Co bank może zrobić, żeby drogi kredyt wyglądał na tani? Pobawić się matematyką. Wy też jej używajcie, żeby nie przepłacać za kredyt

Nie przeczytasz tu o tym, jak obliczyć ratę kredytu, wysokość odsetek czy całkowity koszt kredytu. W internecie bez problemu znajdziesz wiele lepszych lub gorszych kalkulatorów, które policzą to za ciebie.

Pokażę za to kilka matematycznych trików, które mogą sprawić, że kredyt, który w rzeczywistości jest drogi, może wydawać się tani. I odwrotnie: tani kredyt może jawić się jako ekstremalnie drogi.

Czy RRSO prawdę ci powie?

Jesteś spłukany. Musisz szybko oddać stówkę znajomemu, ale nie masz jej od kogo pożyczyć. Na ratunek przychodzi oferta pożyczek chwilówek. Pewna firma pożyczkowa chce ci pożyczyć 100 zł. Pieniądze musisz zwrócić za dwa tygodnie razem z prowizją, która wynosi 25 zł. Razem do oddania 125 zł. Dużo czy mało? Koszt to aż jedna czwarta kwoty pożyczki. Ale nie masz wyjścia, więc pewnie jakoś przełkniesz te 25 zł prowizji.

Ale szukasz dalej. Inna firma też oferuje ci 100 zł na dwa tygodnie, ale cenę podała w formie rzeczywistej rocznej stopy oprocentowania (RRSO), która wynosi prawie 23 tys. proc.! Myślisz sobie, że ktoś, kto zaproponował taką cenę, zapewne upadł na głowę. Tę ofertę omijasz szerokim łukiem. Nic dziwnego. Tak zrobiłaby większość z nas.

Tylko że pierwsza i druga pożyczka to w rzeczywistości ta sama oferta! Koszt 100-złotowej pożyczki udzielonej na 15 dni w jednej z firm pożyczkowych wynosi 25 zł, a jej RRSO to dokładnie 22 711 proc. RRSO pożyczek udzielanych przez banki to zwykle 30-50 proc., w Providencie sięga 100 proc. Skąd takie różnice?

RRSO musi podawać w umowie każdy pożyczkodawca, zarówno bank, SKOK, jak i firma oferująca chwilówki. Tak nakazuje ustawa o kredycie konsumenckim. Po co? Żeby konsumenci mogli łatwo porównywać różne oferty kredytowe.

Badania pokazują jednak, że nie radzimy sobie z interpretacją tego wskaźnika. Podobnie jak w naszym przykładzie jesteśmy gotowi zaakceptować kilkadziesiąt złotych prowizji. Takiego kredytu nie postrzegamy jako bardzo drogiego. Natomiast jeśli pokażemy cenę w formie RRSO, pożyczka wydaje nam się horrendalnie droga.

RRSO to wyrażony w procentach całkowity koszt kredytu w skali roku. Wyliczany jest według wzoru załączonego do ustawy o kredycie konsumenckim. RRSO uwzględnia nie tylko odsetki i prowizje, ale również inne dodatkowe opłaty, np. ubezpieczenia, a nawet to, czy kredyt jest spłacany w ratach malejących czy równych.

Na wysokość RRSO wpływ ma również czas, w którym klient korzysta z kapitału. I właśnie ten element powoduje, że można mieć problem ze zrozumieniem, ile tak naprawdę kosztuje pożyczka. RRSO dobrze się sprawdza przy porównywaniu pożyczek spłacanych w latach. Przy pożyczkach na kilka tygodni może zamydlać ocenę.

Jakiś czas temu Ministerstwo Finansów zaproponowało, by walczyć z lichwą, wprowadzając maksymalny poziom RRSO. To nie jest nowy pomysł. Przykładowo w Szwajcarii obowiązuje 15-proc. limit, a na Litwie 200-proc. Branża mikropożyczek zaprotestowała, bo nawet przy limicie na wzór litewskiego musiałaby zwinąć biznes.

Pojawiły się wtedy pomysły, by dla pożyczek np. do 30 dni wprowadzić limit RMSO, czyli rzeczywistej miesięcznej stopy oprocentowania. Chodzi o to, by przystosować wskaźnik do rynku krótkich pożyczek. Tak się robi np. z mapą geograficzną, której skalę firma kartograficzna dostosowuje w zależności od tego, co chce na niej pokazać.

Czy RMSO lepiej by się sprawdziło? Załóżmy, że chcesz porównać dwie pożyczki o wartości 1500 zł. Obie kosztują tyle samo - 150 zł - ale pierwsza udzielona jest na 15 dni, a druga na 30.

RRSO 15-dniowej wynosi 917 proc., 30-dniowej - 219 proc. Mimo że płacisz taką samą prowizję, możesz odnieść wrażenie, że dwutygodniowa pożyczka jest czterokrotnie droższa niż miesięczna. Natomiast RMSO pierwszej wyniosłoby 21 proc., drugiej - 10 proc., co lepiej oddaje rzeczywisty koszt.

9 proc. prowizji czy 16 proc. odsetek. Co tańsze?

Banki w przeróżny sposób zachęcają do zaciągania pożyczek. Jakiś czas temu jeden z nich wpadł na oryginalny pomysł. Zaoferował kredyt na dowolny cel bez odsetek. Jedyny koszt to 9 proc. prowizji.

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że to rewelacyjna oferta, no bo przy kredycie odsetki to przecież podstawa. A może to tylko matematyczny trik, który ma uśpić twoją czujność?

Policzmy. Załóżmy, że chcesz pożyczyć 5 tys. zł na rok (bank pożycza od 1 tys. do 150 tys. zł, ale przy takiej kwocie można skorzystać z uproszczonej procedury, czyli nie musisz przynosić zaświadczenia o zarobkach). To oznacza, że zapłacisz 450 zł prowizji. Ale uwaga! Przy tej ofercie prowizja pomniejszy kwotę pożyczki, a więc do ręki dostaniesz 4550 zł, które będziesz spłacać w 12 ratach po 379 zł (pożyczkę można wziąć na okres od 6 do 12 miesięcy).

Przyjrzyjmy się teraz standardowemu (z odsetkami) i pozornie drogiemu kredytowi. Zgodnie z prawem maksymalne oprocentowanie kredytu w skali roku nie może przekroczyć czterokrotności stopy lombardowej ustalanej przez Radę Polityki Pieniężnej. Dzisiaj wynosi ona 4 proc., a więc odsetki nie mogą przekroczyć 16 proc. rocznie (jakiś czas temu obowiązywał też limit na prowizje i opłaty w wysokości 5 proc.).

Załóżmy, że zaciągasz kredyt z maksymalnym oprocentowaniem, ale bez prowizji. Odsetki kosztować cię będą prawie 444 zł, a więc mniej niż prowizja w kredycie bez odsetek. Poza tym do ręki dostaniesz całe 5 tys. zł, a nie pomniejszone o prowizję.

Jeszcze gorzej wyjdziesz na kredycie bez odsetek, jeśli pożyczysz pieniądze na krótszy czas, np. 6 miesięcy. Dlaczego? Bo przy płaceniu tylko prowizji okres kredytowania nie ma znaczenia. Czy pożyczasz na pół roku, czy na rok prowizja od 5 tys. zł będzie taka sama.

Tymczasem kredyt z odsetkami spłacany krócej będzie tańszy, bo krócej korzystasz z pożyczonego kapitału. W tym przypadku zapłaciłbyś 236 zł odsetek, prawie dwa razy mniej niż za pożyczkę bez odsetek.

Podobny matematyczny trik stosuje inny duży bank. Oferuje pożyczkę z oprocentowaniem "tylko" 5 proc. i "tylko" 5-proc. prowizją. Pożyczyć można maksymalnie 5 tys. zł, a spłatę rozłożyć na nie więcej niż 5 miesięcy. Dużo czy mało?

Liczymy. Przy maksymalnych parametrach zapłacisz 250 zł prowizji, która pomniejszy kwotę kredytu. Odsetki od kredytu wyniosą natomiast prawie 63 zł (liczone są od kwoty 5 tys. zł, bo prowizja też jest kredytowana). Do ręki dostaniesz więc 4750 zł, za co zapłacisz 313 zł (250 zł prowizji plus 63 zł odsetek).

Ile kosztować będzie kredyt z oprocentowaniem 16 proc. (maksymalnym) bez prowizji? Za odsetki zapłacisz przez 5 miesięcy niecałe 202 zł. I dostaniesz całe 5 tys. zł do ręki.

Wniosek? Do ofert instytucji pożyczkowych warto podchodzić z dystansem, bo mogą tylko stwarzać pozory taniego kredytu.

Czy długi kredyt się opłaca?

A teraz garść matematyki dla hipotecznych kredytobiorców. Załóżmy, że pożyczasz 300 tys. zł na zakup mieszkania. Oprocentowanie kredytu wynosi 6 proc. w skali roku. Jaką miesięczną ratę chciałbyś płacić? Masz do wyboru: 1580 zł lub 2150 zł.

Zapewne wybrałeś niższą ratę, choć zastanawiasz się - i słusznie - gdzie ukryty jest haczyk. Wiele osób, które kilka lat temu zaciągały kredyty hipoteczne i wiedziały o haczyku, też wybierały niższą ratę.

Tym haczykiem jest okres kredytowania. Przeciętny kredyt hipoteczny udzielany jest na 30 lat, choć banki miały w swojej ofercie kredyty na 40, a nawet 50 lat! I ludzie się na nie rzucali, bo poprawiały zdolność kredytową - przy tych samych zarobkach mogli wziąć większy kredyt albo kusiło ich to, że przy dłuższym okresie kredytowania miesięczna rata stawała się niższa.

W podanym przed chwilą przykładzie płaciłbyś ratę 1580 zł, gdyby spłata kredytu rozłożona była na 50 lat, 2150 zł - przy 20-letnim okresie kredytowania.

Różnica, czyli 570 zł miesięcznie w portfelu więcej to spora pokusa, ale też bardzo kosztowana. Przy 20-letnim kredycie będziesz musiał oddać bankowi oprócz pożyczonych 300 tys. zł jakieś 216 tys. zł odsetek (zakładając, że oprocentowanie się nie zmieni w trakcie spłaty), przy 50-letnim aż 648 tys. zł - dwa razy więcej, niż pożyczyłeś!

Patrząc tylko na miesięczną ratę, byłby to pozornie tani kredyt. Z perspektywy sumy odsetek - zabójczy.

Na szczęście banki nie dają już kredytów na pół wieku. Ale nawet jeśli planujesz wziąć kredyt na standardowy okres, czyli 30 lat, dobrze się zastanów. Może warto płacić o 100-200 zł wyższą miesięczną ratę, skracając o kilka lat okres kredytowania? Dzięki temu zyskasz podwójnie. Zapłacisz bankowi mniej odsetek, a w sytuacji kryzysowej będziesz mógł wydłużyć okres spłaty, obniżając na jakiś czas wysokość rat. Wybierając już od początku najdłuższy możliwy okres spłaty, tracisz pole manewru.

Komentarze