Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszym konkursie?
Przeczytaj REGULAMIN KONKURSU
"Nieznani bohaterowie naszej niepodległości". Przyślij opowieść, wygraj nagrody [FORMULARZ]
W Będzinie czas jakby się zatrzymał. Uliczki nieopodal górującego nad miastem zamku zachowały średniowieczny charakter. Domy drewniane, jednokondygnacyjne. Zgodnie z oceną władz miejskich nadają się do pilnych remontów, a niektóre trzeba wyburzyć. Stan sanitarny dzielnicy też pozostawia wiele do życzenia. Brakuje wewnętrznych podwórzy, śmietników, kanalizacji.
Nieco lepiej prezentuje się dzielnica mieszkaniowo-handlowa leżąca między ul. Modrzejowską, Kołłątaja i torem kolejowym. Tam gromadzi się handel hurtowy, stąd i gospodarstwa bywają bogatsze.
Do tego prowincjonalnego miasteczka w styczniu 1919 roku przyjeżdża młode małżeństwo. Doktor nauk medycznych Tadeusz Kosibowicz wraz z żoną Marią wysiadają na będzińskim dworcu. Widzą brązowe ławki, kasę biletową i bufet, w którym serwuje się śledzie, rogaliki, herbatę i piwo. Wśród pasażerów czekających na pociągi dominują Żydzi. Będzin nazywany jest Jerozolimą Zagłębia, żydowska wspólnota to prawie połowa mieszkańców.
Młody lekarz pochodzi z Nowego Sącza. Medycynę studiował na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Do Będzina przyjechał za pracą. Dostał tu posadę w szpitalu miejskim. Kosibowiczowie zatrzymują się w hotelu Bristol, później otrzymują komfortowe mieszkanie przy placu 3 Maja.
Kosibowiczom rodzi się syn Otto, ale po dwóch latach umiera na czerwonkę. Rok później na świat przychodzi córka Zosia. Tadeusz zostaje dyrektorem szpitala powiatowego. Maria angażuje się w prace organizacji charytatywnych, zostaje radną, matką chrzestną pompy strażackiej, której nadano imię Jadźka.
Tadeusz cieszy się szacunkiem i zaufaniem miejscowych. W jego gabinecie pacjenci pytają nie tylko o zdrowie.
– Jak pan myśli, panie doktorze, czy warto, żeby moja córka wyszła za mąż za człowieka, który kaszle? Może on ma gruźlicę?
– Kochany panie doktorze, czy pan wie, że moja żona miała kochanka? Powinienem iść prosto do adwokata?
W latach 30. Kosibowiczowie kupują willę „Zośka” w Jaworzu koło Bielska-Białej. Razem z córką spędzają tam każdą wolną chwilę. Ale coraz bardziej czuć zbliżającą się wojnę. Będzin mówi o tym, co wyprawiają Niemcy. Opowiadają o trudnym życiu swoich żydowskich znajomych i krewnych w III Rzeszy.
Kosibowiczowie wyjeżdżają na kolejne wakacje do Jaworza. Wracają w sierpniu 1939 roku, ale jest jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia nowego roku szkolnego, wysyłają więc Zosię do krewnych w Warszawie. Po wybuchu wojny razem z rodziną przedostanie się do Rumunii, do rodziców wróci dopiero w marcu 1940 roku.
Niemcy już na początku września zajmują Będzin. Nocą z 8 na 9 września 1939 r. podpalają będzińską synagogę i domy żydowskie w pobliżu. Trwa polowanie na ludzi. Icchak Turner ma 15 lat i ucieka do kościoła Świętej Trójcy. Ksiądz Mieczysław Zawadzki otwiera bramę. Rankiem Icchak postanawia iść do szpitala. Słyszy, że pracuje tam doktor Kosibowicz, który często za darmo leczy ubogich. Tadeusz przyjmuje chłopaka i „leczy” w szpitalu przez dwa tygodnie. Ale Niemcy zakazują mu przyjmować Żydów do szpitala.
Kosibowicz ignoruje zakaz.
Rodzice Sali Zamberman na parterze domu przy ul. Zawale prowadzą sklep z farbami. Na pięterku leży chłopak z typowymi objawami ślepej kiszki. Kosibowicz zabiera chłopca do szpitala. Młody doktor Ryszard Nyc i siostra Rufina Świrska zostaną jego zaufanymi do opieki nad nielegalnymi pacjentami.
Do szpitala zostaje przyjęty ranny w nogę kapitan Skrzypek, były uczestnik III powstania śląskiego. To pacjent podwyższonego ryzyka. Niemcy polują na takich, mają listy z nazwiskami uczestników powstań. Rufina Świrska podpowiada: na oddziale wewnętrznym zmarł mężczyzna w podobnym wieku, o nazwisku Krawczyk. Skrzypek już z papierami Krawczyka zostaje zatrudniony w szpitalu jako woźny.
Pod koniec kwietnia 1940 roku do szpitala trafia młoda ładna blondynka. Ma dolegliwości ginekologiczne, ale doktor Kosibowicz nie może zdiagnozować przyczyn. Pacjentka szczególnie interesuje się szpitalnym woźnym. Odwiedza go na stróżówce z butelką wina. Skarży się „Krawczykowi”, że ma dziś urodziny, a nie ma nawet z kim wznieść toastu. Od słowa do słowa, od kieliszka do kieliszka, woźny opowiada kobiecie o swoim życiu. Wyznaje, że ma rodzinę, jest oficerem, powstańcem. Po wyjściu ze stróżówki pacjentka biegnie do telefonu. Do słuchawki mówi tylko dwa zdania: „Mamo, przyjedź natychmiast. Czuję się źle i jestem głodna”.
Gestapo zabiera Skrzypka jeszcze tej samej nocy. W budynku przy ul. Sączewskiego oficer zostaje zakatowany. Jego zmasakrowane zwłoki leżą na podwórzu, widać je z ulicy.
Tadeusz Kosibowicz czuje, że jego też mogą aresztować, ale idzie do szpitala. Po pracy wraca do domu, zamyka się w swoim gabinecie. Potem pokazuje żonie otwartą szufladę biurka. – Patrz Marysiu, tu kładę zegarek. Jakby co, spróbuj go sprzedać. Tu leży koperta z pieniędzmi. Myślę, że się więcej nie zobaczymy. Ucałuj Zosię.
Trzech gestapowców przychodzi po niego 8 maja o 5 rano. Aresztowani zostają także doktor Nyca i Rufina Świrska. Wszyscy w trybie doraźnym zostają skazani na rozstrzelanie. W ostatniej chwili wyrok zostaje zmieniony na obóz koncentracyjny. Maria Kosibowiczowa dowiaduje się, że jej mąż został przewieziony do Dachau. Przenosi się z córką do innego mieszkania. Wie, że jako przedwojenna działaczka społeczna, żona „wroga III Rzeszy”, może być następna na liście. Przeczucie jej nie myli. Gestapo zaczyna jej szukać. Maria idzie po radę do ks. Zawadzkiego. Długo rozmawiają, Maria siedzi w kościele przez całą noc. Rano wyjeżdża z Zosią do Krakowa.
Tadeusz siedzi w Dachau trzy miesiące, potem przenoszą go do obozów w Sachsenhausen, dwa lata spędza na Majdanku, wreszcie trafia do Gross-Rosen.
Maria po wyzwoleniu wraca z córką do Będzina. Miasto nie przypomina już tego sprzed wojny. Przede wszystkim nie ma już Żydów. Brakuje towarów wystawianych na Rybnym Rynku, pachnącego pieczywa z okolicznych piekarni. Nie ma otwartych cukierni, spacerującej młodzieży. Nie ma znajomych kupców, adwokatów, handlarzy. W pustych mieszkaniach panuje cisza.
Do Będzina wraca też Tadeusz. Nie opowiada o tym, co przeżył. Maria widzi tylko, że bardzo dba o jedzenie. W ich domu nie może się zmarnować nawet okruszek chleba.
Wojna się skończyła, trzeba jakoś żyć. Zosia to już pani Zofia Rydel. Ma męża Jana, też lekarza. Poznali się za okupacji w Krakowie. W 1950 roku Rydlom rodzi się córeczka Elżbieta. Tadeusz, który wciąż pracuje w szpitalu, cieszy się z wnuczki. Nowe czasy nie bardzo mu się podobają. Władza proponuje, żeby wstąpił do PZPR. Kosibowicz odmawia. – Tylko wiara pomogła mi przetrwać obozy – wyjaśnia. Interweniuje, gdy słyszy, że w szpitalu ma zostać zlikwidowana kaplica. W odwecie zostaje wyrzucony ze szpitala.
Kosibowicz rozpoczyna pracę laryngologa w przychodni przy ul. Sienkiewicza. Leczy głównie dzieci. Codziennie przed przyjściem do pracy kupuje cukierki. W 1968 roku umiera jego żona Maria. Pogrzeb odbywa się w rodzinnym letnisku w Jaworzu.
Osamotniony doktor żeni się ponownie, z Pelagią Lis, swoją asystentką. Dla Elżbiety i Zofii to zaskoczenie, ale nie wtrącają się w decyzję ojca i dziadka, który wciąż przyjmuje pacjentów w przychodni i w swoim prywatnym gabinecie.
O starym lekarzu pamiętają hutnicy z Huty „Będzin”. Zakładowa orkiestra w każde imieniny Tadeusza daje koncert pod oknem Kosibowicza. Druga żona doktora częstuje muzyków kanapkami, ciastem i alkoholem.
Tadeusz Kosibowicz umiera w 1971 roku w szpitalu klinicznym w Katowicach. Chciał zostać pochowany w Jaworzu, w ukochanym przez rodzinę letnisku.
– Był moim ukochanym dziadkiem. Wspominam nasze wakacje w Jaworzu. Dziadek zbierał grzyby, troskliwie zajmował się warzywami, a na imieniny mamy śpiewał arię Racheli z opery „Żydówka” – mówi Elżbieta Rydel. – Imieniny były w maju. Ciepło, więc wszystkie okna pootwierane. Głos dziadka musiała słyszeć cała ulica. Nie wiem, dlaczego mówił do mnie „Usia”. Gdy byłam mała, nosił mnie na rękach i na dużo pozwalał. W przeciwieństwie do babci, która była bardziej rygorystyczna.
Mieszkanie Elżbiety zapełnione jest pamiątkami, starymi obrazami, zdjęciami, dokumentami. Wspólnie oglądamy listy, które Tadeusz Kosibowicz dostawał od Rosjanina Siergieja Aleksandrowicza Agapiejewa. „Drogi towarzyszu obozowy” – tak zaczyna się każdy list. Agapiejew był z Kosibowiczem w Gross-Rossen. Z listów poznajemy nazwiska kapo i przekonanie, że spotkała ich zasłużona kara. Dowiadujemy się, że Kosibowicz w obozie opiekował się chorymi. Rosjanin opisuje, że Tadeusz nazywał go swoim synem, podtrzymywał na duchu. Pomagał mu wytrwać. – Dziadek kochał ludzi. Bez względu na wszystko w każdym widział człowieka. Przyszło mu żyć w ciężkich czasach, ale zachował człowieczeństwo – mówi wnuczka.
Icchak Turner przeżył wojnę i nie zapomniał o Kosibowiczu. Dzięki jego świadectwu w 2006 roku krewni Tadeusza Kosibowicza mogli odebrać w jego imieniu medal Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.
AKADEMIA OPOWIEŚCI
Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, a także dzisiaj – zawsze byli wolni.
Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników. Regulamin akcji jest dostępny na stronie internetowej Akademii Opowieści.
Na opowieści o bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.
Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:
za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto
za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto
za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto.
Wszystkie komentarze
Takie historie to najlepsza odtrutka zarówno na propagandę antyżydowską jak i antypolską w sprawie Holocaustu.