Moja szkoła znajdowała się przy ul. Wileńskiej w Łodzi. W budynku na parterze była podstawówka nr 6, a na piętrze XXVI Liceum Ogólnokształcące. W liceum spędziłam cztery lata, od 1974 do 1978 roku. Strasznie dawno! Właśnie sobie uświadomiłam, że od mojej matury zaraz minie 41 lat.
Od zawsze byłam umysłem ścisłym, w podstawówce pasjonowała mnie chemia, a zwłaszcza fizyka, której uczyła fantastyczna pani profesor Torbicka. Ale mimo że byłam dobrze uczącym się dzieckiem, nie zdradzałam jakiegoś szczególnego talentu matematycznego. Owszem, rozumiałam ten przedmiot, jednak jakoś specjalnie mnie nie pociągał.
Co musiało się zdarzyć, że w liceum to właśnie matematyka stała się przedmiotem, który ukochałam?
Spowodował to profesor Marian Witkowski. Bardzo skromny, bardzo fajny nauczyciel. Jak wyglądał? Wysoki, szczupły brunet, zawsze w garniturze. Wiek? Mógł mieć wtedy trzydzieści parę lat. Jego żona też uczyła matematyki w naszej szkole, mieli malutką córeczkę.
Na początku – jeśli chodzi o matematykę – nie bardzo wierzyłam w siebie, ale pan profesor powiedział, że mam potencjał, żebym nie odpuszczała. I niezależnie od tego, co kiedyś będę chciała robić w życiu, to – jeśli lubię matematykę – warto poświęcić jej trochę czasu.
Pan profesor potrafił nas porwać do nauki. To nie było tak, że „odbębnialiśmy” te swoje zadania i mieliśmy dosyć. Bardzo często podczas przerw uczniowie zostawali w klasie, a pan profesor coś jeszcze tłumaczył. Widać było, że bardzo lubi swoją pracę.
Do dziś, kiedy spotykamy się w gronie absolwentów naszej klasy, to spośród wszystkich nauczycieli, którzy nas uczyli, wszyscy najczęściej wspominamy pana Witkowskiego. Nasz profesor nie żyje już od wielu lat. Ale zawsze będziemy pamiętać, że był niesamowicie sprawiedliwy. Nigdy, przenigdy nie spotkaliśmy się z czymś takim, żeby naszą pracę czy zachowanie ocenił w sposób subiektywny; to była zawsze obiektywna ocena, z którą wszyscy się zgadzaliśmy. Nigdy nie mieliśmy poczucia, że zasługiwaliśmy na więcej, a dostaliśmy mniej.
Pan profesor umiał zbudować właściwe relacje nauczyciel – uczeń. Zawsze mówił to, co myśli – owszem – grzecznie, ale bez owijania w bawełnę. Czuliśmy przed nim respekt. Był niesamowicie autentyczny. Traktował nas jak partnerów, szanował. Zwracał się do nas per pan/pani. „Pani Haniu” – mówił. Albo po nazwisku.
Jakieś charakterystyczne powiedzonka, zachowania? Taki gest wyciągniętych dwóch palców, jak na tym zdjęciu, które podczas którejś lekcji zrobił któryś z kolegów. Pan profesor wstaje, patrzy na delikwenta i mówi: „Pan siada, ocena wiadoma”. Czyli dwója.
Pokochałam matematykę – i to miłością wzajemną. Kiedy zdawałam egzaminy na inżynierię środowiska na Wydział Budownictwa i Architektury Politechniki Łódzkiej, z matematyki dostałam maksymalną liczbę punktów. Później matematykę miałam przez dwa lata studiów i praktycznie wcale nie musiałam się jej uczyć, a na zaliczeniach dostawałam same piątki. Bo wszystko umiałam z liceum – dzięki mojemu profesorowi. I właśnie wtedy, kiedy studia stały się przyjemnością, a nie męczarnią, najbardziej doceniłam pana profesora. Owszem, ślęczałam nad projektami godzinami, niekiedy nocami, kreśląc, projektując, ale nie sprawiało mi to żadnych problemów, bo miałam tę silną podbudowę matematyczną. Ubóstwiałam cyfry, chętnie robiłam skomplikowane obliczenia.
Z matematyki przez parę lat dawałam korepetycje, utrzymując się z nich w czasie studiów, a potem jeszcze trochę i po studiach.
W późniejszych latach w wolnych chwilach bardzo lubiłam rozwiązywać łamigłówki matematyczne. Do dziś to lubię.
Zawsze powtarzam, że bardzo wiele w życiu każdego z nas zależy od tego, jakich mieliśmy nauczycieli. Jestem szczęśliwa, że na swojej drodze spotkałam właśnie pana profesora Witkowskiego. Gdyby nie on, pewnie zostałabym humanistką, a nie inżynierem.
Myślę, że gdyby nie profesor Witkowski, nie byłoby mnie w tym miejscu.
Akademia Opowieści. Nauczyciel na całe życie
W tym roku obchodzimy 30-lecie wolnej Polski. 4 czerwca wywalczyliśmy wolność, do której bramą powinna się stać edukacja. Nie do końca to nam wyszło, bo wprowadzając zmiany w oświacie, zapomnieliśmy o nauczycielu i godności jego pracy. Ten błąd trzeba naprawić.
Dzięki Akademii Opowieści – organizowanej już po raz trzeci – chcemy ocalić dobro i piękno ukryte w bohaterach codzienności. W tym roku chcemy, by bohaterem waszych opowieści był nauczyciel.
Czekamy na wasze opowieści o nauczycielach z podstawówki, liceum, uczelni, ale także na opowieści o waszych mistrzach życia. Może nim być wasz szef, kolega, wychowawca; ktoś, kto był dla was inspiracją na całe życie. Zachęcamy, byście nam o nich napisali. Nadesłane prace wezmą udział w akcji pod hasłem „Nauczyciel na całe życie”.
Zapoznaj się z REGULAMINEM i wyślij DO NAS SWOJĄ OPOWIEŚĆ.
ZWYCIĘZCOM PRZYZNANE ZOSTANĄ NAGRODY PIENIĘŻNE:
• za pierwsze miejsce w wysokości – 5556 zł brutto
• za drugie miejsce w wysokości – 3333 zł brutto
• za trzecie miejsce w wysokości – 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze
Był surowy w ocenie przyswojenia wiedzy i myślenia, u Niego na czwórkę trzeba było wiele się natrudzić i wykazać a piątkę mieli tylko trzej z mojej klasy.Maturę i egzamin na studia przebrnąłem bez żadnego wysiłku - to efekt Jego metody nauczania i myślenia.
Po tylu latach życia twierdzę że zawód nauczyciela jest powołaniem a nie rzemiosłem.
no bo frajer
- prowadzi zajecia
- sprawdza kolokwia i egzaminy
- recenzuje prace i doktoraty
- siedzi w bibliotece albo przed komputerem
- chodzi na seminaria
- pisze prace i wysyla do wysoko punktowanych czasopism
- pisze wnioski o granty
- czeka rok na podpis ministra
- jest wesoly, dziarski i usmiechniety
a wszystko za mniej niz pensja w Lidlu
Dlatego strajk potrwa jeszcze !
Łączę pozdrowienia i wyrazy szacunku dla Pani !