Zadanie wydaje się karkołomne, wymienić tylko jednego człowieka. Tym bardziej, kiedy żyje się według takiej filozofii, jaką ja wyznaję. Że ważne jest to, co się przed chwilą wydarzyło, i co się za chwilę wydarzy. Resztą należy mniej się przejmować. Przeszłość już była, na przyszłość mam ograniczony wpływ.
Zacznę od ojca, Aleksandra, i od razu uprzedzę: mama jest równie ważna. Jednak to tato był lekarzem-ortopedą, w latach 1969-1975 ordynatorem oddziału w Szpitalu Jurasza, i to po tatę w nocy dzwonił telefon. Szybko się wtedy ubierał, wychodził z domu i wracał po kilku, albo kilkunastu godzinach. Kilkuletniemu chłopcu bardzo to imponowało. Nie do końca wiedziałem, co znaczy słowo "ortopeda", ale miałem wewnętrzne przekonanie, że ojciec jest kimś ważnym. Też chciałem w przyszłości takim być.
Poszedłem w jego ślady i zostałem lekarzem, akurat nie ortopedą, tylko chirurgiem. Kiedy podejmowałem decyzję, co do dalszej życiowej drogi, gdzieś zamazały się w pamięci te nie najlepsze wspomnienia. Przykład: ojca nigdy nie było w domu. Ten zawód wymaga wiecznego bycia dyspozycyjnym, piszę ten tekst po kilkunastu godzinach spędzonych przy chorym.
Przyznam się bez bicia, że kolejnej cechy już po ojcu nie odziedziczyłem: nigdy nie przeklinał. Nie słyszałem z jego ust bluźnierstwa. Zastanawiam się czasem, czy tylko w domu? Czy specjalnie dbał o czystość języka przy rodzinie? Był też wzorem uczciwości. Miał silne moralne wyznaczniki i się ich trzymał.
Tato nie żyje od trzech lat, a ja wciąż spotykam ludzi, którzy mówią: "To był niezwykły człowiek. Kolano mi naprawił." Zdarza się, że starsi pacjenci, którzy trafiają do mnie na stół operacyjny, mylą mnie z ojcem. - Nie boję się, bo pan mi już robił bark w 1965 - usłyszałem kiedyś. Miałem wtedy pięć lat. Widać jestem do taty bardzo podobny. Nie mi oceniać, czy również mentalnie. Mam nadzieję, że tak. To by oznaczało, że moi bliscy mogą na mnie zawsze polegać w sytuacjach ekstremalnych.
Moje życie to nie tylko medycyna, ale również muzyka. Dźwięki pociągały mnie, odkąd pamiętam. Muzycznie najwięcej zawdzięczam dwóm ludziom, których los postawił szczęśliwie na drodze.
Pierwszy z nich to Waldek Krenz. Poznaliśmy się kiedy miałem 16 lat i byłem uczniem VI LO, a Waldek, zaledwie siedem lat ode mnie starszy, świeżo po studiach, został nauczycielem muzyki. Przyciągał nas do siebie jak magnez. Stworzył zespół Imo Pectore, grałem w nim na pianinie. Skład do dzisiaj robiłby wrażenie: Ada Biedrzyńska (aktorka), Waldek Kośmieja (koncertmistrz Capelli Bydgostiensis), Marzenka Kwiatkowska (dziś Matowska, dyrektorka Miejskiego Centrum Kultury), Ewa Kurzawa (Radio PiK), Janusz Tomas (dyrektor Zespołu Szkół Samochodowych). Na festiwalu w Kielcach zdobyliśmy Złotą Jodłę, a w nagrodę nagraliśmy płytę pod okiem legendarnego producenta Wojciecha Przybylskiego. Tytuł "Stąd nie widać zła" odnosił się do lotu Mirosława Hermaszewskiego w kosmos. Waldek Kośmieja, dla żartów zawsze dośpiewywał: "Stąd nie widać zła, bo była wielka mgła".
Już w dorosłym życiu muzycznym tym najważniejszym człowiekiem był Grzesiu Daroń, znakomity perkusista, z którym tworzyłem zespół Air Force One. Mieliśmy w składzie też Piotrka Andrzejewskiego (dziś Żuki) i Wojtka Króla (basista Dawida Podsiadło). Nagraliśmy dwie płyty, świata nie zwojowaliśmy, jednak zaistnieliśmy i granie dawało nam wiele radości. Nauczyłem się mnóstwo od Grzegorza, podziwiam go do dzisiaj, jest podporą składu Justyny Steczkowskiej.
Medycyna, muzyka, zostaje jeszcze życie. Nie ma ważniejszej osoby niż żona Milena. Mimo tysiąca rozbieżnych zdań, jest i będzie najbliżej skóry. Lepiej się żyje ze świadomością, że po prostu jest. Piękna jest taka świadomość.
Akademia Opowieści
Opowiedzcie nam o najważniejszym człowieku w waszym życiu. Staliście się dzięki niemu lepsi, mądrzejsi, bardziej wartościowi. Kim on jest, co dla was znaczy? Opowiedzcie nam o nim, razem napiszmy jego historię.
Szukamy opowieści, które nas uwiodą. Planujemy pomoc redaktorów i reporterów "Dużego Formatu" w przygotowaniu tekstów do druku na naszych łamach. Może to właśnie wasz bohater będzie tak interesujący, że pozna go cała Polska. I znajdzie swoje miejsce w historii.
Jak wziąć udział w konkursie? Na Wasze opowieści czekamy do 31 marca 2017 r. Opowiadanie pod hasłem "Najważniejszy człowiek w moim życiu" nie może przekraczać 8 tysięcy znaków. Należy je wysłać za pośrednictwem formatki dostępnej na stronie internetowej AKADEMIA OPOWIEŚCI . Zwycięzcom kapituła konkursu przyzna nagrody pieniężne, a ich opowieści zostaną opublikowane w "Dużym Formacie". Szczegóły w naszym serwisie AKADEMIA OPOWIEŚCI.
Wszystkie komentarze