Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Zapoznaj się z REGULAMINEM
Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]
Czym jest dzisiaj patriotyzm? Definicja niby się nie zmienia, ale oczekiwania i zachowania jakby inne. Z perspektywy czasu nasi rodzinni bohaterowie, prawdziwi patrioci, nijak nie przystają do dzisiejszej epoki. Są jak dinozaury. Na manifestacje nie chodzili, nie obnosili się ze swoimi poglądami, a jednak byli prawdziwymi patriotami i dobro kraju czy firmy, w której pracowali, było dla nich najważniejsze. Taki też był mój Dziadek – inż. Tadeusz Szczepański (1881-1980).
Zachowałam go w pamięci jako uroczego, lekko zdziwaczałego starszego pana o bardzo rozległych zainteresowaniach (astrologia, numerologia), żyjącego w harmonii z przyrodą, oszczędnego, miłującego Tatry i tam spędzającego każdą wolną chwilę. Z Tatrami, a właściwie Polaną pod Jaworki koło Witowa, wiążą się wspomnienia. Dziadek poznał tam w 1918 r. samotnego, biednego gazdę Jędrka Skorusę, któremu sfinansował budowę prostej, niedużej chałupy. W zamian wydzielił sobie maleńką izdebkę z pięknym widokiem na góry. Mimo udzielonej bezzwrotnej pożyczki płacił Jędrkowi złotówkę za każdy dzień pobytu swojego i rodziny.
W latach 1964-65 pracowałam w Zakładzie Doświadczalnym Instytutu Zootechniki PAN w Rabie Wyżnej. Odwiedzałam czasem Dziadka w Witowie. Kiedyś wybraliśmy się do lasu po jagody na obiad. Przechodziliśmy przez rwącą, zimną i dość płytką rzekę – Czarną Wodę, która wpada do Czarnego Dunajca. W Dziadeczku odezwała się dusza inżyniera. Był absolwentem Politechniki w Zurychu – Wydział Projektowania Tam i Zapór ze specjalnością urządzenia kanalizacyjne. Stał zatem bezpiecznie na brzegu i palcem wskazywał głazy, które musiałam w tej bardzo zimnej wodzie przetaczać, układając mostek dla ludzi. Zawsze myślał o innych.
Od początku miejscowi darzyli Dziadka wielkim szacunkiem – był nieformalnym trybunem, rozstrzygał spory sąsiedzkie, doradzał miejscowym, jak budować oszczędnie domy, kreślił ich podstawowe projekty, a dla chałupy Jędrka wykonał projekt instalacji elektrycznej.
Czy zatem mój Dziadek był patriotą? Myślę, że nawet kimś więcej, biorąc pod uwagę jego pracę zawodową. Po założeniu rodziny w 1906 r. przez 12 lat pracował w Krakowie jako inspektor wodociągów i kanalizacji. Potem przez sześć lat w Tarnowie, gdzie był dyrektorem Miejskich Zakładów Wodociągowo-Kanalizacyjnych. Z tego okresu nie zachowało się jednak zbyt wiele informacji. Dopiero rodzinne wspomnienia od połowy lat 20. tworzą obraz Dziadka patrioty.
Bliscy namawiali Dziadka do powrotu w rodzinne strony, co też uczynił. Koledzy, absolwenci radomskiego gimnazjum im. Tytusa Chałubińskiego, zachęcali go, żeby zrobił coś pożytecznego dla rodzinnego miasta, wykorzystując swe specjalistyczne wykształcenie. W efekcie Dziadek podpisał dziesięcioletni kontrakt na zaplanowanie i nadzorowanie budowy wodociągów miejskich.
Inwestycja miała zostać sfinansowana z pożyczki, którą miasto otrzymało od amerykańskiej kompanii ULEN. Jednak podpisanie kontraktu Dziadek warunkował osobistym nadzorem i wyłącznością gospodarowania przyznanymi środkami. Po sprawdzeniu opinii o Dziadku pożyczkodawca taką zgodę wyraził.
Moja mama wspominała, jak Dziadek – znany z przesadnej oszczędności – osobiście wyszukiwał konkurencyjnych dostawców i podwykonawców. Co kilka tygodni zmieniał też grupy pracujących robotników, aby wobec dużego bezrobocia w Radomiu jak najwięcej osób mogło choć krótko pracować. Budowa sieci wodociągowej zaplanowana była na cztery lata, zakończono ją jednak rok przed terminem – w 1928 r.
Dziadek został pierwszym dyrektorem powołanego w 1927 r. Miejskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji. Cały czas współpracował też z ówczesnym prezydentem Radomia Józefem Grzecznarowskim. Z pożyczki ULEN Dziadek wygospodarował fundusze na 11 obiektów: zapasowe studnie głębinowe, rzeźnię, gazownię i inne. By uniknąć błędów przy budowie gazowni, pojechał specjalnie na targi lipskie, aby porozmawiać ze specjalistami od tego typu obiektów.
Po wybudowaniu gazowni Dziadek przez pół roku był jej dyrektorem, ale nie pobierał za to żadnego wynagrodzenia. Gdy rada miejska zaproponowała mu honorarium, bardzo się oburzył, gdyż zależało mu na jak najszybszym spłaceniu pożyczki przez miasto. Czy taka postawa nie zasługuje na miano patriotycznej?
A wykrycie wielkiego oszustwa na szkodę miasta – czy to nie dowód patriotyzmu Dziadka? Było tak: z rozmów z prezydentem Grzecznarowskim Dziadek dowiedział się o bardzo wysokich kosztach oświetlenia miasta. Jako człowiek dociekliwy postanowił, za zgodą prezydenta, sprawę wyjaśnić. Osobiście zatem sprawdzał oświetlenie ulic w dzień i w nocy i okazało się, że liczniki rejestrujące zużycie prądu nie wyłączały się w dzień, kiedy oświetlenie było wygaszone. Rzecz jasna, szkody dla miasta były ogromne. Gdy Francuzi, którzy odpowiadali za oświetlenie miasta, dowiedzieli się o tym, zaproponowali Dziadkowi 200 tys. zł za wyciszenie sprawy. Kwota była zawrotna, jednak odmówił, a sprawa miała trafić do sądu (mama nie pamiętała, jak się to skończyło).
Z Radomiem Dziadek się rozstał, kiedy doszło do konfliktu, bo nie chciał uczestniczyć w pochodach pierwszomajowych (zawsze był apolityczny) i nie wyraził zgody na zakup samochodu służbowego w miejsce dorożki.
Po II wojnie światowej Dziadkowi zaproponowano nadzór przy odbudowie infrastruktury miejskiej w Kaliszu. Z tego okresu pamiętam piękną służbową willę z gankami i werandami, otoczoną rozległym ogrodem i graniczącą z gazownią na ul. Majkowskiej, której Dziadek był dyrektorem. Jeździliśmy tam z braćmi na wakacje.
W rodzinnych wspomnieniach zachowała się taka anegdota. Dziadek nie znosił pijaków, złodziei i nierobów. Po kilku ostrzeżeniach zwolnił za pijaństwo z pracy w gazowni robotnika. Ciocia Wanda, jedna z sióstr mamy, która miała niespożytą energię w wymyślaniu różnych psot, postanowiła Dziadkowi spłatać figla, udając żonę owego zwolnionego pracownika. Dodam, że Dziadek był krótkowidzem, ale nigdy nie nosił okularów, wobec kobiet był bardzo szarmancki, no i zawsze był zapracowany.
Ciocia – po wykonaniu odpowiedniego makijażu, wypchaniu ust papierem, aby zmienić głos, i dobraniu stosownego stroju – wybrała się do biura. Gdy stanęła przed Dziadkiem, ten uwierzył, że jest żoną zwolnionego robotnika. Ciocia zaczęła błagać Dziadka o przyjęcie męża z powrotem do pracy, bo to jedyny żywiciel rodziny itp. Dziadek miał miękkie serce, uległ prośbie, obiecał, że człowieka zatrudni, i pocałował własną córkę w rękę. Wtedy jednak papier całkowicie rozmiękł w ustach cioci i Dziadek się zorientował, że to Wanda. Chyba ten pocałunek uznał za dyshonor, bo długo nie mógł się z tym pogodzić.
Zastanawiam się, czy życie naszej rodziny inaczej by się potoczyło, gdyby Dziadek skorzystał z przedstawionej mu propozycji. Otóż tam, w Kaliszu, przedstawiciele ULEN&Co odnaleźli Dziadka i zaproponowali mu i całej rodzinie wyjazd do USA na bardzo intratny kontrakt. Dziadek oczywiście odmówił, czego inni nie potrafili zrozumieć. Czy jest to wystarczający dowód patriotyzmu? Babcia nie zawsze była zadowolona z decyzji Dziadka, bo miała sześcioro dzieci do wykarmienia, a Dziadek ze swej pensji ustanowił np. fundusz zapomogowy dla potrzebujących pracowników, babci przekazując tylko część zarabianych pieniędzy.
W czasie wojny odmówił przyjęcia od Niemców dużej skrzynki z żywnością, mimo że jedzenia w domu brakowało. Mieszkali wówczas w Rzeszowie, gdzie był dyrektorem wodociągów.
W moim przekonaniu Dziadek był prawdziwym patriotą. Dobro kraju stawiał przed dobrem rodziny. Swoim dzieciom i wnukom wpoił zasady uczciwej pracy, lojalności, pomocy innym. I za to jesteśmy mu niezmiernie wdzięczni.
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”
Historia Polski to nie tylko bitwy i przelana krew. To również wielki codzienny wysiłek zwykłych ludzi. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie ma takiego bohatera: babcię, wujka, sąsiada. Uczyli, leczyli, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, bibliotekę na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi i pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości na nie więcej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 30 września 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem formatki dostępnej na stronie internetowej.
Najciekawsze teksty będą publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”; „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 wyróżnień.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
za I miejsce – 5556 zł brutto;
za II miejsce – 3333 zł brutto;
za III miejsce – 2000 zł brutto.
Osoby wyróżnione dostaną roczne prenumeraty Wyborcza.pl.
Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Wszystkie komentarze