Dlaczego mózgu nie da się zmusić do uczenia? Co emocje mają wspólnego z pamięcią? Czy nasze szare komórki lubią matematykę? Czego nauczyciele mogą nauczyć się u lekarza? Mówi o tym nowa dziedzina wiedzy - neurodydaktyka.

Olga Woźniak: Wiedza na temat mózgu - po co to nauczycielom? Dlaczego poloniści czy matematycy mają się interesować synapsami, neuroprzekaźnikami, dendrytami?

Dr Marzena Żylińska*: Bo mózg ucznia to miejsce pracy nauczyciela. Żeby dobrze pracować, musimy znać swoje miejsce pracy, jego możliwości i ograniczenia.

Jak pani na to wpadła? Nie jest pani specjalistką od mózgu.

- Jestem metodykiem nauczania języków obcych. Nieraz musiałam obserwować zajęcia moich studentów. Byli świetnie przygotowani do lekcji, mieli scenariusze, odtwarzacz CD, zabawy - wszystko niby było dograne, ale aktywni na tych lekcjach byli co najwyżej uczniowie z pierwszych ławek. Im głębiej w klasę, tym mniejsze zainteresowanie. Zastanawiało mnie: dlaczego? I czemu metodycy tego nie widzą? A może coś jest nie tak z tymi dziećmi, które nie chcą się uczyć? Odpowiedź znalazłam przypadkiem na wiedeńskim lotnisku...

Co ją przyniosło?

- Czekając na samolot, kupiłam sobie książkę Manfreda Spitzera "Jak uczy się mózg?". I wszystko tam było!

Okazało się, że z dziećmi było wszystko w porządku?

- O tak, błąd został popełniony w innym miejscu. Ludzki mózg został stworzony do tego, żeby się uczyć i niczego nie robi lepiej. Tylko chce to robić inaczej, niż oczekuje od niego szkoła.

A czego oczekuje szkoła?

- Kiedy dzieci przychodzą do szkoły w wieku sześciu-siedmiu lat, mają w płacie czołowym - a to część mózgu odpowiedzialna za planowanie, świadomość, uczucia wyższe, czyli wszystko to, co czyni nas ludźmi - największą ilość połączeń nerwowych, jakie kiedykolwiek mózg może mieć. Nikt inny, nawet największy mędrzec, nigdy nie będzie miał tyle połączeń w tym miejscu mózgu, ile ma sześciolatek. Dzieci przychodzą do szkoły z kwitnącymi mózgami i od środowiska, które im stworzymy, zależy, ile tych połączeń się zachowa. Pozostaną bowiem tylko te, które są używane. Reszta zniknie.

Najsłynniejszy mózg świata w plasterkach [WIDEO]

Więc im bardziej stymulujemy dziecięcy mózg, tym lepiej?

- Właśnie. A dzieci na samym wstępie zostają "ukrzesłowione". Pani nauczycielka mówi: "Jasiu, tu nikogo nie interesuje, co ciebie interesuje, kochany. Tu jest szkoła. Będziemy realizować program". Tym samym wyłącza Jasiowi te wszystkie mechanizmy uczenia się, w jakie wyposażyła go natura.

Czyli?

- Po pierwsze - ciekawość. Ciekawość poznawcza to najsilniejszy mechanizm, który pcha ludzi do poznawania świata. U dzieci przejawia się stawianiem pytań. One potrafią zamęczyć pytaniami. Tak się uczą. W normalnym świecie pytania zadaje ten, kto czegoś nie wie temu, kto wie. W szkole odwrotnie. Niektórym dzieciom trudno to zrozumieć. Dziecięce pytania przeszkadzają nauczycielom, którzy realizują swój plan wynikowy.

A do dzieci wkrótce dociera, że dorosłych nie interesuje ich ciekawość?

- Gdy nauczycielka westchnie: "Dziecko, a ciebie znowu coś interesuje... To będzie w trzeciej klasie, poczekaj". Myśli pani, że dziecko poczeka?

Przestanie pytać.

- Bo dostanie komunikat: nie interesujesz mnie - nie są ważne ani twoje zainteresowania, ani twoje pytania, ani twoje trudności. Ciekawość dzieci często odbierana jest jako przeszkadzanie na lekcji i wygaszana. A pochodną ciekawości jest motywacja. Jeśli wygaszamy ciekawość, motywacja znika. To wtedy robimy szkolenia dla rady pedagogicznej: "Jak motywować uczniów do nauki".

Stworzyliśmy system, który jest sprzeczny z naturalnymi mechanizmami uczenia się i uwielbiamy go testować. To jak produkować złe samochody i sprawdzać, jak daleko da się nimi zajechać.

No przecież gdyby było tak źle, reagowaliby chociaż rodzice!

- Wbrew pozorom zapotrzebowanie wielu rodziców na złą szkołę jest ogromne. I to rodzice wymuszają na szkole najgorsze metody, bo przecież tak zawsze było: ja się tak uczyłem, moi rodzice, dziadkowie. Po co to zmieniać?

Neuroseksizm uczonych, czyli draka o płeć mózgu

Rodzice, zapisując dzieci do szkoły, często najbardziej interesują się, jak dana placówka wypada w testach i jak przygotowuje do nich dzieci.

Testy! Kogo to może motywować do nauki? Same testy nie są niczym złym. Ale uczenie pod testy jest niszczeniem motywacji. Z pomocą testów nie można mierzyć wszystkiego. Kreatywności, umiejętności pracy w grupie, wyszukiwania informacji, organizowania sobie pracy. Testy wychodzą także z założenia, że uczniom można wyznaczać zewnętrzne cele i z pomocą systemu nagród i kar wymuszać ich realizację, bo nikt z własnej woli uczyć się nie chce. Uczą także, że na każde pytanie jest jedna prawidłowa odpowiedź. Gdy tak wychowywani ludzie dorosną, dalej chcą prostych wykładni i czarno-białych podziałów.

No ale dzieci faktycznie często nie chcą się uczyć same z siebie. Jak je zachęcić? Nagrodami?

- Jest taki klasyczny eksperyment z 1973 roku powtórzony w latach 90. Psychologowie dali dwóm grupom dzieci nowe, atrakcyjne kredki. Jednym pozwolili po prostu nimi rysować, drugim obiecali nagrodę za najlepszy rysunek. Które dzieci rysowały dłużej?

Te, przed którymi stała wizja nagrody?

- Wręcz przeciwnie. Badania pokazują, że sama obietnica nagrody sprawia, że miejsce motywacji wewnętrznej zajmuje zewnętrzna. Nagroda odciąga uwagę od zadania. To też wyjaśnia, dlaczego uczniowie przestają się zajmować danym zagadnieniem po napisaniu sprawdzianu i zdobyciu oceny.

Mamy zrezygnować z oceniania?

- Dzieci, które przychodzą do szkoły, są ciekawe, chcą się uczyć, ale system szybko skupia ich uwagę na różnego typu ewaluacjach. Podświadomie są przekonane, że treści przekazywane przez nauczycieli nie są atrakcyjne, skoro potrzebny jest system nagród i kar, by je opanować. I tak na pierwszy plan wysuwają się sprawdziany i testy. A test to tylko narzędzie pomiaru. Od ciągłego mierzenia jeszcze nikt nie urósł. Myślę, że tutaj edukacja mogłaby sporo przejąć z medycyny.

Pionierski eksperyment: Dwaj profesorowie połączyli swoje mózgi

Wysyła pani nauczycieli do lekarza?

- Owszem. Po pierwsze, kiedy do niego idziemy, to nie skupia się on na ciągłym pomiarze naszego ciśnienia czy innych wskaźników. Gdy już zmierzy, wie, co nam dolega, podejmuje terapię. Lekarze wiedzą, że muszą dobrać terapię do pacjenta. Gdy ta jest nieskuteczna, nie szukają winy po stronie chorego, ale zmieniają leki. W szkołach jest inaczej. Gdy nie ma oczekiwanych efektów, nauczyciele często winą obarczają uczniów - więc nie muszą szukać nowych sposobów nauczania. Nauczyciele nie stawiają sobie pytania fundamentalnego dla każdego lekarza: może w tym przypadku inna metoda byłaby skuteczniejsza? My dziś myślimy, że proces uczenia się jest prostą pochodną procesu nauczania. Ale gdyby tak było, to najlepsze efekty mieliby nauczyciele, którzy szybko mówią. Nie da się niczyjego mózgu zmusić do uczenia.

Czasem się jednak zmusza.

- I wtedy mózg fantastycznie symuluje, że coś robi. Szare komórki to nie mięśnie. Jak się galernikom każe wiosłować pod karą chłosty, to przybędzie im masy mięśniowej, czy tego chcą czy nie. Ale jak się kogoś zmusza do nauki pod karą stopnia czy zawiedzionych oczekiwań rodziny, to mu dużo wiedzy nie przybędzie. A jak przybędzie, to tylko na chwilę. Wie to każdy, kto rozumie biologiczne mechanizmy uczenia się.

To jak uczy się mózg?

- W naszym mózgu jest 100 mld neuronów, każdy może mieć do 10 tys. wypustek, tzw. dendrytów, którymi łączy się z innymi komórkami. Tu zawsze trwa ruch. Miliony impulsów nerwowych pędzą po skomplikowanej sieci neuronów. Gna informacja. Jeśli jest ważna, zyskuje priorytet, puszczana jest po drodze uprzywilejowanej. Trasy najczęściej używane są stabilne, solidne, mają wiele odnóg i rozjazdów. Dobrze odżywione, wzmacniane ciągłą dostawą nowych neuroprzekaźników.

Jest też sporo wątłych ścieżek, które pojawiają się i nikną - dziś są, jutro ich nie będzie. Tu nie ma miejsca dla nieużywanych tras. Tak działa pamięć. Każdy fakt, który chcemy w niej przechować, zapisuje się w naszym mózgu nowym wzorcem połączeń między komórkami. Drogi używane i ważne na trwałe wbudowują się w sieć neuronalną. Błahe, źle utrwalone ślady pamięciowe giną - ścieżki dostępu do nich są wymazywane i zapominane.

Ta mapa mózgu 3D to majstersztyk - jest niczym Google Earth.

Co decyduje o tym, co ważne, a co nieznaczące?

- Zdecydowanie inne mechanizmy niż te, które zapisane są w podstawach programowych i planach szkolnego nauczania. To dlatego bez trudu jesteśmy w stanie przywołać z pamięci wyniki meczów piłkarskich ulubionych klubów na pięć lat wstecz, a z takim wysiłkiem wydobywamy z niej - o ile w ogóle nam się to udaje - wzór potrzebny do obliczenia pola trójkąta.

Jak to zmienić?

- Wystarczy zrozumieć mechanizmy, które sterują naszym zainteresowaniem i uwagą. Tu główną rolę odgrywa dopamina. To mózgowy hormon, neuroprzekaźnik, który odpowiada za utrzymywanie naszej uwagi oraz stymuluje komórki w układzie nagrody. Gdy zalewa ów układ - mózg odczuwa przyjemność. Gdy jej brak - zaczyna się jej domagać. W ten sposób, dostarczając mózgowi przyjemności, poszukujemy wciąż nowych wrażeń, które powodują uwolnienie się dopaminy. Wysoki poziom dopaminy pojawia się w mózgu, kiedy skupiamy uwagę na jakimś nowym bodźcu. Kiedy się uczymy. Bo nasze neurony "lubią" przetwarzać informacje, doznania. Poszukują ich. Muszą na czymś skupiać uwagę. Gdy zaspokajamy tę potrzebę, są zadowolone.

Nie każdy jednak bodziec godzien jest takiej samej uwagi. Nie każdy uwolni falę dopaminy i sprawi mózgowi przyjemność.

Czego potrzeba, by tak się stało?

- Trzech rzeczy: emocji, akcji i zaangażowania wielu zmysłów naraz. Czy zatem naszemu mózgowi sprawi przyjemność przydługi wykład? Zbiór suchych faktów przygotowanych przez nauczyciela do zapamiętania? Na jak długo zostanie dzieciom w głowie lekcja, w której ich główną aktywnością było wpisywanie brakujących liter w puste miejsca lub przeklejanie naklejek z lewa na prawo?

Uczenie się jest procesem poznawczo-emocjonalnym. A efektywność nauczania zależy przede wszystkim od motywacji ucznia, czasu poświęconego danemu zagadnieniu i głębokości przetwarzania informacji.

Im więcej struktur w mózgu podczas uczenia się zostaje pobudzonych, tym lepiej?

- Im częściej poszczególne neurony są aktywowane, tym lepiej omawiane treści zostają zapisane w pamięci. Manipulując informacjami, przetwarzając je i używając w różnych kontekstach, uzyskujemy efekt trwałego zapisania w pamięci bez konieczności uciążliwych i nielubianych powtórzeń.

Tymczasem większość szkolnej wiedzy używa tylko jednego kanału przekazu: werbalnego. Sadzamy dzieci w ławkach i mówimy do nich, oczekując, że potok słów, którym je zalewamy, przełoży się na pokłady wiedzy w ich mózgach. Nic bardziej błędnego.

Nauczanie musi pobudzać jak największą liczbę zmysłów. Włączać wzrok, tak samo jak słuch, dotyk, a najlepiej jeszcze węch czy smak. No i ruch.

Ruch? Ma być więcej WF-u?

- Aktywność fizyczna powoduje tworzenie się w mózgu, zwłaszcza w obszarach związanych z funkcjami poznawczymi, substancji zwanej czynnikiem wzrostowym mózgu, to "odżywka dla neuronów". Ruch polepsza także koordynację ręka - oko, rozwija wyobraźnię przestrzenną i wzmacnia połączenia między półkulami mózgu, co przyspiesza przepływ informacji. Dlatego czasem najlepszą terapią na dysleksję jest gra w piłkę. Gra rozwija też wyobraźnię przestrzenną, czyli struktury, które są ważne do rozumienia matematyki.

Matematyka czyni mistrza - rozmowa z matematykami z Uniwersytetu Warszawskiego.

Matematyka - czy to dla większości z nas nie jest koszmar dzieciństwa?

- Bo jest nauczana całkiem wbrew mózgowi. Nasze mózgi nie są maszynami stworzonymi do zapisywania danych. Jeśli są zmuszone do robienia tego, działają z małą efektywnością i niechętnie. Są za to świetne w przetwarzaniu danych i wyciąganiu z nich ogólnych reguł. Mózgi potrzebują wielu dobrych przykładów. Jeśli je dostają, to reguły tworzą sobie same. Jeśli zaś te reguły podamy im gotowe, to zabieramy mózgom możliwość zrobienia tego samodzielnie. Zmuszamy mózgi do płytkiego przetwarzania, które nie tworzy trwałych śladów.

To jak skłonić mózg do przetwarzania głębokiego?

- Wiedza ma swoją architekturę. Wszystko musi być tak zbudowane jak dom. Musi mieć fundament, na nim ściany, w nich okna. Ten fundament to są doświadczenia cielesne. Fizyczne doświadczanie świata. Nie uczymy się pojęć przez definicje. Żadna mama nie mówi dziecku, co to znaczy "ciepłe", "miłe". To się czuje przez kontekst sytuacyjny. Dziecko siedzi w wannie i dolewamy ciepłej wody, mówiąc "ciepła woda, nie za gorąca?" I dziecko zaczyna rozumieć, co to jest ciepło. Tak właśnie powinniśmy nauczać matematyki: tu ważne jest doświadczanie świata i manipulacja konkretami - dopiero na tej bazie możemy budować rozumienie abstrakcji. W nauczaniu - każdego przedmiotu - ważne są też emocje. To markery naszej pamięci. Dobra szkoła musi dostarczać przeżyć.

Czasem dostarcza ich aż za dużo. Dzieci boją się szkoły.

- Przy przeżywaniu bardzo silnych negatywnych emocji następuje blokada intelektualna. Nauczyciel, który wywołuje wysoki poziom stresu, blokuje proces uczenia się. Tymczasem pozytywne emocje ułatwiają zapamiętywanie. Mózg musi mieć też poczucie sensu.

Trzeba dzieciom tłumaczyć, po co się uczą?

- Nie o to chodzi. Uczenie się jest naturalną cechą mózgu. Ale może on przetwarzać tylko te impulsy, którym potrafi nadać znaczenie. A nadajemy znaczenie w stosunku do swoich poprzednich doświadczeń. Dzieci, jak czegoś nie potrafią zrozumieć, mówią, że nie chcą tego robić, że to nudne, głupie. Mózg ciągle pyta: "po co mi to?" Ma głęboką potrzebę sensu. I jak słyszy: "Dziś będą zaimki dzierżawcze", pyta: "pasjonują cię zaimki dzierżawcze?" Nie. No to się nie włącza. Albo układ wydalniczy wypławka białego. Ciekawi cię?

Ale podręczniki są pełne takich rzeczy.

- Czasem z kolegami wyszukujemy w podstawie programowej pytania, których sensu nie widzimy. Czym się charakteryzuje pirenoid i gdzie jest? Czym się różnią gleukofity od eugleny? I piszemy do profesorów z naszego uniwersytetu, by nam powiedzieli, dlaczego każdy człowiek powinien to wiedzieć. Bo mamy nauczyć tego dzieci. Jeśli nie znajdziemy argumentów, w jakim celu - to możemy być pewni, że ich mózg się nie włączy.

Tymczasem świat wokół nas jest taki fascynujący, pełen niezwykłych rozwiązań, a my w szkole mówimy o tym, jakby to było coś oczywistego.

Muzykofilia doktora Sacksa - kim jest wybitny neurolog i wybitny pisarz zarazem.

Trzeba umieć dziwić się światu. Większość z nas jest wyprana z tego zdziwienia.

- Bo wszyscy skończyliśmy szkołę. A mózgi najlepiej uczą się przez modelowanie, naśladowanie - do tego służy im grupa tzw. neuronów lustrzanych, które skłaniają nas do naśladowania zachowań innych. A więc znudzony nauczyciel nie zainteresuje uczniów lekcją.

Nie dość, że znudzony, to jeszcze gnający z programem...

- A neurony uczą się powoli. Im więcej razy coś powtórzysz i im różny będzie kontekst tych powtórzeń, tym lepiej zostanie utrwalone. Jeśli pięć dni nie mamy kontaktu z tym, czego się uczyliśmy, zapominamy do 80 proc. materiału. Dlatego uczenie czegoś raz w tygodniu mija się kompletnie z celem. Powtarzanie jest matką wiedzy - mawiali starożytni. Neurofizjolodzy przyznają im rację. Trawa nie rośnie szybciej przez to, że się za nią ciągnie.

W mózgu nie ma drogi na skróty?

- Tylko praca wykonana przez dany mózg skutkuje zmianami. Ja nie mogę czegoś zrobić za kogoś, żeby mu się na neuronie pojawił nowy dendryt. Ja mogę stwarzać warunki, ale pracę każdy musi wykonać sam.

Mamy dzieciom nie ułatwiać?

- Jeśli zbyt ułatwiamy, to paradoksalnie utrudniamy mózgom uczenie się. Zeszyty ćwiczeń, w których jest "połącz, pokoloruj, wstaw, wklej" to jest najpłytsze przetwarzanie, jakie może być. Dziecko to robi, czas mija, ale ślad pamięciowy jest tak płytki, że zaraz zniknie.

Czy po tym wszystkim już pani rozumie, dlaczego poloniści, nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej czy matematycy, powinni się interesować synapsami, neuroprzekaźnikami, dendrytami?...

* Dr Marzena Żylińska - zajmuje się metodyką i neuropedagogiką. Pracuje na Uniwersytecie Adama Mickiewicza w Poznaniu. Autorka książki "Neurodydaktyka. Nauczanie i uczenie się przyjazne mózgowi". Prowadzi blog poświęcony tej tematyce.

Zapraszamy na debatę "Matematyka się liczy". 12 czerwca o godz. 17 w siedzibie "Gazety Wyborczej" przy ul. Czerskiej 8/10 wśród zaproszonych ekspertów będzie dr Marzena Żylińska. Spróbujemy odpowiedzieć m.in. na pytanie, co sprzyja rozwijaniu talentów matematycznych u dzieci i jak wykorzystać ich naturalne predyspozycje do nauki matematyki. Wstęp wolny.

W tym numerze "Piątku Ekstra" :

 

Ich wpływ na telewizyjną rozrywkę - i na poczucie humoru całego zachodniego świata - porównywany jest do wpływu Beatlesów na muzykę pop. 1 lipca wróci "Latający cyrk Monty Pythona"

 

Do Puszczy Białowieskiej przyjeżdżają zagraniczne wycieczki, by podziwiać łosie. Dlaczego więc urzędnicy chcą się zgodzić na odstrzał?

 

Jak wymazać złe wspomnienia? Naukowcy obiecują, że niedługo ten problem rozwiąże specjalna tabletka.

 

Jesteśmy niewolnikami swojego dobrobytu - mówi Rodrigo Garcia, kurator Malta Festivalu

 

Gdzie będziemy mieszkać w przyszłości? W wypełnionych kreatywnymi hipsterami metropoliach czy w zeroemisyjnych osadach, po których nie jeździ się samochodem?

 

Recenzje płyt tygodnia . Tym razem Hawryluk na poważnie.

 

Wilq naukowo! Inżynieria genetyczna.

 

Medyczne opowieści dr. Staśkiewicza. Kryminalna historia sekcji zwłok

 

Nowe książki: Eseje "wyrodnej matki" Rachel Cusk, duński kryminał Krefelda, "Pełnia architektury" oraz "Wielkie pytania małych ludzi"

Komentarze
To jest, proszę państwa, zwykły bełkot, przeciw któremu protestuje Komitet Neurobiologii PAN: <a href="http://www.kneurobiologii.pan.pl/images/stories/List%20do%20Minister%20Edukacji%20z%20opinia%20o%20ksiazce%20Neuroedukacja.pdf" target="_blank" rel="nofollow">www.kneurobiologii.pan.pl/images/stories/List%20do%20Minister%20Edukacji%20z%20opinia%20o%20ksiazce%20Neuroedukacja.pdf</a>
już oceniałe(a)ś
1
1