Dla setek, jeżeli nie tysięcy, opolskich studentów ojciec Czaplak był mentorem i przyjacielem, dla opozycjonistów walczących z systemem w PRL-owskiej Polsce - wsparciem i ratunkiem. Na pierwszy plan nie pchał się nigdy, ale przyciągał do siebie ludzi z pierwszego planu. Na czym polegał jego fenomen?

Kolejna odsłona Akademii Opowieści. O co chodzi w naszej akcji?

Cezary Łazarewicz radzi jak pisać [PORADNIK]

"Nieznani bohaterowie naszej niepodległości". Weź udział w naszej akcji, przyślij opowieść [FORMULARZ]

Gdy Roman Kirstein w 1980 roku tworzył opolską „Solidarność”, ojciec Józef Czaplak był już w Opolu od 12 lat. W kościele Jezuitów budował duszpasterstwo akademickie. Proboszczem parafii nigdy nie został, ale jest patronem ulicy, przy której parafia się znajduje. Ci, którzy go znali, wiedzą, dlaczego to właśnie ojciec Czaplak jest symbolem tego miejsca. Mogłoby się wydawać, że duszpasterz akademicki i Roman Kirstein, robotnik, legenda opolskiej „Solidarności”, byli ludźmi z dwóch zupełnie innych światów. Ale w czasach trudnej, komunistycznej Polski ich drogi prędzej czy później musiały się skrzyżować.

Mariusz Lodziński: Czy to właśnie działalność opozycyjna zbliżyła pana do ojca Józefa Czaplaka?

Roman Kirstein: Z ojcem Czaplakiem znaliśmy się już od 1972 roku. Osiedle Chabry, na którym mieszkałem, należały do parafii jezuitów. Cała nasza rodzina znała go wówczas jako księdza. Nasza bliższa znajomość, a może i przyjaźń – ja w każdym razie uważam go za swojego przyjaciela, zaczęła się dziesięć lat później. Przez ponad miesiąc ukrywałem się przed bezpieką u jezuitów, z ojcem Czaplakiem – a właściwie z Józkiem – przegadaliśmy wtedy wiele godzin.

Dlaczego kryjówkę znalazł pan akurat u jezuitów?

– SB chciało mnie zaangażować w reaktywowanie „Solidarności”, zamierzali mnie wywieźć do Warszawy, gdzie pod ich kontrolą miałem odbudowywać związek zawodowy. Musiałem uciekać, poszedłem więc do ówczesnego proboszcza jezuitów, którego też doskonale znałem, i opowiedziałem mu wszystko. Zgodził się na to, bym się u nich schronił.

To oczywiście była rzecz tajna, więc nie mogłem się jakoś szczególnie angażować w życie parafii i spotkania z księżmi. Ale było kilku jezuitów, wśród nich także Józek, z którymi żyłem przez ten miesiąc w bliskiej komitywie. To nas do siebie zbliżyło, codzienne rozmowy, a nawet spowiedzi, które przy Józku Czaplaku były wręcz specyficzne.

XAVERIANUM

Ojciec Czaplak nie był klasycznym opozycjonistą, angażującym się w działalność konspiracyjną, roznoszącym ulotki, biorącym udział w politycznych spotkaniach...

– Był wielkim patriotą, ale przede wszystkim duszpasterzem. Józek nie miał prywatnego czasu, zawsze dzielił go z innymi. Misją jego życia była praca – jeżeli tak to można nazwać – ze studentami. Rozmowy, przekazywanie informacji, organizowanie spotkań z ciekawymi ludźmi. Gdy ukrywałem się u jezuitów, mieszkałem nad salką katechetyczną, która znajdowała się obok jego pokoju. Ta salka zawsze była pełna ludzi, których przyciągał jak magnes. Drzwi się nie zamykały. Ludzie przechodzili z salki do jego pokoju, zagadywali, parzyli kawę, nigdy mu to nie przeszkadzało. To często trwało do bardzo późnych godzin, aż proboszcz musiał przychodzić i wyganiać wszystkich do domów.

Ale chodziło o duszpasterstwo, nie o politykę. Choć oczywiście miał swój zdecydowany pogląd dotyczący sytuacji politycznej w kraju, z którym się w całości zgadzałem. Ale wtedy 20 milionów Polaków miało dokładnie taki sam pogląd.

W pamięci mam widok Józka siedzącego nieustannie za biurkiem, przy którym zresztą spędzaliśmy wiele godzin na dyskusjach, głównie dotyczących sytuacji w kraju. Doskonale oceniał, co jest złe, wręcz gorszące, ale w politykę angażować się nie zamierzał.

Za to wy, angażując się w politykę, zawsze mogliście liczyć na wsparcie ojca Czaplaka?

– Pod każdym względem. Najcenniejsze jednak dla mnie były jego opinie i rady. I świadomość, że w tych niepewnych czasach jest człowiek, któremu mogę wszystko powierzyć i przyjść do niego z każdym problemem.

Umiał słuchać drugiego człowieka, robił to uważnie, nigdy nie przerywał. Niezwykłe były u niego spowiedzi, właśnie przy tym biurku z kawą i niestety nieodłącznymi papierosami. Mogłoby się wydawać, że patrzenie w oczy spowiednikowi może być bardzo trudne, ale było zupełnie inaczej. On zamieniał spowiedź w rozmowę, człowiek nawet nie zauważał, kiedy został wyspowiadany. Ale oczywiście był też kompanem, z którym można było i pożartować, i pograć w karty.

Miał niezwykły wpływ na ludzi. Gdy mój syn Piotr w 1988 roku kończył 18 lat, poprosiłem Józka, żeby się nim zajął. Chciałem, żeby poznał studenckie życie, nie miałem pewności, czy mój syn będzie w ogóle studiował. SB-cy zapewniali mnie przecież, że moje dziecko powyżej szkoły zawodowej nie zajdzie. Józek się zgodził, a mój syn uczestniczył w tych studenckich spotkaniach. To w nim zrodziło przekonanie, że musi pójść na studia. Dlatego po szkole zawodowej poszedł do technikum, a po 1989 roku zaczął studiować. Potem jeszcze długo był związany z tym środowiskiem, bo ojciec Czaplak sprawił, że to było niezwykłe miejsce.

SB starała się inwigilować to środowisko, szukali haków na studentów, którzy mogliby na ojca Czaplaka donosić.

– Na pewno u Józka rozmawiano o tym, co się dzieje w ówczesnej Wyższej Szkole Pedagogicznej, więc nic dziwnego, że SB chciała o tym wiedzieć. Ale do tej pory nie znalazły się dowody na to, że ktoś rzeczywiście na niego SB donosił. Bywały natomiast przypadki, że studenci, których bezpieka próbowała jakoś zmusić do współpracy, od razu o tym Józka informowali.

Oczywiście bywali też u niego ludzie z opozycji. Nawet w tym czasie, gdy ja się tam ukrywałem, kontaktowali się ze mną,właśnie jako pretekst wykorzystując wizyty u ojca Czaplaka.

Jest też historia tajnego ślubu w Otmuchowie udzielonego przez ojca Czaplaka opozycjonistom.

– To był rok 1983. Józek był jednym z trójki księży, którzy udzielali ślubu dwóm byłym internowanym, odprawili piękną mszę. Wynajęto wtedy cały zamek pod pretekstem zorganizowania pielgrzymki, a w rzeczywistości przyjechało tam ponad stu internowanych, by praktycznie pod bokiem bezpieki wziąć udział w uroczystościach weselnych.

Ksiądz Czaplak nie bał się narażać bezpiece.

– Absolutnie, był bardzo odważny. W kościele Jezuitów wygłaszali przecież takie kazania, że przyciągały tłumy ludzi. I wokół jezuitów robiło się gorąco. Między innymi dlatego w czasie, gdy się tam ukrywałem, po miesiącu musieliśmy znaleźć dla mnie nowe miejsce, bo było realne zagrożenie, że SB tam w końcu wejdzie.

Pamiętam też, jak w dwa lata po moim internowaniu Józek zorganizował spotkanie z aktorką Haliną Mikołajską. Ona w tym czasie została przez SB odsunięta od sceny, jeździła więc po parafiach, na które ją zapraszano, i tam występowała. Podczas spotkania z nami deklamowała między innymi Miłosza, „Czymże jest poezja, która nie ocala Narodów ani ludzi?”. Ośmieleni tym, później, już po oficjalnej części, wiedząc, że przez pięć lat działała w Komitecie Obrony Robotników, zaczęliśmy ją zachęcać do rozmów na ten temat. Troszkę się obruszyła, że większe wrażenie na nas robi te pięć lat szykan ze strony SB niż 40 lat jej pracy artystycznej. Wtedy Józek wykazał się refleksem i bardzo taktownie skierował rozmowę na jej artystyczne dokonania.

Pamięta pan ostatnie swoje spotkanie z ojcem Czaplakiem?

– Józek zmarł 20 grudnia 1993 roku, tuż przed Wigilią. Dwa dni wcześniej odwiedziłem go w domu katechetycznym Xaverianum. Był bardzo zaangażowany w jego budowę, choć sam obiekt nie był jeszcze użytkowany, specjalnie dla niego przygotowano tam pomieszczenia, w których mieszkał. Był wtedy pewny, że wygra z chorobą. Lekarz, który się nim opiekował, znany w Opolu kardiolog, przyniósł mu butelkę czerwonego wina. Wtedy mi powiedział: „Słuchaj, Roman, Wojtek przyniósł mi butelkę wina, nazywa się Bycza Krew. To znaczy, że mogę wypić lampkę. Na wigilii już będę ze wszystkimi”. Niestety, kilka dni później żegnaliśmy go nad grobem.

To był wspaniały człowiek, wielki przyjaciel, takich ludzi potrzeba i dziś.

Zastanawiał się pan kiedyś, jakim pan byłby człowiekiem, gdyby nie spotkał ojca Czaplaka?

– Trudno na takie pytanie odpowiedzieć. Na pewno z tej przyjaźni wyniosłem bardzo dużo. Zawsze byłem patriotą, ale on to uczucie we mnie pogłębiał. Gdy zaczynałem działalność w „Solidarności”, jeszcze nie mieliśmy tak bliskiego kontaktu. Może gdybyśmy się już wtedy przyjaźnili, kilka rzeczy zrobiłbym lepiej.

Akademia Opowieści. "Nieznani bohaterowie naszej niepodległości"

Historia Polski to nie tylko dzieje wielkich bitew i przelanej krwi. To również codzienny wysiłek zwykłych ludzi, którzy nie zginęli na wojnie. Mieli marzenia i energię, dzięki której zmieniali świat. Pod okupacją, zaborami, w czasach komunizmu, dzisiaj – zawsze byli wolni.

Każdy w polskiej rodzinie, wsi, miasteczku i mieście ma takiego bohatera: babcię, dziadka, nauczyciela, przyszywanego wujka, sąsiada. Jednych znaliśmy osobiście, innych – ze słyszenia. Opowiada się o nich anegdoty, wspomina ich z podziwem i sympatią.

Byli prawnikami, konstruktorami, nauczycielami, bywało też, że nie mieli żadnego zawodu. Uczyli, leczyli, tworzyli, wychowywali dzieci, budowali, projektowali. Dzięki nim mamy szkoły, biblioteki na wsi, związki zawodowe, gazety, wiersze, fabryki. Dawali innym ludziom przykład wolności, odwagi, pracowitości.

Bez nieznanych bohaterów – kobiet i mężczyzn – nie byłoby niepodległej Polski. Dzięki nim przetrwaliśmy.

Napiszcie o nich. Tak stworzymy pierwszą wielką prywatną historię ostatnich stu lat Polski. Opowieści zamiast pomników.

Na wspomnienia o nieznanych bohaterach naszej niepodległości o objętości nie większej niż 8 tys. znaków (ze spacjami) czekamy do 15 sierpnia 2018 r. Można je przysyłać za pośrednictwem NASZEGO FORMULARZA.

Najciekawsze teksty będą sukcesywnie publikowane na łamach „Gazety Wyborczej” (w tym jej dodatków, np. „Ale Historia”, „Magazyn Świąteczny”, „Duży Format” oraz w wydaniach lokalnych) lub w serwisach z grupy Wyborcza.pl. Nadesłane wspomnienia wezmą udział w konkursie, w którym jury wyłoni trzech zwycięzców oraz 80 osób wyróżnionych rocznymi prenumeratami Wyborcza.pl. Laureatów ogłosimy 5 listopada 2018 r.

Zwycięzcom przyznane zostaną nagrody pieniężne:

* za pierwsze miejsce w wysokości 5556 zł brutto

* za drugie miejsce w wysokości 3333 zł brutto

* za trzecie miejsce w wysokości 2000 zł brutto

Komentarze