Bywa nadopiekuńcza, czasem mnie nie rozumie. Ale wciąż mnie wspiera i powtarza, że jest dumna ze mnie i moich osiągnięć. A ja jestem dumna z niej - najważniejszej dla mnie osoby

* O co chodzi w Akademii Opowieści?

* Wyślij zgłoszenie konkursowe

* Zapoznaj się z regulaminem

***

Opowiem o Jonaszu. Jonasz doskonale pamiętał moment, w którym wszystko się zmieniło. Matka uradowana wróciła od lekarza i oświadczyła: „Zostaniesz braciszkiem”. Ucieszył się. Kto by się nie ucieszył? Wizja jego w roli starszego, opiekuńczego brata bardzo mu odpowiadała i przyrzekł sobie, że nigdy nie pozwoli skrzywdzić tej małej kruszynki, która ma się urodzić. To dziewczynka! Jego mała siostrzyczka, którą pokochał od pierwszego wtulenia się w brzuch matki. Jego mały skarb.

Jednak kolejne informacje były już mniej radosne. Diagnoza lekarza: Dziecko może się urodzić chore. Płacz matki, krzyki ojca i on, nic nierozumiejące dziecko, dla którego choroba siostry nie była żadnym problemem. Przecież on również często chorował. Dostawał wtedy tabletki i syropy i mógł wracać do przedszkola. Czy siostry nie mogli wyleczyć w taki sam sposób? Co miało oznaczać usunięcie ciąży? Przecież jego siostra żyje i wystarczy chwilę poczekać, a na pewno wyjdzie z brzucha jego mamy.

Jonasz w końcu się doczekał. Gdy Amelia się urodziła, dla niego wyglądała tak jak każde małe dziecko wyglądać powinno. Miała malutką głowę, a na niej kilka włosków, dwie rączki i dwie nóżki, więc zdaniem Jonasza nie było czym się martwić. Jego siostrzyczka była jak każdy niemowlak, więc dlaczego jego rodzice zachowywali się tak dziwnie? Ale z czasem zrozumiał. Amelia różniła się od innych dzieci, a jej choroba rzucała cień na szczęśliwe życie całej rodziny.

Szkoła podstawowa była dla chłopca jak zderzenie z murem. Zaczął nienawidzić swoich rówieśników, nikt nie chciał się z nim bawić, śmiali się z niego i wytykali palcami. Miał dziwną siostrę, więc na pewno też był dziwny. Co gorsza, to przecież mogło być zaraźliwe! Jonasz wiedział, że przez siostrę nie znajdzie sobie nowych kolegów, a lata szkolne miały upłynąć mu w samotności. Zaczął nienawidzić swojego ojca. Za to, że nie chciał opiekować się Amelią. Za to, że nigdy nie było go w domu. Że zaczął odpychać także Jonasza. Że znalazł sobie nową kobietę i w końcu za to, że urodziły mu się lepsze, zdrowe dzieci.

Matki nienawidził chyba najbardziej. Była słaba i to ona zniszczyła całe ich szczęśliwe życie. Powinna pozbierać się po odejściu męża, zainteresować się swoimi dziećmi i spróbować stworzyć im bezpieczny dom. Zamiast tego coraz częściej zaglądała do kieliszka, zrzucając wszystko na Jonasza, który musiał dojrzeć szybciej, niż powinien. Chłopak się nie buntował. Choć w głębi serca miał ogromne pretensje. Zaciskał zęby i walczył. Walczył, bo miał dla kogo. Był w stanie znienawidzić cały świat, ale gdy patrzył na nią, na jej radość i uśmiech wymalowany na twarzy, był wdzięczny. Amelia była całym jego światem, jedyną ostoją i przyjaciółką. Jonaszowi nie przeszkadzało, że wyglądem odbiega od innych dzieci, że potrzebuje więcej jego uwagi. Kochał ją, a ona mu ufała i nie mógł jej zawieść.

Z czasem zaczął działać według wyznaczonych schematów. Specjalna dieta, rehabilitacja, basen, wizyty u lekarza, opieka nad matką alkoholiczką, a do tego jeszcze jego nauka, która nigdy nie była priorytetem. Przyszłość Jonasza była już ustalona. Nie mógł pójść na studia, bo kto by się zajmował jego siostrą? Ojciec nie przesyłał tyle pieniędzy, aby wystarczało na pielęgniarkę. On i Amelia byli na siebie skazani do końca życia.

Było lipcowe popołudnie, właśnie wracali do domu. Jego siostra zajadała się czekoladowymi lodami, a on patrzył na nią jak zaczarowany. Znowu sprawił jej radość, a to było dla niego najważniejsze.

– Dziękuję ci! Dziękuję, dziękuję! Jesteś najlepszy – powiedziała.

– To ty jesteś najlepsza. Kocham cię najbardziej na świecie, mała.

Aleksandra Chmielewska

***

Wszystkim znane jest powiedzenie: „Prawdziwy bohater nie nosi peleryny”. Niektórzy noszą kitle, inni mundury, a jeszcze inni zielone fartuchy. Zaś najważniejszy człowiek w moim życiu nosi spódnicę i buty na obcasie.

Piętnaście lat temu tata wyjechał do pracy za granicę, a mama została z nami: ze mną, moją młodszą siostrą i starszym bratem. Przez kilka lat niemal codziennie jej dzień wyglądał tak samo: budziła nas wszystkich, robiła nam śniadanie, szykowała nas i siebie, wyprawiała brata do szkoły, odstawiała moją siostrę do żłobka, mnie do przedszkola i biegła do pracy na godz. 8. Potem robiła zakupy, odbierała nas i wracaliśmy do domu, gdzie praca wcale się nie kończyła. Trzeba było zrobić obiad, pranie, posprzątać, pomóc w lekcjach, w kąpieli, załagodzić kłótnię i położyć spać. I tak każdego dnia przez kilka lat. A jeśli jedno z nas było chore? A jeśli mama była wzywana do szkoły? A jeśli ona sama była chora? Poświęcała nam całe życie, a my często tego nie dostrzegaliśmy. Dorastaliśmy, ciągle były potrzebne nowe książki, buty, kurtki, zeszyty, zabawki. Wciąż nowe wezwania do szkoły, zebrania rodziców i do tego przynajmniej jedno z nas miało kłopot z jakimś przedmiotem. Mama zapisywała nas na korepetycje, dodatkowe zajęcia, dbała o to, żebyśmy mogli bez problemu skończyć szkołę i pójść na studia. Wspierała nas w każdej decyzji, z którą nie każdy rodzic by się zgodził. Pomagała nam także rozwijać zainteresowania i pasje. I dzielnie znosiła nasze kłótnie, wyrzuty, humorki. Najbardziej zapadło mi w pamięć zdarzenie sprzed 12 lat. Miałam wypadek na rowerze, trafiłam do szpitala w mieście oddalonym o 30 km. Zwykłe wstrząśnienie mózgu, kilka dni w szpitalu. Mama spędziła ten czas ze mną, śpiąc na starym fotelu przeniesionym z korytarza. Choć nie dolegało mi nic poważnego, nie potrafiła zostawić mnie samej. Po latach poświęcania mi swojego wolnego czasu, energii i pieniędzy nie była w stanie opuścić mnie na jedną noc. Mama bywa nadopiekuńcza, czasem mnie nie rozumie. Ale wciąż wspiera mnie we wszystkim, co robię, akceptuje moje decyzje. Powtarza mi, że jest dumna ze mnie i moich osiągnięć. A ja jestem dumna z niej – najważniejszej dla mnie osoby, która nie tylko dała mi życie, ale także mi je poświęciła.

Imię i nazwisko do wiadomości redakcji

***

Było ciepłe, letnie popołudnie. Jedno z tych, w którym dzieci powinny się razem bawić na dworze, matki robić pranie i gotować obiad dla rodziny, a ojcowie pracować. Starsze dzieci pilnują młodszych, ktoś przynosi warzywa z ogródka za domem, ktoś inny rwie kwiaty i ucieka przez płot.

– Kochanie, idź załóż buty i przynieś mamusi seler, pietruszkę i trzy marchewki.

– Jestem zajęta, bawię się z Kasią.

– Pomóż mamie, bo mama nie zrobi bez tego zupy. Tatuś będzie głodny, mama będzie głodna i ty też.

– To zjem słodycze.

Drzwi się otworzyły, matka dała za wygraną i sama wyszła po potrzebne składniki. Nagle słychać krzyk.

– Matko Boska! Co się stało? – krzyknęła kobieta.

Rabatka zniszczona, hortensje zdeptane, płot złamany, a na nim chłopak, który widząc wściekłe spojrzenie pani domu, pędem wstaje i zaczyna uciekać.

– Ty się doigrasz! Kwiaty ukraść przyszedł. Niech ja cię złapię!

Zmęczona staje, łapie się pod boki. Ktoś to teraz musi posprzątać. Zaciekawiona hałasami Ania przygląda się całej sytuacji zza okna. Jednak kiedy chciała wrócić do zabawy, zatrzymał ją dziadek.

– Chodź, posprzątamy ten bałagan.

– Ale to nie ja zrobiłam! – uparła się dziewczynka.

– Nie zrobiłaś, ale posprzątać możesz.

– Nie pójdę, bo tego nie zrobiłam. Ja sprzątam po sobie – zadarła nos Ania.

Jednak dziadek był nieugięty. W końcu dziewczynka, choć niechętnie i ociągając się, poszła pomóc. Dziadek wyniósł deski, by je potem zreperować w garażu, a Ania pomogła rabatce wrócić do dawnej świetności. Pracowali aż do wieczora. Nie minęły nawet dwa dni, a dziadek znów zawołał dziewczynkę do pomocy. Z czasem dziewczynka dorosła i zrozumiała coś ważnego. Podczas rozmowy z przyjaciółką odparła dumnie: „Najważniejszy człowiek w moim życiu to mój dziadek, który nauczył mnie, że w życiu nie można być leniem. Trzeba zapracować, żeby coś mieć, a o to, co się już ma, trzeba dbać, choćby to był pełen odprysków, dziurawy stary płot”.

Aleksandra Kulesz

AKADEMIA OPOWIEŚCI. KONKURS Z NAGRODAMI

"Najważniejszy człowiek w moim życiu” to temat cyklu pod hasłem Akademii Opowieści, do której zapraszamy czytelników, widzów i internautów „Wyborczej” oraz Wyborcza.pl. Namawiamy do opisania najważniejszego dla nich człowieka. Ze zgłoszonych historii wybierzemy do druku te najciekawsze, które znajdą się na ogólnopolskich łamach „Wyborczej". Liczymy, że to właśnie wasz bohater będzie na tyle interesujący, że pozna go cała Polska. I znajdzie swoje miejsce w historii. Dajcie mu szansę, zasługuje na to.

Do Akademii powracamy systematycznie w „Dużym Formacie", poniedziałkowym magazynie reporterów „Wyborczej”, oraz na bieżąco w naszym serwisie Akademia Opowieści

Jak wziąć udział w konkursie?

Swoje prace z odpowiedzią na pytanie, kto jest najważniejszym człowiekiem w moim życiu, czytelnicy mogą przysyłać do 31 marca br. korzystając z formularza zamieszczonego w serwisie Akademii Opowieści. Tam też jest szczegółowy regulamin konkursu. Opowiadanie nie może przekraczać 8 tys. znaków. Dla autorów najlepszych prac czekają nagrody pieniężne do 5 tys. zł za najlepszą. Ich opowieści zostaną opublikowane w „Dużym Formacie”, dodatku do „Gazety Wyborczej”. Przy okazji odbędą się warsztaty Akademii, w czasie których nad opowiadaniami i z ich autorami będą pracować dziennikarze „Wyborczej” – Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak.

Komentarze
Zaloguj się
Chcesz dołączyć do dyskusji? Zostań naszym prenumeratorem