Kiedy byłem dzieckiem, w domu mojej babci zakazane wszędzie indziej słowo "Katyń" odmieniano przez wszystkie przypadki, a ja wiedziałem, że to tam zamordowano dziadka. Jego historię zacząłem jednak badać dopiero jako dojrzały mężczyzna. Zmieniła mnie - opowiada w ramach Akademii Opowieści Jerzy Urbańczyk z Katowic.

Kiedy jako chłopiec biegałem po korytarzach domu przy ul. Wierzbowej w Katowicach, gdzie mieszkała moja babcia Weronika, jej córki, a moje ciotki odmieniały nazwę „Katyń” przez wszystkie przypadki. Cała rodzina wiedziała, że zamordowany został tam dziadek Piotr Urbańczyk, który w momencie wybuchu II wojny światowej był zastępcą komendanta policji w Katowicach.

Kiedy byłem starszy, najwięcej o dziadku opowiadała mi jedna z ciotek. Mówiła, że był osobą bardzo ciepłą, ale też konsekwentną. Nigdy nie rzucał słów na wiatr. Bardzo oddany sprawie śląskiej, był również polskim patriotą. Walcząc w obu wojnach i wszystkich powstaniach śląskich, zawsze czuł się odpowiedzialny za towarzyszy broni i za ludzi, którymi dowodził. Postać dziadka, bohatera, którego nigdy nie miałem okazji poznać, imponowała mi. Starałem się naśladować te z jego cech, o których słyszałem od ciotki.

Mój ojciec o dziadku opowiadał niechętnie. Może dlatego, że wspomnienia z nim związane były dla niego zbyt bolesne. Kiedy dziadek został pojmany przez Armię Czerwoną, mój tata miał 17 lat, zatem był już prawie dorosłym, świadomym mężczyzną. Jako wciąż bardzo młody człowiek musiał bardzo odczuć utratę ojca.

Co wiem o moim dziadku? To, że urodził się w 1891 roku w Radzionkowie, w rodzinie górniczej. Podczas nauki w Szkole Realnej wstąpił do Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Bytomiu. Choć maturę zdał celująco, nie przyjęto go na Wydział Prawa Śląskiego Uniwersytetu im. Fryderyka Wilhelma we Wrocławiu. Było to związane z jego działalnością patriotyczną. Został zatem górnikiem w kopalni Radzionków.

W 1911 roku jako obywatel Prus został powołany do zasadniczej służby wojskowej. Od razu dostrzeżono, że jest wysportowany i zdolny, szybko skierowano go zatem do Cesarskiej Szkoły Podoficerów Piechoty pod Berlinem. W 1912 roku wrócił do kopalni, do Radzionkowa. Niestety, dwa lata później, gdy wybuchła I wojna światowa, musiał wrócić do wojska. Walczył na froncie wschodnim i zachodnim, dwukrotnie został ranny.

Bohaterski powstaniec, ambitny człowiek

Po wojnie niedługo cieszył się spokojem. Dziewięć miesięcy po zakończeniu wojny wybuchło I powstanie śląskie, a dziadek stanął do walki w szeregach Polskiej Organizacji Wojskowej Górnego Śląska. W Kozłowej Górze dowodzony przez niego oddział powstańczy zaatakował posterunek policyjny, a w Orzechu rozbił oddział niemiecki. Dziadek walczył również w II powstaniu śląskim, podczas którego jego oddział opanował park w Nakle i pałac Donnersmarcków mieszczący tymczasowe koszary dla niemieckich policjantów.

Po zakończeniu powstania dziadek awansował na oficera, został zastępcą komendanta miejskiego policji w Tarnowskich Górach. Podczas kampanii plebiscytowej, która miała zadecydować o przynależności Górnego Śląska do Polski lub Niemiec, ochraniał polskie wiece oraz biuro Polskiego Komisariatu Plebiscytowego. Dowodził również funkcjonariuszami Policji Górnego Śląska podczas III powstania śląskiego.

Po powrocie Górnego Śląska do Macierzy podjął służbę w Policji Województwa Śląskiego. Nareszcie miał czas realizować marzenia: dostał się na studia prawnicze na Uniwersytecie Jagiellońskim, zajął się kształceniem młodych policjantów. Był prezesem Policyjnego Klubu Sportowego w Katowicach. Był ambitny, piął się po szczeblach kariery. Został zastępcą powiatowego komendanta Policji Województwa Śląskiego w Katowicach.

Wybuchła jednak II wojna światowa. Dziadek dowodził ostatnią akcją Policji Województwa Śląskiego na terenie Katowic, wymierzoną w niemieckich dywersantów. W nocy z 2 na 3 września przy ul. Piłsudskiego, która obecnie jest ul. Warszawską, w opuszczonej siedzibie Deutsche Banku otoczył niemiecki oddział i wezwał do poddania się. Pojmanych odwiózł do więzienia przy ul. Mikołowskiej, po czym, nad ranem 3 września, opuścił Katowice wraz z podległymi sobie funkcjonariuszami. Zgodnie z rozkazem ruszył na miejsce koncentracji sił policyjnych w Tarnopolu. Tam 18 września został pojmany przez Armię Czerwoną i przewieziony do obozu do Ostaszkowa. Stamtąd wysłał do babci jeden list, po niemiecku, datowany na 12 listopada 1939 r. Dostarczył go do Katowic policjant zwolniony z ostaszkowskiego obozu.

Chcę żyć według zasad dziadka

Dalszy los dziadka był podobny jak innych jeńców. Został zamordowany strzałem w tył głowy w Kalininie i zakopany w „dole śmierci” w Miednoje. Prawdę ujawniono dopiero w 1980 roku.

Aby przywrócić pamięć o zamordowanych, ich potomkowie założyli w Katowicach Ogólnopolskie Stowarzyszenie Rodzina Policyjna 1939. W jego działalność mocno angażował się najmłodszy syn mojego dziadka i jego imiennik. Kiedy był już zmęczony, zaproponował mi: „Jurek, a może ty przejąłbyś po mnie pałeczkę?”. Podjąłem wyzwanie i w 2003 roku wstąpiłem do stowarzyszenia. Pojechałem do Miednoje i do Ostaszkowa. Ta wyprawa mnie zmieniła. Zobaczyłem piękną wyspę Stołbnyj, cudowną w lecie okolicę i imponujący, obecnie ociekający złotem monastyr, w którego zabudowaniach mieścił się obóz. Jednocześnie myślałem, jaka tragedia rozegrała się tutaj dla tysięcy ludzi, w tym dla mojego dziadka. W barakach, w których mieszkali więźniowie, stały jeszcze prycze. Z jednej wyciągnąłem gwóźdź i zabrałem go do domu jak relikwię. Zacząłem szukać pamiątek po dziadku i je gromadzić. Mam oprawiony w szkło ostatni list, który napisał do babci, stare zdjęcia, archiwalne wycinki z gazet. W 2004 roku zostałem szefem oddziału katowickiego Rodziny Policyjnej 1939. Trzy lata temu przeniosłem się do stowarzyszenia Rodzina Katyńska, gdzie zostałem chorążym. Nadal zbieram pamiątki po dziadku. Mógłbym utworzyć już małe muzeum. Najważniejsze jest jednak dla mnie to, że o dziadku pamiętam i staram się kierować w życiu zasadami, które na pewno chciałby mi przekazać, gdybyśmy mieli okazję się poznać.

* Wysłuchała Magdalena Warchala

***

Zgłoś się do Akademii Opowieści

Kim jest najważniejszy człowiek w Twoim życiu? Napisz nam. Weź udział w konkursie z nagrodami. Akademia Opowieści "Dużego Formatu" czeka na opowieści. Może to właśnie Wasz bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. I znajdzie swoje miejsce w historii. Dajcie mu szansę, zasługuje na to. Zapoznaj się z regulaminem i wyślij do nas zgłoszenie konkursowe: wyborcza.pl/akademiaopowiesci

Wasze prace zbieramy do 31 marca 2017 roku. Uczestnikami konkursu mogą być osoby, które ukończyły 15 lat. Można przysłać tylko jedną opowieść. Trzy zwycięskie opowiadania zostaną opublikowane w dodatku „Duży Format” oraz w serwisie Akademia Opowieści. Autorzy najlepszych prac otrzymają nagrody pieniężne w wysokości 5, 3 i 2 tys. netto. Jurorzy przewidują też wyróżnienia.

Komentarze