Kobalt. Wtedy poznałam znaczenie tego słowa. Patrzyłam na nią i pomyślałam, że nie każdemu byłoby ładnie w tym odcieniu niebieskiego.
Ubrana w kobaltową sukienkę na ramiączkach szła alejką w kierunku stołówki, rozprawiając o czymś z dziewczynami – tak samo jak one szczupła i świeża. Pomyślałam: jakie to ciekawe połączenie – ten szalony niebieski i czarne jak heban, długie włosy. I jeszcze uśmiech, trochę nieśmiały, trochę frywolny. I głos. Raczej niski, cichy.
Beata Nowak. Polonistka z III LO w Lublinie. Tyle o niej wiedziałam. W lipcu 2009 roku przyjechałyśmy do Siennicy Różanej koło Krasnegostawu na pierwszą edycję Wakacyjnej Akademii Reportażu im. R. Kapuścińskiego. Beata ze swoimi uczniami, ja z wykładami o radiu. Projekt – fenomen. Do małej wioski na Lubelszczyźnie jego pomysłodawcom: Franciszkowi Piątkowskiemu – dziennikarzowi i wykładowcy z UMCS i Markowi Kusibie – poecie z Kanady, udało się sprowadzić największe tuzy reportażu: Małgorzatę Szejnert, Hannę Krall, Andrzeja Mularczyka, Wojciecha Jagielskiego i wielu innych. Powietrze pomiędzy Gminnym Domem Kultury a Internatem Zespołu Szkół Rolniczych z dnia na dzień gęstniało od dyskusji, śmiechu, zapachu róż i skoszonej trawy. Wyjątkowa atmosfera, by napisać coś swojego pod okiem Mistrzów, ale przede wszystkim, by spotkać prawdziwie drugiego człowieka.
W wykładach i warsztatach uczestniczyli studenci kierunków humanistycznych z kilku polskich uczelni. Tylko dla Beaty zrobiono wyjątek – mogła przyjechać ze swoimi licealistami. Miała imponujące wyniki. Beata, nauczycielka zafascynowana dziennikarstwem w duchu Kapuścińskiego, już od dziesięciu lat wydawała w szkole czasopismo „Sensor”. Wielu jej wychowanków odnosiło sukcesy, pracując w ogólnopolskich mediach. Ona sama twierdziła, że czuje się bardziej dziennikarką niż nauczycielką. Kiedy siadaliśmy wieczorem w altanie przy piwie, obserwowałam prawdziwą magię. Między nią a młodszymi średnio o 20 lat uczniami nie było żadnego dystansu. Gadali ze swoja Sorką o życiu, ale też o literaturze. Nie wierzyłam własnym uszom, jak recytowali na głos teksty, wiersze (byłam pewna, że współczesna młodzież już tego nie praktykuje). Prowadzili w ten sposób rozmowę. A potem były opowieści o jej Podkarpaciu. O miasteczku Nowy Żmigród, gdzie życie toczyło się na ulicy. Ulica, przy której mieszkała z rodzicami i rodzeństwem, nazywała się Wenecja, a Beata była jej królową – animatorką przedstawień, koncertów, wieczorków. Znali i kochali ją tam wszyscy.
Pewnego wieczoru w Siennicy obiecała, że zabierze mnie do swojego przyjaciela – niepełnosprawnego poety – Janusza Szubera z Sanoka.
Miałyśmy plan, by jechać w Bieszczady następnego lata. A wspólne plany oznaczały jedno: nie chcemy wyjechać z Siennicy i zapomnieć o sobie.
Beata uwielbia Kapuścińskiego. Przede wszystkim jako mistrza życia. Uwielbia poezję Julii Hartwig (której kiedyś asystuje) i księdza Szymika. Uwielbia Perfect. W czasie lekcji o Norwidzie włącza ich przebój „Niepokonani”. W wierszu „Po to właśnie” jest taki cytat: „Czy popiół tylko zostanie i zamęt/Co idzie w przepaść z burzą?/Czy zostanie/Na dnie popiołu gwiaździsty dyjament/Wiekuistego zwycięstwa zaranie?".
Perfect zaś śpiewa: „Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść Niepokonanym, wśród tandety lśniąc jak diament”.
Odległa w czasie, hermetyczna poezja staje się w ten sposób bardzo bliska. Akordy „Niepokonanych” to sygnał jej komórki. „Niepokonani” zagrani przez szkolny radiowęzeł to znak, że klasa chce ją za coś przeprosić.
A w ogóle lekcje. Dociera do mnie co nieco, bo sama niewiele o tym mówi. Zdarza się, że na zajęciach zasuwają zasłony. Zapalają świeczki, recytują, stojąc na ławkach. Piją herbatę albo barszczyk czerwony z torebki. Rozmawiają o literaturze, gramatyce, życiu. Beata łamie schematy, nie naucza według klucza, ale każdego roku jej uczniowie wygrywają olimpiady. Są też tacy, o których walczy, nawet gdy oni sami nie mają już siły. Nikogo nie pozostawia na drugi rok. Kiedyś wspomina, jak w liceum polonistka ostudziła jej zapał i wiarę w siebie.
Beata wtedy momentalnie z entuzjastki zmieniła się w wycofaną dziewczynę, choć nie porzuciła marzeń o nauczaniu. Obiecała sobie jednak, że będzie takim nauczycielem, przez którego nikt nie zapłacze.
Z zazdrością słucham jej opowieści o przyjaźni z Alicją Kapuścińską i wizytach w pracowni autora „Hebanu”. Jeździ do Warszawy, rzecz jasna, ze swoją klasą. Tak jak Piątkowski i Kusiba – twórcy Wakacyjnej Akademii Reportażu – Beata nie zgadza się na dziennikarską bylejakość i łamanie standardów etycznych. Z Kapuścińskiego bierze przesłanie coraz mniej rozumiane w świecie współczesnych mediów: do tego, żeby uprawiać dziennikarstwo, przede wszystkim trzeba być dobrym człowiekiem. Źli ludzie nie mogą być dobrymi dziennikarzami. (…) Jedynie dobry usiłuje zrozumieć innych, ich intencje, ich wiarę, ich zainteresowania, ich trudności, ich tragedie („Autoportret reportera”). Słowa te stają się mottem Warsztatów Dziennikarskich, które organizuje rokrocznie na wiosnę w siedzibach lubelskich mediów. O pracy w zawodzie opowiadają znani dziennikarze, wśród nich – jej uczniowie. Na widowni zasiada ponad dwustu gimnazjalistów i licealistów z Lubelszczyzny i jej ukochanego Podkarpacia. Podczas otwarcia wydarzenia słuchamy „Niepokonanych”.
A latem jest Siennica.
Bieszczady jeszcze muszą poczekać. Brakuje czasu.
W marcu 2016 roku Beata przychodzi do radia, by przy kawie porozmawiać o organizacji kolejnej edycji Warsztatów. „Musicie mi pomóc. Czeka mnie przeszczep szpiku. 50 procent szans”.
Beata od wielu lat chorowała. W 2016 r. nastąpiło tąpnięcie. Poznałam znacznie trudniejszy wyraz: mielofibroza. Włóknienie szpiku kostnego to rzadki nowotwór związany z nieprawidłowym funkcjonowaniem szpiku. Trzeba znaleźć dawcę. Co do tego, że dawca dla Sorki się znajdzie, nie mają wątpliwości uczennice Beaty, które wraz z fundacją DKMS organizują w Lublinie trzydniową akcję rejestracji potencjalnych dawców szpiku. Przez trzy dni rejestruje się ok. 1000 osób. W lipcu Beata trafia do kliniki w Katowicach. Odizolowana od świata, za kilkorgiem szklanych drzwi wciąż przyjmuje gości, uczniów i przyjaciół. Metoda jest taka. Beata staje za szybą, a rozmawia się przez telefon. W grudniu samolotem zza oceanu przylatuje do Sorki szpik. Niestety, nie przyjmuje się. Beata wraca do szpitala w Lublinie – jest jeszcze szansa na metodę eksperymentalną. I właśnie tu, w klinice przy Karmelickiej, uczymy się od Beatki najwięcej. Przychodzimy z pytaniem, jak się czuje, i po chwili odkrywamy, że to ona wypytuje o naszą codzienność. Przez internet wyciąga jednego z uczniów z depresji. Organizuje zbiórkę pieniędzy dla Kamili – młodej dziewczyny z sąsiedniego łóżka. Doradza, łagodzi spory. Prawie nigdy nie jest sama. „Niepokonani” w telefonie rozbrzmiewają setki razy na dzień. Do jednej z uczennic napisze:
„Pamiętasz... jak zawsze ubolewałam nad samotnością? Dziś wszyscy przychodzą do mnie... cud”.
Kiedy przychodzę do niej wieczorem 14 września, by poczuć resztki jej ciepła, w szpitalnej sali zastaję tych, którzy kochali ją najbardziej. Czuję, że nie zasłużyłam, aby tu być, a jednocześnie tak bardzo chcę wyrazić swą wdzięczność. Myślę o tym, jak to dobrze, że uśmiechnęła się do mnie kiedyś czarnowłosa kobieta w kobaltowej sukience i zaprosiła do swojej klasy.
Może kiedyś razem pojedziemy w Bieszczady?
Powiedziałaś:
pojedziemy w Bieszczady
do przyjaciela poety
ja będę prowadzić
ty tylko patrzeć i słuchać
rozpuścimy włosy
i ruszymy w świat
Powiedziałaś:
poeta na pewno cię zachwyci
ma chore ciało
Iecz wciąż pałające serce
opowieścią zamienia życie w los
Powiedziałaś:
najlepiej jechać późnym sierpniem
gdy niskie słońce
zmiękcza kontury gór i twarzy
a wieczorem można zawinąć się w koc i pić nalewkę
przyszedł sierpień
nie miałam czasu
przyszedł drugi
nie miałaś włosów
przyszedł trzeci
ten który był ostatnim
i tylko tyle dziś pamiętam
z naszej podróży w Bieszczady
do poety
który życie zamieniał w los.
*Katarzyna Michalak – reportażystka radiowa. Uprawia głównie feature, czyli reportaż artystyczny – gatunek z pogranicza dziennikarstwa i literatury, muzyki i filmu. Od 2001 r. pracuje w Polskim Radiu Lublin. Laureatka wielu znaczących nagród europejskich. W ub.r. zdobyła Nagrodę Grand Press za reportaż „Człowiek, którego nie znałem”. Inspiracją dla autorki była praca nagrodzona w konkursie „Najważniejszy człowiek w moim życiu”, który towarzyszył pierwszej edycji Akademii Opowieści.
Akademia Opowieści: "Nauczyciel na całe życie"
Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także o innych ludziach, którzy byli dla was inspiracją na całe życie.
Regulamin akcji jest dostępny TUTAJ. Teksty najlepiej przysyłać za pośrednictwem naszej FORMATKI. Najciekawsze będą publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.
ZWYCIĘZCY DOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
za drugie miejsce – 3333 zł brutto,
za trzecie miejsce – 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze
Ten, kto był przy umieraniu, rozumie...
Owe resztki ciepła..., pięknie napisane. Nie chodzi o kwestie czysto fizyczne, a o metafizyczne. Tak naprawdę te słowa to nadzieja, że "...nie wszystek umrę...", że nie zapomnimy, że będziemy kontynuatorami i cała masa odwołań do pięknej przeszłości...
Była kimś niezwykłym skoro tak jest wspominana...