Czasem mam wrażenie, że jedyne, co różni PZPR od PiS, to fakt, że ci drudzy częściej chodzą do kościoła - uważa Janusz Wójcik, aktywista społeczny, działacz opozycyjny, członek NSZZ "Solidarność".

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszej akcji?

"Nieznani bohaterowie naszej niepodległości". Weź udział w naszej akcji, przyślij opowieść [FORMULARZ]

W czasach komunizmu walczył z systemem, współtworzył opolską „Solidarność”, a po latach wciąż dumnie nazywa siebie „wałęsowcem”. Gdy rząd realnie myślał o likwidacji województwa opolskiego, został liderem Obywatelskiego Komitetu Obrony Opolszczyzny, który przez pięć lat mobilizował opolską społeczność do skutecznej obrony odrębności regionu. Dzisiaj, choć już tak często nie chodzi na barykady, nadal jest aktywnym działaczem społecznym, cenionym przez środowiska kombatanckie.

Młody, ambitny, pełen ideałów

Studia administracyjne w Krakowie ukończył w 1977 roku. Najbardziej utkwiła mu w pamięci niewyjaśniona do dzisiaj śmierć Stanisława Pyjasa, studenta filologii polskiej i filozofii na Uniwersytecie Jagiellońskim, na kilka dni przed juwenaliami. Według środowisk opozycyjnych jego śmierć była skutkiem pobicia przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa

– Wstrząsnęło to całym środowiskiem akademickim w kraju. Śmierć Pyjasa doprowadziła do masowych demonstracji. Pamiętam, jak wzywano do bojkotu juwenaliów. Pyjas był aktywnym działaczem opozycyjnym. Nie mogliśmy przejść obojętnie obok śmierci naszego kolegi – przyznaje Wójcik.

Wówczas uświadomił sobie, że w Polsce pojawiło się nowe pokolenie opozycjonistów. Młodych ludzi pełnych energii i pomysłów, którzy nie bali się głośno zaprotestować przeciwko ówczesnej władzy. Nie robili tego jednak „u cioci na imieninach”, jak podkreśla Wójcik, ale w wielotysięcznych manifestacjach, nie bacząc na konsekwencje, jakie mogło to spowodować.

Harcerstwo umocniło w nim więź z Polską. Przez kilka lat współtworzył wraz m.in. z Bolesławem Polnarem i Piotrem Badurą drużynę im. Powstańców Śląskich. Podczas harcerskich wycieczek na Górę św. Anny poznawał żyjących jeszcze uczestników powstań śląskich. Pozwoliło mu to lepiej zrozumieć panujące wówczas nastroje w tej części kraju.

Służby próbowały go złamać

Janusz Wójcik wyemigrował za pracą do Londynu z początkiem lipca 1980 roku. Z prasy podziemnej dokładnie wiedział, co dzieje się w kraju. Obserwował wydarzenia i narastający ruch oporu w Gdańsku, zastanawiał się także, czy Armia Radziecka wejdzie na terytorium Polski. Podobnie jak innymi rodakami targały Wójcikiem wątpliwości: czy lepiej z zagranicy wysyłać paczki z żywnością swoim znajomym i rodzinie, czy walczyć z komuną w miejscu, gdzie się ona rozwija. Do Polski wrócił w połowie listopada i od razu wstąpił do „Solidarności”.

W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku internowano na Opolszczyźnie 69 osób. Pod koniec 1982 roku liczba ta wzrosła do 157, aresztowano także blisko setkę osób. Wójcik miał to szczęście, że nie znalazł się na tej liście. Podczas wezwań UB próbował go zastraszyć, tłumacząc, że choć nie zostanie internowany na podstawie dekretu o stanie wojennym, to wkrótce na mocy przepisów kodeksu karnego trafi na kilka lat do więzienia.

– Czasami zwracali się jednak do mnie per pan, mówili, że jestem zasłużonym obywatelem, któremu należy się możliwość wyjazdu za granicę. Tłumaczyli, że dobrze jest pozwiedzać Europę, że w każdej chwili załatwią mi paszport. Chcieli się mnie po prostu pozbyć – uważa.

– W tamtym czasie największym problem był chyba jednak brak pracy. Nie mogłem nigdzie znaleźć zatrudnienia, wszędzie odprawiali mnie z kwitkiem. Służby ironicznie dziwiły się, że taki człowiek jak ja tak długo pozostaje na bezrobociu. Chcieli mi pomóc, bylebym tylko poszedł z nimi na współpracę. Odpowiadałem im wtedy, że są ostatnimi osobami, od których chciałbym dostać pracę – dodaje opozycjonista.

Najważniejsza jest rodzina

W końcu Wójcik prawie się złamał. Musiał zadbać o żonę i kilkuletnie dziecko. A jak tłumaczy, rodzina była i jest dla niego najważniejsza. Długo rozmawiał z żoną o możliwościach, jakie posiadają. Wspólnie ustalili, że jeśli do końca 1983 r. nie znajdzie pracy, to wyjadą do Anglii. Szczęśliwie w połowie roku uśmiechnął się do niego los.

Podczas okresu „Solidarności” Wójcik aktywnie współtworzył jej opolskie struktury. Uczestniczył także m.in. w komisji przyznającej miejsca w przedszkolach. Jak wspomina po latach, dużą przyjemność sprawiało mu odrzucanie wniosków pracowników Komitetu Wojewódzkiego PZPR. Nie robił tego jednak z powodu ich przynależności partyjnej, ale dlatego, że osiągali zbyt wysokie dochody, a pierwszeństwo uzyskiwali mniej zamożni.

Ujawnił korupcję urzędników

– Dużą sprawę zrobiliśmy, gdy tzw. opolska mafia została namierzona, a rezultaty ich działalności opublikowaliśmy w naszej związkowej prasie. Odbiło się to później szerokim echem w całym kraju – wyjaśnia.

Sprawa dotyczyła... talonów na samochód. W latach 60. sprzedaż samochodów była bowiem w pełni kontrolowana przez rząd. Aby kupić nowy pojazd, trzeba było złożyć podanie do lokalnej Rady Narodowej i po pozytywnej decyzji urzędnika czekać nawet kilka lat na nową skodę lub fiata. Z kolei jeśli otrzymało się od władz państwowych lub partyjnych talon na samochód, można było proces kupna znacznie przyśpieszyć.

Wójcik wiedział, że część partyjnych urzędników łamie prawo, bo otrzymują talony częściej, niż zakłada to ustawa. Zwrócił się więc z prośbą do pracujących w urzędzie osób, aby pomogły mu znaleźć na nich „kwity”.

– Cały dowcip polegał na tym, że przestaliśmy tylko mówić, że komuna kradnie, bo kradnie, ale znaleźliśmy na to niezbite dowody. Przyjechał później do nas ówczesny prezes Najwyżej Izby Kontroli, który przekonywał nas, że zebrane dowody wystarczą, a my już więcej nie musimy nic robić. Nie udało mu się, ponieważ naszym celem było poprowadzenie tej sprawy do końca. Skończyło się to tak, że ci ludzie nie tylko stracili pracę, ale byli także wyrzuceni z partii. Nasza akcja ukazała ludziom poważne rozwarstwienie komuny, bo z jednej strony mówiono o klasie robotniczej, a z drugiej prominentni działacze byli zwyczajnie skorumpowani – wyjaśnia.

PiS, który upodabnia się do PZPR

Dzisiaj, trzy dekady od tych wydarzeń, Janusz Wójcik ze smutkiem spogląda na rząd Prawa i Sprawiedliwości, który jego zdaniem ma skłonności do centralizmu. Były opozycjonista tłumaczy, że PiS stara się wmówić ludziom, że receptą na całe zło w Polsce jest jedna partia, jeden wódz i jeden komitet centralny na Nowogrodzkiej.

– Czasem mam wrażenie, że jedyne, co ich różni od PZPR, to że częściej chodzą do kościoła. Dlatego wtedy było łatwiej być patriotą, bo mieliśmy do czynienia z dychotomią. Każdy wiedział, że my jesteśmy porządni, a tamci są czerwoni, z którymi trzeba walczyć – podkreśla.

***
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.

Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.

Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.

Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.

Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.

Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 30 września 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu Świątecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.

Komentarze
Zaloguj się
Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem
No to powiedzcie PiSowi, że UB-eków już nie ma :D
już oceniałe(a)ś
0
0
ub w latach 80? ja prdl... kto to pisze???
już oceniałe(a)ś
2
3
Kiedy się pisze o historii dobrze byłoby wiedzieć, że w 1981 roku nie było UB.
już oceniałe(a)ś
0
4