Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu
Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]
Dariusz Pietrucha: Podoba mi się Akademia Opowieści „Wyborczej”. Przypominacie, że historia Polski to nie tylko historia bitew, ale też zwykłych ludzi, którzy starali się zmieniać świat. To dobra okazja, żeby przypomnieć też o osobach walczących, którzy zostali zapomniani. Nie przeczytamy o nich w podręcznikach, nie mają swoich ulic, pamięć o nich została zatarta. Słyszała pani o Bernardzie Drzyzdze?
– Dowiedziałem się o nim z książek Jerzego Pelca-Piastowskiego, który pisze o Armii Krajowej. Wspomina, że poznał Drzyzgę, który w czasie wojny działał w organizacji „Zagra-Lin”. Jej historia zaczyna się od powołanej przez Komendę Główną AK Organizacji Specjalnych Akcji Bojowych. „Osa” zajmowała się sabotażem, organizacją zamachów bombowych. Z czasem z „Osy” wyodrębniono właśnie grupę „Zagra-Lin”, która miała działać wyłącznie na terytorium III Rzeszy. „Zagra” – od „zagraniczny” a „Lin” było kodowym oznaczeniem Warszawy. Dowódcą grupy został porucznik Bernard Drzyzga, który pochodził ze Śląska. To on w czasie kampanii wrześniowej odbił kopalnię „Michał” w Siemianowicach Śląskich z rąk niemieckich dywersantów.
– To była elita. Niektórzy badacze podają, że wybrano do niej 18 osób. Musieli doskonale znać język niemiecki, niemiecką mentalność, zwyczaje, itd. Wybierano więc tylko członków AK, którzy pochodzili ze Śląska i Wielkopolski. Po kampanii wrześniowej Drzyzga dostał się do niewoli, siedział w kilku oflagach. Dwukrotnie próbował uciekać, udało mu się za trzecim razem. 20 maja 1942 roku przedostał się do Warszawy, a 1 czerwca został zaprzysiężony w AK i skierowany na kurs saperski. W grudniu tego samego roku powstała „Zagra-Lin”, z Drzyzgą jako dowódcą. Wydaje mi się, że przełożeni mieli do niego nie tylko stuprocentowe zaufanie, ale też doceniali jego wcześniejszą postawę, że uciekał z niewoli aż do skutku.
– W lutym 1943 roku podłożona przez nich bomba eksplodowała na peronie podziemnej stacji kolejki miejskiej w samym sercu Berlina. W wybuchu zginęło 36 osób, a ponad 70 zostało rannych. Niemiecka propaganda podawała, że było tylko pięć ofiar. Nie informowano o rannych. Warto podkreślić, że „Zagra-Lin” podłożyła bombę na peronie, przy którym zatrzymywały się pociągi z żołnierzami. Starali się, żeby jak najmniej ucierpieli cywile.
Akcja grupy postawiła na nogi całe gestapo. A grupa uderzyła ponownie! Już 10 kwietnia na berlińskim dworcu kolejowym Friedrichstrasse. Przepiękny, szklany gmach, chluba Berlina. Tym razem w wybuchu zginęło 14 osób, a 60 osób odniosło rany. Tym razem Adolf Hitler wpadł we wściekłość. Za głowę każdego dywersanta wyznaczył wielką nagrodę. Niemcy poniosły klęskę pod Stalingradem, a w sercu niemieckiej stolicy wybuchały bomby. Nie do pomyślenia! Gestapo szalało, ale nie udało im się nikogo zatrzymać. 23 kwietnia kolejna bomba wybuchła na dworcu we Wrocławiu. I znowu poszkodowani byli żołnierze – zginęło czterech, kilkunastu odniosło rany. Możemy sobie wyobrazić, jak to wpływało na morale w niemieckich szeregach.
Po akcji we Wrocławiu dowództwo postanowiło przerzucić „Zagra-Lin” w inne rejony. W maju członkowie grupy wysadzili pociąg z amunicją i sprzętem wojskowym w okolicach Rygi. Zaczęły się akcje niszczenia niemieckiego transportu kolejowego. Planowano nawet wysadzenie pociągu Hitlera, gdy wódz miał przejeżdżać przez Bydgoszcz. Wszystko było gotowe, ładunki zostały podłożone, pociąg Hitlera nieoczekiwanie dla zamachowców zmienił trasę. Jedną z ostatnich akcji, którą grupa miała przeprowadzić, było uwolnienie z oflagu gen. Władysława Bortnowskiego. Niestety nie doszło do niej. Wkrótce grupa przestała działać.
– Wszyscy, poza Drzyzgą, wpadli w czerwcu 1943 roku w ręce gestapo. Powodem była nasza polska, ułańska fantazja. Jeden z żołnierzy brał ślub w Warszawie. Przyszyli wszyscy koledzy – wbrew logice i ustalonym zasadom konspiracji. Może za bardzo uwierzyli w swoje szczęście? Drzyzga na ślub nie dotarł, dlatego ocalał. AK przerzuciło go na dowódcze stanowisko do Łodzi, później w inne rejony kraju. Przeżył wojnę, ale nie był to koniec jego kłopotów. Musiał się ukrywać przed NKWD. Podjął się wtedy kolejnej misji. Wiosną 1945 r. został przerzucony na Zachód, dotarł do gen. Dwighta Eisenhowera, głównodowodzącego wojskami alianckimi. Przedstawił mu raport, jak Sowieci traktują żołnierzy AK i jak wyglądają represje stalinowskie. Raport został przyjęty... bez reakcji. To jeszcze nie był czas zimnej wojny. Drzyzga nie miał już po co wracać do kraju. Osiadł w Wielkiej Brytanii, zmarł tam w 1994 roku.
– Trzeba to zmienić, zwłaszcza na Śląsku, skąd pochodził. Drzyzga przypomina mi Jamesa Bonda. Skupiał w sobie nie tylko wielką odwagę, ale też mądrość życiową, która pozwoliła mu wyjść cało z opresji, w przemyślany sposób przygotowywać akcje. Niepamięć o tym człowieku to nasz grzech zaniechania. Mam pomysł, jak to zmienić. Jeden ze schronów, którymi się opiekujemy, zostanie poświęcony tej postaci. Przygotujemy odpowiednią ekspozycję, może uda nam się dotrzeć do różnych archiwalnych zdjęć i dokumentów. Pamięć o Drzyzdze musimy przywrócić.
Akademia Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Historia Polski to nie tylko bitwy i przelana krew. To również wielki codzienny wysiłek zwykłych ludzi. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.
Każdy w polskiej rodzinie ma takiego bohatera: babcię, wujka, sąsiada. Uczyli, leczyli, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, bibliotekę na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi i pracowitości.
Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.
Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości na nie więcej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem formatki dostępnej na stronie internetowej.
Najciekawsze teksty będą publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”; „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl.
Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 wyróżnień.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
za I miejsce – 5556 zł brutto;
za II miejsce – 3333 zł brutto;
za III miejsce – 2000 zł brutto.
Osoby wyróżnione dostaną roczne prenumeraty Wyborcza.pl.
Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Wszystkie komentarze
Trudno powiedzieć, że tak całkiem zapomniany. Przez lata PRL oczywiście nie bardzo nadawał się na oficjalnego bohatera - żołnierzy AK można było wtedy chwalić co najwyżej jako młodych i bohaterskich, ale zwiedzionych przez cynicznych zwierzchników; ewentualnie wtedy gdy pokajali się i walczyli po stronie "władzy ludowej". Drzyzga zdecydowanie do tego wzorca nie pasował... Jednak nawet i wówczas o nim i o Zagra-Linie pisał m.in. Tomasz Strzembosz ("Oddziały szturmowe konspiracyjnej Warszawy"), wspominał Aleksander Kunicki, skądinąd podczas wojny szef wywiadu Kedywu ("Cichy front"). Natomiast także po 1919 długo nie było osobnej monografii; dopiero w 2014 wydano pośmiertnie monografię Zagra-Linu autorstwa samego Drzyzgi; z konieczności dość skrótową i opartą głównie na wspomnieniach, a nie skąpej bazie źródłowej. Tak że sprawa faktycznie wciąż jeszcze czeka na pełne naukowe opracowanie.
Pozdrawiam
Dlaczego? Przecież zmieścili się śmiało.
Przecież nie wpadli dlatego że poszli wszyscy na ślub, ale dlatego że NIemcy mieli dobrych agentów i kontrwywiad. Ktos ich wsypał, trzeba sprawdzić losy zatrzymanych , a zwłaszcza kto z nich przeżył.
Której części nie zrozumiałeś: "Przyszyli wszyscy koledzy – wbrew logice i ustalonym zasadom konspiracji."
Zasady zostały ustalone przez kogoś, kto rozumiał, że "NIemcy mieli dobrych agentów i kontrwywiad.", jak sam napisałeś.
Podobnie jak jednoczesne bombardowania Berlina z powietrza i wcześniejsze bombardowania m.in. Warszawy... Niestety zasady wszelkich konwencji bardzo często nie wytrzymują pragmatycznego zetknięcia z rzeczywistością wojen.
Pozdrawiam
Serio? A łapanki, publiczne egzekucje, to według ciebie co to jest? Konwencja Genewska?
Nigdy nie jest tak, że jeden terroryzm jest lepszy, a drugi gorszy. Takie wartościowanie to obłuda.
Tłuk.
Aż tak ostro o Drzyzdze bym nie powiedział, po prostu zagubiony człowiek, któremu pomyliło się dobro ze złem, a to swoje zło usprawiedliwiał złem innych.