W marcu 1968 r. wrocławskie ulice, szczególnie w okolicach uniwersytetu i politechniki, zapełniły się protestującymi studentami. Ubecy krążyli ulicami i zrywali plakaty "Prasa kłamie". Każdy z nas miał ochotę wziąć udział w tych wydarzeniach albo chociaż zobaczyć je z bliska.

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?

Zapoznaj się z REGULAMINEM konkursu

Weź udział w konkursie, przyślij opowieść, wygraj nagrody! [FORMULARZ]

Bal studniówkowy przebiegał w beztroskiej atmosferze. Sto dni przed maturą nikt nie przewidywał, że nadchodzące wydarzenia zaciążą na życiu wielu ludzi, również moim.

Byłem uczniem I Liceum Ogólnokształcącego we Wrocławiu. Moim wychowawcą i nauczycielem polskiego był profesor Jan Dryjański. Jego prawdziwy charakter poznałem w marcu 1968 r. Uczyłem się wtedy do matury. Profesor był wymagający i wszystkim stawiał równe wymagania. Nie tolerował cwaniactwa, kłamstwa i nawet najdrobniejszego uczniowskiego kombinatorstwa.

W tym czasie każdy z nas przygotowywał się do egzaminów, dlatego częste akademie z okazji świąt państwowych i partyjnych były przez nas krytykowane. Jedna z moich koleżanek zatelefonowała do dyrektora, mówiąc, że dzwoni z „komitetu”. Zrugała go, że zabiera cenny czas, który powinni poświęcać nadchodzącej maturze. Gdy się wydało, wybuchła afera, a Dryjański walczył, aby tej uczennicy nie wyrzucać ze szkoły.

***

Nasze liceum cieszyło się we Wrocławiu bardzo dobrą opinią. Mieliśmy dwóch nauczycieli pochodzenia żydowskiego: panią Annę Cukierman od rosyjskiego oraz profesora matematyki Intnera, którego imienia nie pamiętam. Byli wymagający i z tego powodu cieszyli się naszym szacunkiem. Na lekcjach rosyjskiego można było mówić tylko po rosyjsku, co w pierwszej klasie stanowiło nie lada problem. Wszyscy bali się tych lekcji. Do mnie profesor Cukierman, załamana moją niewiedzą, mówiła czasem: „Sowsjem bolszoj nul” (jak zwykle wielkie zero), co wywoływało u mnie dodatkow stres. Musiałem brać korepetycje. Profesor miała jednak dobre serce i tych wszystkich nieudaczników pod koniec roku wyciągała za uszy, aby nikt nie został na drugi rok. Nie pamiętam, aby ktoś z tego powodu „kiblował”.

Profesor Intner był lwowianinem i mówił z zabawnym akcentem. Miał duże poczucie humoru i nie obrażał się nawet wówczas, gdy wzywani doń rodzice niedoszłych Einsteinów dopytywali się o „profesora Mamuta”, bo taką uczniowską ksywę otrzymał z powodu dużego nosa.

PRZECZYTAJ TAKŻE: 8 marca 1968: Wolności słowa nie usuwać!

***

W marcu 1968 r. wrocławskie ulice, szczególnie w okolicach uniwersytetu i politechniki, zapełniły się protestującymi studentami. Ubecy krążyli ulicami i zrywali plakaty „Prasa kłamie”. Każdy z nas miał ochotę wziąć udział w tych wydarzeniach albo chociaż zobaczyć je z bliska.

W naszym liceum dało się odczuć napięcie i nerwową atmosferę. Pewnego dnia profesor Dryjański wszedł szybko do klasy i zagroził, że jeśli kogoś złapie milicja lub on sam zobaczy kogoś z nas na ulicy, ten nie będzie dopuszczony do matury. Była to wystarczająca groźba, aby siedzieć cicho i nie podnosić głowy. Rozczarował mnie wtedy, bo wydawało mi się, że kierują nim inne wartości. Byłem za młody i za głupi, aby zrozumieć wszystkie niuanse życiowych decyzji. Dlatego dzisiaj mam duży szacunek dla innych młodych, którzy mimo wszystko zdobyli się wtedy na protest. Wtedy większość po prostu się bała.

Kilka dni po tym ostrzeżeniu profesor przyszedł do klasy i oświadczył, że nasi żydowscy nauczyciele mają być usunięci ze szkoły. Był wzburzony i zdenerwowany. Powiedział, że nie dopuści do tego i zainicjuje strajk czy jawny bunt nauczycieli w ich obronie. Wtedy zrozumiałem, że niesprawiedliwie go osądzałem. W szkole zapanowała nerwowa atmosfera, ale strajku nie było, a nasi żydowscy nauczyciele zostali wyrzuceni. Dryjański wyraźnie poszarzał. Widziałem, że się załamał albo go złamano.

Egzaminy na uczelnie zaczęły się kilka tygodni po maturze i każdy poszedł swoją drogą. O naszych żydowskich nauczycielach słuch zaginął. Każdy z nas miał swoje problemy.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Marzec 1968. Kogo straciła wtedy Polska?

***

Po egzaminach wstępnych zaproponowano mi turnus wypoczynkowy nad Bałtykiem w Domu Górnika. Myślałem, że to w nagrodę za dobrze zdane egzaminy, ale na miejscu się okazało, że mieliśmy zostać „nową uświadomioną grupą studentów” popierającą słuszny program partii. Po kilku dniach cały obóz rozwiązano, kiedy na jednym z wieczorków trochę podchmielona brać studencka zaczęła śpiewać antykomunistyczne piosenki.

Po skończeniu weterynarii i kilku latach pracy w terenie miałem dość tego socjalistycznego raju, ogólnej obłudy i zakłamania. W 1979 r. wraz z żoną i pięcioletnim synkiem nielegalnie wyjechaliśmy z kraju. Najpierw byliśmy w obozie uchodźców w Austrii, a po kilku miesiącach znaleźliśmy się w Australii. Nie znaliśmy języka, o jakąkolwiek lepszą pracę było trudno. Mój dyplom również nie był uznawany. Musiałem zapłacić frycowe i dopiero po kilku latach stanąłem mocniej na nogach, chociaż do zawodu nigdy nie wróciłem. Zamiatałem podłogi, pracowałem na liniach produkcyjnych w fabrykach, a dla departamentu rolnictwa tłumaczyłem literaturę fachową z rosyjskiego na angielski. To ostatnie zawdzięczam wymagającym lekcjom u profesor Cukierman. W końcu znalazłem coś, dzięki czemu moje wykształcenie nie poszło na marne. Założyłem funkcjonującą do dziś firmę farmaceutyczną.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Nikt, kto nie przeszedł przez więzienie, nie ma prawa oceniać. Opowieści dzieci Marca 1968

***

Po latach w internecie znalazłam informacje o losach profesor Cukierman i jej rodziny w czasie wojny. I jak przez przypadek uratowała się z Holocaustu. W końcu wraz z rodziną wyemigrowała do USA (o jej losach opowiadał w filmie Teresy Torańskiej i Marii Zmarz-Koczanowicz „Dworzec Gdański” jej syn). O profesorze Intnerze nie znalazłem żadnego wpisu.

PRZECZYTAJ TAKŻE: Bij Żydów. Waldek Cukierman wyjeżdża z Wrocławia

Kilka lat temu zajrzałem na stronę internetową mojego dawnego liceum i w spisie wszystkich nauczycieli, którzy tam pracowali, nie było nazwisk żydowskich nauczycieli. Zdziwiony i trochę zbulwersowany napisałem do liceum. Dzisiaj już są na tej liście.

Profesor Dryjański zawsze staje mi przed oczami, kiedy muszę przeciwko czemuś zaprotestować. Takich momentów było wiele, szczególnie w rozmowach z rodakami, przez co chyba nie zdobywam ich sympatii, ale kicham na to. Mam szczęście, że żyję w wolnym kraju, pozbawionym uprzedzeń, rasowo i tęczowo kolorowym. Mam kolegów gejów i wielu innych, o których czytam w polskiej prasie, że się ich bije. Mam to szczęście, że poznałem profesora z wartościami i że mieszkam w Australii.

***
Akademia Opowieści. „Nieznani bohaterowie naszej niepodległości”

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.

Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.

Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.

Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.

Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.

Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazynu Świątecznego”, „Dużego Formatu”, oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto,
* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto,
* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.

Komentarze
Bardzo interesujący tekst, mówiący również coś o naszej rzeczywistości dzisiaj i teraz w Polsce. Masz rację, większość Polaków w kraju (i tych zapewne masz okazję spotykać jak przyjeżdżają do Australii) ma spaczone pojęcie o stosunkach polsko-żydowskich przed II Wojną Światową, w czasie Holokaustu i po II Wojnie Światowej (w tym w marcu 1968) - o stopniu antysemityzmu w Polsce świadczą ostatnie wydarzenie i niezapomniane paski informacyjne TVP Info - antysemityzm w czystej postaci firmowany przez Telewizję Polską (podlegającą pod Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego).
PS. Nie napisałeś co się stało z Profesorem Dryjańskim - czy coś o nim wiadomo?
@Petersburg1P
Co za k.... dała minusa .Nie ogarniam !
już oceniałe(a)ś
1
1
@Petersburg1P
Z informacji na stronie ILO wynika, że był nauczycielem j. polskiego w tym samym ILO do 1989/90.
już oceniałe(a)ś
0
0
Prof. Jan Dryjański był też moim wychowawcą. Najlepszym, zapamietanym na zawsze. Już niestety nie żyje.
już oceniałe(a)ś
0
0
Mieszka Pan w kraju białych, którzy rdzennym mieszkańcom Australii urządzili piekło, i to jest historia Pana kolorowego kraju "bez uprzedzeń".
już oceniałe(a)ś
1
1