znaczy, że liczba jego elementów jest nieskończona. I tak policzyliśmy nieskończoność! Zauważmy, że ta operacja odwzorowania przypomina ustawienie wszystkich elementów w rządek i "ponumerowanie" ich kolejnymi liczbami (tak jakbyśmy chcieli dać im rozkaz: "Kolejno odlicz!").

Czy wszystkie nieskończoności da się policzyć?

Niestety nie. Te nieskończone zbiory, których elementy da się odwzorować na zbiór liczb naturalnych, czyli ustawić w rządek i "ponumerować", matematycy nazywają przeliczalnymi. Mówią fachowo, że ich moc wynosi alef zero. Ale okazuje się, że są takie zbiory, które są bardziej nieskończone niż zbiór liczb naturalnych i nie da się ich przeliczyć. Taki nieprzeliczalny zbiór tworzą liczby rzeczywiste, czyli te, które składają się na całą oś liczbową (są wśród nich nie tylko liczby naturalne i szkolne ułamki, ale także takie dziwolągi jak liczba pi, czy pierwiastek z dwóch).

Georg Cantor ochrzcił tę nieskończoność liczb rzeczywistych, która jest nieprzeliczalna, mianem continuum. A potem wymyślił (skonstruował w myślach) jeszcze inne, bardziej potężne nieskończoności. Nie ma więc jednej nieskończoności, jest ich cała hierarchia. Są nieskończoności mniejsze i większe, a co więcej - okazuje się, jest ich... nieskończenie wiele.

Czy są jakieś ukryte nieskończoności?

Cantor zadał sobie też pytanie, czy pomiędzy dwoma "najmniejszymi" nieskończonościami - liczb naturalnych (alef zero) i liczb rzeczywistych (continuum) mieści się może jakaś pośrednia nieskończoność? Mniejsza od continuum, ale jednak większa niż alef zero. Wydawało mu się, że nie. Ale wszystkie próby udowodnienia tej hipotezy - zwanej hipotezą continuum - zakończyły się kompletnym fiaskiem. Gdy na początku XX wieku David Hilbert, niekwestionowany lider ówczesnej sceny matematycznej, wymieniał listę 23 najważniejszych problemów w matematyce, za najpilniejsze uznał rozstrzygnięcie właśnie hipotezy continuum. Swoje wystąpienie Hilbert zakończył buńczucznym: "Musimy wiedzieć. Będziemy wiedzieć!". Nie miał pojęcia, jak bardzo się mylił.

Po 30 latach austriacki logik Kurt Gödel dowiódł bowiem twierdzenia o niezupełności: wykazał, że w każdym systemie logicznym występują zdania nierozstrzygalne, czyli takie, o których nie da się powiedzieć, czy są prawdziwe czy fałszywe. Jak dowiedziono w latach 60., hipoteza continuum jest... nierozstrzygalna.

PS. A Gödel skończył życie podobnie jak Cantor - pokonała go choroba psychiczna.

Zobacz też: Prawo Benforda. Jedynka jako narzędzie do wykrywania manipulacji

Czytaj w ''Piątku Ekstra'' :

 

Większe i mniejsze nieskończoności.

 

Używając komputerów, cały czas liczymy na to, że nikt, włącznie z Wszechświatem, nie zorientuje się, że oszukujemy

Życie to gra. Bez prądu.

 

Możesz troszczyć się o misie panda, urządzać świat po apokalipsie, bawić się w rolnika, rządzić gangiem motocyklowym albo renesansową Europą. Już co najmniej 200 tysięcy Polaków wkręciło się od nowa w... planszówki

Wielkie pytania małych ludzi

 

Dlaczego dziadek nocą nie spada z łóżka?

Sankowski i Świąder w stereo

 

Płytowe nowości tygodnia: Martin Gore, Rasmentalism, Metz i Hoszpital [RECENZJE]

Książkowe nowości tygodnia.

 

Reportaż Magdaleny Grzebałkowskiej "1945. Wojna i pokój", Sarah Walters niemal jak Virginia Woolf w powieści "Pod osłoną nocy", a dla dzieci książeczka o Tymku, który boi się sam spać

Komentarze
Panie Tomaszu Kwaśniewski, podziwiam pana optymizm i duże pokłady nadziei, że spora gromadka czytelników GW czyta także i takie artykuły. Ale proszę nie sugerować się ilością komentarzy, czytający często ( ja) nie mają zbyt dużo wolnego czasu na pisanie. Ale czytamy nałogowo.
@inkwizytorstarszy Zapomniałem dodać aktualną kobiecą definicję dla kobiet. (nie złośliwą) "Nieskończoność to okres czasu gdy kobieta o nienachalnej urodzie wybiera sukienkę do ślubu..."
już oceniałe(a)ś
0
0
Opowieść z 1001 mocy (autor nieznany) Moc jest to klasa równoważności Zbioru w relacji równoliczności. Dla zbiorów, co są w tej samej klasie Zawsze bijekcję utworzyć da się. Funkcja ta, która ma być bijekcją Musi injekcją być i surjekcją. Że jest injekcją, to w innych słowach Znaczy, że jest różnowartościowa. Nazwa ”surjekcja” oznacza zdanie Że jest to ”na” zbiór odwzorowanie. Zbiory bywają zwykle dzielone Na te skończone i nieskończone. Zwłaszcza te drugie nas zadziwiają Bo całkiem inne własności mają. Mówimy, że zbiór jest przeliczalny Gdy ma moc zbioru liczb naturalnych. Te zbiory liczb są z nim równoliczne: Wymierne oraz algebraiczne. Tę moc przebadał Cantor dopiero I ją oznaczył przez ? 0 . Są jeszcze inne nieskończoności Które niezwykłe mają własności. No, bo na przykład, kto by powiedział Że równej mocy jest każdy przedział? Lub czy to fakt jest dość oczywisty Że tyleż jest też liczb rzeczywistych? Punktów na prostej? A i do tego Podzbiorów zbioru przeliczalnego? Moc tę continuum nazywamy Oraz literą c oznaczamy. Gdy większe chcemy uzyskać moce Musimy liczbę 2 podnieść do c . Tyle podzbiorów, co każdy przyzna Ma zbiór R 2 czyli płaszczyzna. Gdy 2 do mocy tej podniesiemy - Kolejną, większą moc dostaniemy. Czynność tę można kontynuować I dalsze moce tak konstruować. Tak otrzymamy ciąg nieskończony Z coraz to większych mocy tworzony. Więc można podać do wiadomości: Jest nieskończoność nieskończonośc
@panbuchman Przepraszam za niechlujstwo. Miało być tak: Opowieść z 1001 mocy (autor nieznany) Moc jest to klasa równoważności Zbioru w relacji równoliczności. Dla zbiorów, co są w tej samej klasie Zawsze bijekcję utworzyć da się. Funkcja ta, która ma być bijekcją Musi injekcją być i surjekcją. Że jest injekcją, to w innych słowach Znaczy, że jest różnowartościowa. Nazwa surjekcja oznacza zdanie Że jest to na zbiór odwzorowanie. Zbiory bywają zwykle dzielone Na te skończone i nieskończone. Zwłaszcza te drugie nas zadziwiają Bo całkiem inne własności mają. Mówimy, że zbiór jest przeliczalny Gdy ma moc zbioru liczb naturalnych. Te zbiory liczb są z nim równoliczne: Wymierne oraz algebraiczne. Tę moc przebadał Cantor dopiero I ją oznaczył przez alef zero. Są jeszcze inne nieskończoności Które niezwykłe mają własności. No, bo na przykład, kto by powiedział Że równej mocy jest każdy przedział? Lub czy to fakt jest dość oczywisty Że tyleż jest też liczb rzeczywistych? Punktów na prostej? A i do tego Podzbiorów zbioru przeliczalnego? Moc tę continuum nazywamy Oraz literą c oznaczamy. Gdy większe chcemy uzyskać moce Musimy liczbę 2 podnieść do c. Tyle podzbiorów, co każdy przyzna Ma zbiór R kwadrat czyli płaszczyzna. Gdy 2 do mocy tej podniesiemy - Kolejną, większą moc dostaniemy. Czynność tę można kontynuować I dalsze moce tak konstruować. Tak otrzymamy ciąg nieskończony Z coraz to większych mocy tworzony. Więc można podać do wiadomości: Jest nieskończoność nieskończoności!
już oceniałe(a)ś
7
0
@panbuchman Podziwiam ogromny optymizm, że są czytelnicy którzy ten niegłupi wierszyk przeczytają do końca. A niektórzy nawet domyślą się o co chodziło autorowi... (autor ! autor!...?)
już oceniałe(a)ś
2
0
Jak ja tu trafiłem? O czym oni mówią?
już oceniałe(a)ś
1
0
W ostatnim paragrafie autor zapedzil sie na manowce (co jest skadinad czestym zjawiskiem w roznego rodzaju popularnych enuncjacjach i ekspozycjach powolujacych sie na twierdzenie Godla). Rozumiem ze w zamysle miala to byc brawurowa koncowka z dech zapierajacym fajerwerkiem - Hilbert cos tam mowil, ale Godel dowiodl ze 'w kazdym systemie logicznym występują zdania nierozstrzygalne, czyli takie, o których nie da się powiedzieć, czy są prawdziwe czy fałszywe.' Co wiecej, w latach 60 udowodniono ze hipoteza continuum jest 'nierozstrzygalna'. I tak oto odglos dzwonow dobiegajacy gdzies z daleka przekonuje nas ze nie da sie powiedzeic o hipotezie continuum czy jest prawdziwa czy falszywa. Na zawsze skazana na pobyt w jakims matematycznym czyscu, ni pies ni wydra. 1) Twierdzenie Godla o niekompletnosci nie dotyczy _kazdego_ systemu logicznego. Musi to byc system zawierajacy aksjomaty arytmetyki (tj. opisujace wlasciwosci liczb naturalnych). Istnieje cala nieskonczonosc systemow logicznych, mniej lub bardziej skomplikowanych, ktorych niekompletnosc godlowska nie dotyczy (np. teoria liczb rzeczywistych). Te zas, ktore 'znajduja sie pod jej wplywem' sa niekompletne w kwestiach arytmetycznych. Parafrazujac, twierdzenie Godla mowi o niemozliwosci pelnej aksjomatyzacji arytmetyki. 2) Niekompletnosc Godla nie mowi nic o prawdzie lub falszu zdan nierozstrzygalnych. Mowi jedynie ze przy zalozeniu niesprzecznosci systemu aksjomatow nie mozemy rozstrzygnac owych zdan, tj. albo ich udowodnic, albo udowodnic ich zaprzeczenia. Prawda lub falsz tych zdan nie jest rozwazana, jedynie mozliwosc ich formalnego dowodu (w ramach danego systemu formalnego). To ze dany system nie jest w stanie ich udowodnic (lub udowodnic ich zaprzeczen) nie mowi nic o ich prawdzie lub falszu - jedynie o pewnym 'martwym punkcie' danego systemu formalnego. 3) Niezaleznosc hipotezy continuum od ZFC (bo to udowodnila para Godel/Cohen) nie ma nic wspolnego z niekompletnoscia Godla (w pierwszym przypadku rozwazamy aksjomatyzacje teorii mnogosci, w drugim arytmetyki). Godel udowodnil ze nie mozna hipotezy contiuum obalic zakladajac ZFC, Paul Cohen zas ze nie mozna jej udowodnic w ZFC. Byc moze obecnosc Godla w tym kontekscie spowodowala konfuzje u autora artykulu (na zasadzie Godel to, Godel tamto, wszedzie ten Godel). 4) Niezaleznosc hipotezy continuum od ZFC nie mowi nic nt. jej potencjalnej prawdziwosci lub falszu, jest to zupelnie 'insza inszosc'. Byc moze nowe, rozszerzone systemy aksjomatyczne rzuca nowe swiatlo na to zagadnienie w przyszlosci. 5) 'A Gödel skończył życie podobnie jak Cantor - pokonała go choroba psychiczna.' A wiec pedal taniej sensacji wcisniety do dechy. Podobno na krotko przed tragicznym koncem obaj wystepowali w tancu z gwiazdami, wlasnie kreca o tym program.
już oceniałe(a)ś
2
1
Po co te sprawy aż tak komplikować? Wystarczy trzymać się definicji. Zostało powiedziane, że nieskończoność nie jest liczbą, bo naprawdę nie jest. Bezsensem jest więc próbowanie rachunków na nieskończoności (liczba mnoga jest tu bez sensu) tak, jak na liczbach. Na początek oddzielmy definicyjnie (1) liczby (produkty) od (2) metod produkcji liczb. Istnieje - na przykład - metoda produkcji liczb naturalnych. Można ją "uruchomić" czyli zacząć te liczby tworzyć wykonując określoną ilość kroków. Powstanie policzalna ilość produktu, liczb naturalnych. Nieprawda, że JEST ich nieskończenie wiele. Nigdy ich tyle nie ma. Zawsze jest tyle, ile razy wykonamy metodę wytwarzania tych liczb. Jeśli uważamy, że proces ich tworzenia nie został zakończony to nie wolno takich (niedokończonych) zbiorów brać do porównań ani innych oszacowań. Coś, co się jeszcze zmienia nie daje jednoznacznego wyniku porównywania, to chyba oczywiste. Czym więc jest nieskończoność? To tylko deklaracja, że można wykonać dowolną ilość kroków. I otrzymać dowolną proporcjonalnie ilość skutków. To brak ograniczenia dla licznika tych kroków. Ale gdy już chcemy coś policzyć (ilość elementów) to taki licznik musi być ustalony. Etap tworzenia musi być zakończony. I na tym opiera się analiza porównawcza zbiorów tworzonych niezależnie od siebie. Ustanawiamy WSPÓLNY licznik tworzenia elementów takich zbiorów i tylko wtedy je porównujemy ze sobą. Jeśli jest możliwe znalezienie takiego licznika, to zbiory da się porównać, jeśli to niemożliwe, to nie ma platformy, poziomu odniesienia i każda próba porównywania jest bez sensu. A ten wspólny licznik nie musi być duży (choć mówimy o zbiorach "przekraczających naszą wyobraźnię"), powinien być tak mały jako to możliwe, bo wtedy liczenie jest i tak skuteczne, ale i najłatwiejsze. Ciągłość i nieciągłość, o czym była mowa w w przypadku prostej i punktach, które się na nią składają... Tu też popełniany jest błąd definicyjny. Prosta nie składa się z punktów. Punkty mogą wyznaczać położenie prostej lub leżeć na niej ale prosta to nie jest zbiór punktów. Dlaczego? Bo tu też trzeba spojrzeć na definicję, na "sposób tworzenia". Żeby utworzyć jakiś wirtualny punkt na płaszczyźnie (lub w dowolnej przestrzeni), musimy zdefiniować jego współrzędne. I potem już nic nie musimy robić. Punkt istnieje jednoznacznie. A co jest niezbędne do analogicznego stworzenia prostej? Definicja. Tworzenie prostej nie jest tym samym, co tworzenie punktu. Wypowiadamy definicję, która pozwala na identyfikację, czy jakiś punkt będzie z tą definicją zgodny. Przynależenie punktu do prostej to wyłącznie ZGODNOŚĆ współrzędnych. Prosta nie istnieje realnie w taki sam sposób jak punkt. Można wykropkować na papierze ciąg punktów, które będą spełniały jakąś definicję prostej. Ale to nigdy nie będzie ta prosta czyli jej definicja. Zapamiętajmy - prosta jest tylko definicją. Punkt ma skończoną procedurę tworzenia. Już nic nie da się do tego dodać. Prosta jest deklaracją, jak tworzyć punkty (jak często, gęsto i odkąd dokąd itp.) - to jest niezakończona, zawierająca w sobie nieskończoność licznika (i innych parametrów jakiegoś kontekstu) deklaracja. Kto chce dzielić prostą na jakieś konkretne punkty, ten dokonuje gwałtu na logice. Bez wcześniejszego ustanowienia tych punktów (wynikających z wyliczeń) dokonywać chciałby operacji tak, jakby była to policzalna, określona ilość elementów. To manipulacja. I w ten sam sposób można się "rozprawić" z całą resztą matematycznej "hucpy". :) Aż dziw, że się tego raz a dobrze dotąd nie zrobiło. Nie rozumiem dlaczego.
już oceniałe(a)ś
1
1
"...to liczby ci się skończą - mimo że jest ich nieskończenie wiele..." W tym miejscu zakończyłem czytanie, ktoś jest na bakier z logiką.
@d_n Jest jeszcze dużo, dużo gorzej. Jest np. taki hotel, zwany Hotelem Hilberta. W Hotelu Hilberta jest nieskończona liczba pokoi. Zatem nie ma problemu z rozmieszczeniem w niej wycieczki z nieskończoną liczbą gości: pierwszy gość otrzymuje klucz od pokoju z numerem 1, drugi z numerem 2 itd. Wszyscy mieszczą się bez problemu. Nawet, gdy hotel jest już pełen, a przyjedzie druga, równie liczna (nieskończona!) wycieczka, i tak wszyscy się pomieszczą. Po prostu, recepcjonista wszystkich wywoła, a następnie gościom z pierwszej wycieczki przydzieli pokoje o numerach 1,3,5,7... itd., a gości z drugiej wycieczki skieruje do pokoi 2,4,6,8.. itd. Wszyscy się zmieszczą. Według tej samej reguły można ulokować tam ewentualnych gości z trzeciej, czwartej, piątej... wycieczki... Razem z nieskończonej liczby nieskończonych wycieczek. Ale to jest jeszcze nic. W hotelu pracuje jedna sprzątaczka. Pierwszy pokój sprząta przez pół godziny, drugi (jest już trochę zmęczona) przez 15 minut, trzeci (niechlujnie) przez 7,5 minuty itd. Zawsze następny pokój dwa razy szybciej, niż poprzedni. Sprzątaczka nie lubi sprzątać, gdy w pokoju są goście. Zatem, kiedy wchodzi do pokoju numer jeden prosi gościa, aby ten przeniósł się do pokoju numer 2. Wówczas dotychczasowy gość pokoju numer 2 idzie do pokoju 3, gość z pokoju 3 - do 4 itd. Sprzątaczka ma pusty pokój do dyspozycji. Jednakże, po jego uprzątnięciu, kiedy przechodzi do sprzątania w następnym pokoju, nie przywołuje gości z powrotem. Po prostu, gość z pokoju 2 (wcześniej mieszkający w jedynce) przechodzi do trójki, ten z trójki (wcześniej mieszkający w dwójce) idzie do czwórki itd. W ten sposób, już dokładnie po godzinie, wszystkie pokoje są wysprzątane... i puste! Zagadka: gdzie się podziała nieskończona liczba gości? Jak ich ściągnąć z powrotem do swoich pokoi?
już oceniałe(a)ś
3
0