Przez znaczną część życia mieszkamy w czasach mamy i taty. Ta sama dzielnica, ta sama szkoła, kawiarnie i sklepy w tych samych budynkach, te same złote przeboje. A jak dotknąć czasu babci?

Moja bratowa, żona kuzyna, miała kiedyś kolizję drogową. Wyjazd z parkingu, deszcz, trudno przesądzać o winie. Nic poważnego, ale musiała chwilę zaczekać na przybycie służb. Czekała w towarzystwie sympatycznego starszego pana, którego samochód trochę ucierpiał. Uprawiając small talk, bratowa zaczęła opowiadać o babci. I zaraz się okazało, że starszy pan znał naszą babcię, ponieważ przed laty... Tutaj się zaczyna zupełnie inna historia, zaskakująca, ale w pewien sposób logiczna, której nie będę teraz opowiadał.

Uderza mnie co innego: dobór tematu rozmowy. Uderza, ale nieszczególnie dziwi. Też chętnie opowiadam o swojej babci każdemu, kto zechce posłuchać. Bo to dobra historia.

Moja babcia pamiętała otwarcie Trzeciego Mostu. Dopiero potem, gdy Polska odzyskała niepodległość, przeprawie nadano imię księcia topielca. Spojrzenie do „Encyklopedii Warszawy” wystarczyło, żeby odkryć sprzeczność między jej relacją a oficjalną datą urodzenia babci. Nie drążyłem tematu. Za to dowiedziałem się, że po wkroczeniu do Warszawy w 1916 roku Niemcy skonfiskowali wszystkie samowary.

Trzeba pewnego wysiłku, żeby sobie wyobrazić matkę lub ojca w latach przed naszym urodzeniem. Z drugiej strony, jeżeli podejmiemy taką próbę, możemy liczyć na sporo ułatwień. Przez znaczną część życia mieszkamy w czasach naszych rodziców. Niekiedy dorastamy w tym samym mieście, w tej samej dzielnicy, bywa, że chodzimy do tej samej szkoły. Kawiarnie i sklepy mieszczą się w tych samych budynkach, nawet jeżeli zmieniły nazwy i neony nad wejściem. W internecie łatwo znaleźć archiwalne dobranocki, a nostalgiczne stacje radiowe nadają piosenki sprzed paru dekad.

Z dziadkami jest inaczej. Ich życie wyznacza granicę pomiędzy historią mówioną a pisaną. Pomiędzy tym, co wiemy – tak po prostu, sami z siebie – a tym, co poznajemy z książek i relacji.

Kiedy czytam o pierwszej wojnie światowej, widzę zdjęcia biednego Gavrilo Principa prowadzonego przez żandarmów i zasieki pod Verdun; ale pamiętam jeszcze gest babci, gdy narysowała w powietrzu kształt utraconego samowara. I czuję, jakbym przed chwilą go stracił, chociaż minęło sto lat, odkąd samowar przetopiono na armaty, które i tak nie zapewniły kajzerowi zwycięstwa.

Samowar stał na stole, a może na szafie. Czyścili go co tydzień, więc pewnie rzucał błyski. Ale jakie było oświetlenie w domu pradziadków? Gaz, lampy naftowe, elektryczność, świece? Powiedzmy, że mieli oświetlenie elektryczne. Czy rzeczywiście pradziadków było stać na takie fanaberie? A jeśli tak, to jaki kolor miało światło ówczesnych żarówek? Nie mam pojęcia. Pstryk. Kawałek świata znika równie szybko, jak się pojawił.

I to jest właśnie granica. Tego, co wiadomo, i tego, co wymaga wyobraźni. Tego, co znajome, i tego, o co trzeba było zapytać (więc dlaczego tego nie zrobiłem, kiedy była pora?).

Często to babcie są pierwszymi osobami, które próbujemy opisać. Być może są pierwszym wielkim tematem, który spostrzegamy w swoim otoczeniu. Pierwszymi osobami, którym przyglądamy się uważnie i krytycznie. Których słuchamy (albo i nie). Patrzeć na rodziców jest trudniej. Za mały dystans. Babcie są bliskie, ale nieoczywiste.

Bardzo lubiłem opowieści moich dzieci o ich babciach. Zaskoczenie, że dorośli mogą się różnić między sobą. Pierwsze próby rozgryzania tych różnic („Jak dobrze jeździsz, mamo... Tak spokojnie. Płynnie. Bo dziadek też jeździ dobrze, tylko strasznie szybko. A babcia mówi: »Jareczku, zwolnij«. I wtedy dziadek gwałtownie hamuje”).

Ceniłem te obserwacje:

– Jeśli się zgubisz w tłumie, to zadzwoń do nas – mówiliśmy dziecku. – A jeśli się zgubisz i na dodatek zginie ci telefon, to wybierz jakąś starszą panią, możliwie podobną do babci, i poproś, żeby pozwoliła ci skorzystać ze swojej komórki.

– Do której babci ma być podobna? – pytało dziecko.

– Dlaczego pytasz?

– Bo jeśli do babci Kasi, to nie będzie miała komórki.

Wcale mnie nie dziwi, że wśród tekstów przysłanych do Akademii Opowieści jest tyle historii o babciach.

Babcie to przywilej spokojnych czasów. Moi rodzice nie znali swoich babć. W ogóle, w ich pokoleniu mało kto dysponował kompletem dziadków. Babcie są luksusem, dowodem ciągłości i zadomowienia.

Bo poza tym wszystko je różni. Jedne mają czas, drugie zajmują się własnymi sprawami. Wspominają dawne lata albo energicznie rozbijają się po teraźniejszości. Bywają silne, bywają słabe. Zajmują się wychowaniem wnuków lub uprawiają wychowawczy sabotaż. Czasami w ogóle nie mają wnuków, a określenie „babcia” przysługuje im z tytułu wysługi lat. Są surowe albo tolerancyjne. Zasadnicze lub niekonsekwentne. Przekazują skarby ludowej mądrości. Wyśmiewają ludowe mądrości. Mogą też nic nie przekazywać.

Przy okazji toczą wojny i drobne przepychanki z własnymi dziećmi. Dla wnuków to zawsze fascynujące widowisko (przynieście mi popcornu, dużo).

Nadreprezentacja babć w Akademii Opowieści mówi coś na temat polskiej rodziny, obyczajów, podziału ról społecznych. W nadesłanych tekstach jest materiał dla psychologów i socjologów. Można znaleźć mnóstwo okazji do wyciągania wniosków i formułowania ogólnych sądów. Myślę jednak, że nie warto się z tym spieszyć.

Opowiadając, powinniśmy wierzyć, że nasza historia jest jedyna. Że tylko my potrafimy ją opowiedzieć. Że nasi bohaterowie są wyjątkowi i do nikogo niepodobni. W przeciwnym razie po co się trudzić?

Mniejsza o to, czy mamy rację. Grunt, że takie przekonanie może być początkiem dobrej opowieści. Nawet kiedy opowiadamy anegdoty w oczekiwaniu na przyjazd policji drogowej.

Marcin Wicha – grafik, autor książek „Jak przestałem kochać design” i „Rzeczy, których nie wyrzuciłem”

DWANAŚCIE OPOWIEŚCI

Pół roku temu poprosiliśmy czytelników: opowiedzcie nam o najważniejszym człowieku w waszym życiu. Na ogłoszony konkurs przysłaliście 1655 prac.

Kapituła konkursowa pod przewodnictwem Włodzimierza Nowaka, w skład której weszli Maria Sadowska, Jacek Dehnel, Lidia Ostałowska i Tomasz Pietrasiewicz, wyróżniła 12 prac, a spośród nich wybrała potem trzy zwycięskie.

A 24 czerwca zapraszamy czytelników do Lublina na wspólne świętowanie finału Akademii.

Harmonogram Festiwalu Małych Opowieści - TUTAJ

Na wszystkie nasze imprezy - wstęp wolny.

Wyborcza.pl/akademiaopowiesci

Komentarze