Droga ta jest wielopasmowa, przebiega różnymi trasami i obejmuje różne aspekty naszego życia, przeplata się i znowu rozdziela, ale zawsze łączy się w końcu, tworząc etapy naszego życia. Moja droga zawiodła mnie ku temu, kim jestem: wolnym obywatelem świata, Europejką, Polką, matką.
Dziwnymi meandrami toczą się losy ludzkie. Nasze życie to często pasmo przypadków i z pozoru nic nie znaczących zdarzeń, które z czasem układają się w jeden ciąg i tworzą drogę, która wiedzie nas w nieznanym kierunku.
Początki mojej drogi ku Europie toną dosłownie w pomroce dziejów, gdy w piątej klasie podstawówki zaczęła się nauka historii. Starożytność zafascynowała mnie, ale nie starożytne Grecja czy Rzym, nie - w tym czasie zaczytywałam się w "Faraonie", którego w nagrodę dostała moja siostra, i w wygrzebanym w bibliotece wielkim naukowym tomiszczu o starożytnym świecie Sumerów.
W kolejnym roku rozpoczęłam dalekie wędrówki - wyprawa po ziemniaki do naszej piwnicy w bloku zakończyła się znalezieniem skarbu. Na wspólnym korytarzu leżały sobie zawiązane sznurkiem dwa stosy czasopism, w jednym były roczniki "Poznaj swój kraj", a w drugim "Poznaj świat". Komuś żal było oddać je na makulaturę.
Zataszczyłam znalezisko na górę i przepadłam - odkryłam Amerykę Południową: Azteków, Inków, Olmeków. W bibliotece, do której biegałam nawet dwa razy dziennie, wyczytałam wszystkie popularnonaukowe książki podróżnicze. Atlas geograficzny był moim najlepszym przyjacielem. Uczyłam się stolic wszystkich państw świata, rzek, wysp, półwyspów na wszystkich kontynentach, z Tomkiem Wilmowskim przemierzałam świat. Chciałam być podróżnikiem albo naukowcem.
I wtedy, gdy byłam szatanem z siódmej klasy, w drugim programie TVP o godzinie 22.30 nadali film. Jakim cudem Mama pozwoliła nam go tak późno oglądać, nie wiem, ale był to film, który zdeterminował moją przyszłość. Zakochałam się. Zakochałam się w muzyce The Beatles, zakochałam się w języku angielskim, którego uczyłam się od siódmego roku życia, bo Mama kazała, i zakochałam się w miłości mego życia - w Indiach. Tytuł filmu łatwo teraz zgadnąć, to "Help!".
W szkole średniej pochłonęłam wszystkie książki związane z Indiami, które mogłam dostać. Kupowałam, co tylko się dało, w antykwariatach i pożyczałam książki z biblioteki wojewódzkiej. Czytając przekłady Staffa poezji Rabindranatha Tagorego, musiałam korzystać z nożyka do przecinania stron - byłam pierwszym czytelnikiem przedwojennych wydań.
Na studia zdałam śpiewająco, dosłownie. Gdy zobaczyłam pytania z języka rosyjskiego - życiorys i wiersz współczesnego poety radzieckiego - zamarłam. Miałam oddać pytania i wyjść. Ale ja się tak łatwo nie poddaję, walczę. W sukurs przyszła mi miłość do Rabindranatha Tagorego - to jego życiorys powiedziałam - oraz uwielbienie dla Bułata Okudżawy i Wysockiego. Zaśpiewałam "Buty".
Na czwartym roku studiów na kierunku Filologia orientalna, specjalność: indianistyka wyjechałam na stypendium naukowe do Indii. Był rok 1988. Wyjechałam w głębokiej komunie. Paszport służbowy wydawał w Collegium Novum smutny pan.
Zamieszkałam w Delhi w akademiku dla studentek obcokrajowców. Były tam dziewczyny z całego świata. Pierwsze pytanie, jakie mi zadawano, to: "Skąd jesteś?". Zdarzało się, że Poland niewiele mówiło i rozmówca odpowiadał: "Aaah, Holland", ale nie kolega z Mauritiusa, z pochodzenia Hindus. On odpowiedział: "Aaah, Waleza, John Paul II".
To od niego na przełomie lutego i marca 1989 r. dowiedziałam się, że Wałęsa nie chce zostać prezydentem. Szok. Jakim prezydentem? Czego prezydentem? W Polsce Ludowej kochanej nie ma instytucji prezydenta, a Wałęsa siedzi. To od chłopaka z malutkiej wysepki Mauritius na Oceanie Indyjskim dowiedziałam się o Okrągłym Stole.
Tego roku nasz instytut Kendriya Hindi Sansthan obchodził 25-lecie istnienia. Z tej okazji studenci mieli przygotować przedstawienie. Koleżanka z Belgii wymyśliła, że przedstawienie będzie o tym, jakim językiem mają się posługiwać mieszkańcy tworzącej się Unii Europejskiej.
Była tym tematem podekscytowana, a moja wiedza zatrzymała się na etapie EWG. Nie bardzo wiedziałam, o czym ona mówi, a tym bardziej nie mogłam podejrzewać, że kiedyś Polska stanie się członkiem tej wspólnoty zachodnich państw. Przedstawienie odbyło się chyba w marcu 1989 r. Na widowni siedział premier Indii Rajiv Gandhi, a my, reprezentujący miss i misterów swoich państw, w swoich językach uzgadnialiśmy, jaki ma być ten nasz wspólny język.
Jako że w naszym gronie byłyśmy dwiema Polkami, ja byłam miss Jugosławii, kraju, który za trzy lata miał stanąć we krwi, i po serbsko-chorwacku, nauczona swojej kwestii przez kolegę Włocha, uzasadniałam swoje racje. Oczywiście, że uzgodniliśmy, iż wspólnym językiem ma być hindi, w końcu to czwarty język świata pod względem liczby użytkowników.
Do Polski wróciłam w maju, tydzień przed sławetnymi wyborami, które nam dały wolność. Wyjechałam z uciemiężonego przez Sowietów kraju, a wróciłam do zupełnie innej rzeczywistości, do kraju, w którym zagościła nadzieja. I ta nadzieja w 2004 r. zaprowadziła nas tu, gdzie teraz jesteśmy, do wspólnoty europejskich państw. I ja zrobię wszystko, byśmy w tej wspólnocie demokratycznych europejskich państw pozostali.
* Agata Lenard - zawód wyuczony: sanskrytolog, awestolog (znawca języka awestyjskiego); zawód wykonywany: matka
Autorom opowieści, które będą podobały się nam najbardziej - zaoferujemy pomoc dziennikarzy "Dużego Formatu" w przygotowaniu tekstów do druku. Najlepsze opublikujemy.
W nowym roku nasi mistrzowie Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimierz Nowak zapraszają na warsztaty Akademii do 12 miast w Polsce. Będziemy uczyć, jak dobrze opisać Waszego bohatera.
Do Akademii będziemy powracać w "Dużym Formacie", a szczegóły znaleźć można w naszym serwisie Akademia Opowieści.
Wszystkie komentarze