Monika Płatek – dr hab., profesor Uniwersytetu Warszawskiego, kierowniczka Zakładu Kryminologii w Instytucie Prawa Karnego na Wydziale Prawa i Administracji
Szliśmy na Całowanie. Po polach, po błocie i przez krzaczowiska. Niby dzieciaki, co zagubiły drogę, niby – bo nam właśnie wyrastały skrzydła. Nieźle już byliśmy opierzeni, choć wciąż jeszcze nieśmiali. Malinowy chruśniak nadal był tylko w wierszu, a całowanie na mapie z przyszłości. Za to za sobą mieliśmy poznany z bliska kraj, historię przerobioną nie tylko z podręczników, geografię dotkniętą naszą dłonią, żabę z biologii podglądaną w stawie, swoje zdanie i na ty znajomość z odbrązowionym Mickiewiczem.
Wszystko zaczęło się w piątej klasie podstawówki. Weszła do sali. Ławki szkolne nadal były stare, z dziurą na kałamarz i kleksy na blacie. Pióro wciąż miało nasadzaną stalówkę, tablica kredę, piórnik niezmiennie nie nabrał urody, a przecież od tamtego dnia już nic nie było takie samo.
Jak to się robi? Jak niepewne dzieciaki, kurczaki nieloty przerabia się w wysoko lotne orły?
Miała lekko zachrypnięty głos, zaraźliwy śmiech i zupełnie nie pamiętam, jak była ubrana. Uczyła nas matematyki i była wychowawczynią naszej klasy. Twierdzi, że mówiliśmy do niej „proszę pani”, a nie „pani profesor”. Może, ale my pamiętamy to inaczej. Przed nią byliśmy w klasie, dzięki niej staliśmy się klasą z klasą. I tak to nam już zostało.
Przed nią byliśmy nauczani, przy niej zaczęliśmy się uczyć. Przed nią mówili nam, co mamy myśleć, przy niej – uczyliśmy się myśleć. Myśleć samodzielnie; także krytycznie.
Niekoniecznie się z nami zgadzała. Żądała argumentów, nie ukrywała, że razi ją na przykład moja egzaltacja, ale wiedziałam, że i tak mogę liczyć na jej życzliwość.
Szanowała nas i to, że mamy własne zdanie. Gdy urażona uwagami nauczyciela od polskiego odmówiłam chodzenia na jego lekcje (wykrzyczał: „Płatek, ty nawet w mowie robisz błędy ortograficzne!”), nie wezwała na rozmowę rodziców, lecz mnie, słusznie zauważając, że to ja chodzę do szkoły, a nie oni.
Nie podzielała moich argumentów o obrazie, która mnie spotkała, mimo to powiedziała: „Wrócisz na lekcje, jak będziesz gotowa; zadbaj tylko, byś nie miała zaległości”. Wróciłam szybciej, niż to sobie obiecywałam. Polonista też się ucieszył i przyznał, że przesadził, a ja (w duchu), że bez szkoły i także bez jego lekcji było mi okropnie.
Przed nią musieliśmy słuchać innych, przy niej byliśmy słyszalni. Nasza nauczycielka nas słuchała. Nie odpytywała, pytała. Była naprawdę ciekawa, jak dochodzimy do rozwiązań. Czy stawiała dwójki? Stawiała, ale zła ocena nie oznaczała, że jesteśmy kiepscy, tylko że kiepsko znamy tę partię materiału. Trzeba nadrobić, to wszystko. Przed nią chodziliśmy do szkoły; dzięki niej w szkole zaczęliśmy żyć – żyć pełnią życia. I tak to nam już zostało.
Szkoła to był wspaniały czas i równie wspaniale było po szkole. Może nie w każdą sobotę i w każdą niedzielę, ale na tyle często, że i dziś wydaje nam się, że się nie rozstawaliśmy. Po szkole zabierali nas na wycieczki, różnie – autobusem, pociągiem, autokarem, kolejką, ciuchcią i potem długo na piechotę. Zabierali, bo razem z nią był i on. To był czas na historię bez granic, biologię bez granic, etykę bez granic, filozofię bez granic, politykę bez granic. Nie było złych pytań, było wiele dobrych odpowiedzi i niezapomniane uczucie pełni i wspólnoty.
Nasza wspaniała, kochana nauczycielka to Ludwika Wujec, a on, który też ją kochał i o którego (czas to wreszcie przyznać) byliśmy pewnie trochę zazdrośni, to Henryk Wujec… Potem był ich ślub i oczywiście my na tym ślubie. Ich ślub bez nas? Nie, to nie do pomyślenia… A Wujec był tak przejęty, że Włodka Komara pocałował w rękę.
Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca. Ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali.
Regulamin akcji jest dostępny na stronie internetowej TUTAJ. Opowieści przysyłajcie za pośrednictwem naszej FORMATKI INTERNETOWEJ.
Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach ogólnopolskiej „Gazety Wyborczej” oraz w jej wydaniach lokalnych lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane prace wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców.
za pierwsze miejsce w wysokości – 5556 zł brutto
za drugie miejsce w wysokości – 3333 zł brutto
za trzecie miejsce w wysokości – 2000 zł brutto
Wszystkie komentarze
Może lepiej na STANOWISKO Ministra Oświaty.HUZIA.na miejsce fircyka to nie .