To była prawdziwa siła pana Marka. Wypracować sobie taki autorytet u młodzieży, żeby uczniowie stawali na głowach, aby zasłużyć na jego uznanie. Jak mu się to udało?

AKADEMIA OPOWIEŚCI
Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także o innych ludziach, którzy byli dla Was inspiracją na całe życie.
Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Teksty najlepiej przysyłać za pośrednictwem naszej FORMATKI. Najciekawsze będą publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.

ZWYCIĘZCY DOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
za pierwsze miejsce – 5556 zł brutto,
za drugie miejsce – 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce – 2000 zł brutto.

***

„Pamiętajcie chłopcy – rzekł do nas na samym początku Pan Kleks – że nie będę was uczył ani tabliczki mnożenia, ani gramatyki, ani kaligrafii, ani tych wszystkich nauk, które są zazwyczaj wykładane w szkołach. Ja wam po prostu pootwieram głowy i naleję do nich oleju”.

To moje ulubione zdanie z „Akademii Pana Kleksa”, książki, która była dla mnie najważniejszą lekturą dzieciństwa. Ambroży Kleks, Wielki Nauczyciel, jako pierwszy zwrócił moją uwagę na to, że nie wystarczy wiedzieć. Trzeba też umieć łączyć fakty, wyciągać wnioski, dostrzegać zależności. Gdy poszedłem do II Liceum Ogólnokształcącego im. Walerego Wróblewskiego w Gliwicach, spotkałem tam nauczyciela, który przekazywał uczniom podobne wartości. To był Marek Trojan. Uczył nas nie tylko historii, ale także tego, jak odróżnić dobro od zła i prawdę od fałszu. Wielokrotnie podkreślał, że nie wszystko, co usłyszymy lub przeczytamy, jest prawdą i że trzeba koniecznie zebrać informacje z kilku źródeł, by móc je ze sobą skonfrontować i wyciągnąć własne wnioski. Taka umiejętność przydałaby się obecnie wielu ludziom wierzącym we wszystko, co przeczytają w internecie lub co przekazuje im ulubiona stacja telewizyjna czy gazeta. Pan Marek wielokrotnie podkreślał, że mamy żyć tak, aby codziennie móc spojrzeć bez zażenowania w lustro.

Chodziłem do klasy o profilu humanistycznym, więc w tygodniu miałem sporo zajęć z panem Markiem. Cieszyło mnie to, bo kochałem historię już od podstawówki. Cóż z tego, skoro uważał mnie za lesera! Twierdził, że wcale nie przykładam się do nauki. Pewnego dnia polecił mnie i mojemu koledze, którego również tak oceniał, abyśmy przygotowali prezentację o II wojnie światowej. Kolega miał się zająć działaniami wojennymi w Afryce, a ja w Azji i na Pacyfiku. Uznałem, że muszę się wykazać. Dotarłem do mnóstwa lektur spoza szkolnego programu, obejrzałem wiele filmów. Kiedy w klasie przedstawiałem zebrane przeze mnie informacje, zobaczyłem błysk w oku nauczyciela. Dał mi szóstkę. Od tej pory nie nazywał mnie już leserem. A na maturze byłem jednym z trójki uczniów, którzy dostali z historii piątkę.

Po latach myślę, że to właśnie była prawdziwa siła pana Marka. Wypracować sobie taki autorytet u młodzieży, żeby uczniowie stawali na głowach, aby zasłużyć na jego uznanie. Jak mu się to udało?

Przede wszystkim był bardzo wymagający. Zwracał uwagę na najdrobniejsze szczegóły. Kiedy uczyliśmy się do klasówek, dokładnie czytaliśmy wszystko, nawet podpisy pod zdjęciami w podręczniku, bo nigdy nie wiedzieliśmy, jakim podchwytliwym pytaniem nas zaskoczy. Taka drobiazgowość zaprocentowała podczas egzaminu na studia. Na stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Jagiellońskim dostałem się bez trudu, choć pytania były bardzo szczegółowe.

Ale pan Marek budował autorytet nie tylko poprzez stawianie wysokich wymagań. Miał też niesamowitą charyzmę. Słynął z ciętych ripost, odpowiadał błyskotliwie i dowcipnie, czasem bardzo ostro, ale zawsze w granicach dobrego smaku. Miał też swoje przyzwyczajenia. Na przykład na zimę zawsze zapuszczał brodę. Przestawał golić się już jesienią i chodził z zarostem aż do wiosny. Trochę jak Pan Kleks.

Po studiach zostałem przedsiębiorcą, angażowałem się również w działalność społeczną. Ale choć nie jestem nauczycielem, bardzo zależało mi, aby móc przekazywać dzieciom to, co mnie zaszczepiono w dzieciństwie i młodości – ciekawość świata, dociekliwość, otwartość umysłu. Wpadłem na pomysł otworzenia w Katowicach Wytwórni Kultury, Nauki i Zabawy - Bajki Pana Kleksa. Po wielkich sukcesach miejsc takich jak Centrum Nauki "Kopernik" w Warszawie, Hydropolis we Wrocławiu czy Centrum Bajki Koziołka Matołka w Pacanowie uznałem, że także Śląsk zasłużył na takie miejsce. Bajka Pana Kleksa otwarta zostanie w grudniu w budynkach dawnej Fabryki Porcelany z przełomu XIX i XX wieku. Podzielona będzie na siedem stref tematycznych. Dzieci rozwiązywać będą w nich zagadki, nauczą się obsługi kompasu i rozpoznawania kierunków świata czy podstaw astronomii.

Ma być to miejsce z misją, którą jest odciągnięcie dzieci od komputerów, smartfonów i telewizji oraz także aktywizacja całych rodzin do wspólnego spędzania czasu w wartościowy sposób. Po prostu marzy mi się, żeby też otwierać dzieciom głowy i nalewać do nich oleju. Jak Pan Kleks. I pan Marek Trojan.

Grzegorza Pietraszewskiego wysłuchała Magdalena Warchala

Komentarze
Szacunek!
już oceniałe(a)ś
3
0
Kwasy też jadł? youtube.com/watch?v=ffxhY-xM0PE
już oceniałe(a)ś
1
1