"Matma jest trudna" - wzdychała lalka Barbie, a wraz z nią bawiące się nią dziewczynki. Wzdychali także psychologowie, widząc, jak zabawka tworzy w dziewczęcych głowach przekonanie, że matematyka jest nie dla nich i jeśli chcesz być prawdziwie dziewczęca, cyferki, mnożenie i równania z niewiadomą powinnaś omijać szerokim łukiem. Lalkę wypowiadającą to zdanie (jak również 270 innych zdań, a wśród nich: "Uwielbiam zakupy" oraz "Czy mam wystarczająco dużo ubrań?") firma Mattel wypuściła na rynek w 1992 roku. W tym samym roku na skutek protestów wykasowała z jej repertuaru niechęć do matematyki.
Nie zdało się to jednak na wiele, bo jak pokazują liczne badania psychologów, stereotyp "matematycznie upośledzonej dziewczynki" tkwi głęboko w naszej kulturze, a co za tym idzie - także w głowach samych dziewczynek, ich rodziców, a nawet nauczycieli.
Dlatego akcje typu "Dziewczyny na politechniki!" spotykają się ze słabym odzewem. By przekonać dziewczynki do przedmiotów ścisłych, zamiast do maturzystek trzeba mówić do pierwszoklasistek. Talenty matematyczne traci się bowiem bezpowrotnie już w szkole podstawowej.
I choć wydaje się nam, że tacy jesteśmy równościowi i cywilizowani, nasze działania (choć nieco bardziej zawoalowane) nie różnią się wiele od postępowania rodziców francuskiej XIX-wiecznej matematyczki Marie-Sophie Germain, której konfiskowano świecę i książki, by ją odciągnąć od "męskich zainteresowań". Na szczęście dzięki własnej determinacji Marie-Sophie została wybitną matematyczką, co także i dziś udaje się czasem pewnej liczbie dziewczynek. Mimo wszystko wciąż jest ich zbyt mało.
Dobrze pokazują to statystyki: wśród osób, które w latach 1993-2002 otrzymały stopień doktora matematyki na amerykańskich uniwersytetach, kobiet było zaledwie 27 proc. Wśród kadry naukowo-badawczej na wydziałach matematyki kobiet jest zaledwie 19 proc. Dopiero w tym roku pierwsza kobieta - irańska matematyczka Marjam Mirzachani - otrzymała przyznawany od 1936 roku Medal Fieldsa, czyli "matematycznego Nobla".
A co takiego dzieje się z dziewczynkami?
Kto uważa, że mózg kobiecy różni się od męskiego - ręka w górę! Zdziwilibyście się, widząc ten las rąk Wiele osób jest przekonanych, że panie są lepsze w sferze komunikacji, zwłaszcza niewerbalnej, mają lepiej rozwiniętą intuicję - przegrywają jednak z facetami, gdy chodzi o czytanie mapy czy orientację przestrzenną. Nie mają też "wrodzonych" zdolności przywódczych, skupiają się za to na relacjach międzyludzkich. Oto świat jest jasny, uporządkowany, a dowody na ten klarowny porządek znajdują się nie gdzie indziej, tylko w naszych mózgach. W połączeniach między półkulami i wewnątrz nich: to nasze neurologiczne okablowanie - głosi gminna wieść - odpowiada za te różnice. No więc nie wymagajmy od kobiet, by były dobre z matematyki, ale nie miejmy też pretensji, że tak mało jest ich w zarządach firm czy wśród profesorów. I że mają niższe zarobki. To w końcu wina ich mózgów. Z biologią trudno dyskutować.
Czy rzeczywiście? Neurobiolodzy coraz częściej mówią, że takie podejście do kobiecych mózgów to wulgarne uproszczenie. - Różnice w budowie mózgów mogą wynikać z tego, jakie hormony oddziałują na rozwijający się płód - mówi neurobiolog prof. Małgorzata Kossut z Instytutu Biologii Doświadczalnej PAN w Warszawie. - Zwłaszcza zaś wpływ ma na niego poziom prenatalnego testosteronu, który kształtuje budowę różnych okolic mózgu. Na to jednak oczywiście nadbudowuje się potem doświadczenie, jakie zyskujemy w czasie życia, nasze wychowanie i bodźce, którym jesteśmy poddawani.
Nie bez powodu pewnie największe różnice w okablowaniu mózgów naukowcy znajdują u osób starszych.
- To naturalne - komentuje dr Maria Pawłowska, która na zlecenie Instytutu Spraw Publicznych napisała raport "Kobiece i męskie mózgi, czyli neuroseksizm w akcji i jego społeczne konsekwencje". - Inaczej traktujemy chłopców, inaczej dziewczynki, już nawet w chwili kiedy dowiadujemy się o ich płci podczas ciąży. A mózg jest bardzo plastyczny. To, jakie bodźce do niego docierają, zmienia jego architekturę. Tylko zresztą dzięki temu jesteśmy w stanie się uczyć, przystosowywać do nowych warunków. Pytanie więc, czy wyniki naukowców nie pokazują skutku, a nie przyczyny funkcjonowania społecznego w męskiej czy żeńskiej roli.
Nie ma dowodów na potwierdzenie powszechnie panującego stereotypowego myślenia o jakoby odmiennych predyspozycjach kobiet i mężczyzn. - Jednak jesteśmy bardzo podatni na informacje, które potwierdzają nasze przekonania. A nasze społeczeństwo i system edukacyjny są głęboko przesiąknięte neuroseksistowskimi postawami, które mają bardzo realne i negatywne skutki dla polskiego społeczeństwa obywatelskiego, systemu edukacji, nauki, zrównoważonego rozwoju i wzrostu ekonomicznego - ostrzega dr Pawłowska. - Po co bowiem mamy dokonywać zmian systemowych mających wyrównać traktowanie kobiet i mężczyzn na rynku pracy czy w edukacji, skoro uważamy te różnice za biologiczne? - pyta. - To nas zwalnia z odpowiedzialności.
Nie znaczy jednak, że różnic w mózgach męskich i żeńskich nie ma. Owszem, są. - Tak jak są różnice w organizacji mózgów różnych ludzi: inaczej wychowanych, wykształconych, cierpiących na rozmaite choroby - mówi prof. Kossut. - I minie jeszcze sporo czasu, zanim zrozumiemy ich znaczenie.
Grupa naukowców z University of Wisconsin pod kierownictwem Janet Mertz i Jonathana Kane'a postanowiła podejść do sprawy od strony kultury. - Skoro - zgodnie z potocznym przekonaniem - istnieją różnice biologiczne w uzdolnieniach matematycznych między dziewczynkami a chłopcami - komentuje prof. Kane - powinny one być takie same w różnych społecznościach.
Naukowcy przeprowadzili więc dochodzenie w 86 krajach. Co odkryli? - Dziewczynki radzą sobie lepiej w matematyce i przedmiotach ścisłych w krajach, w których panuje większe równouprawnienie - mówi Kane. - W których płace kobiet i mężczyzn są na podobnym poziomie i dziewczęta mają lepszy dostęp do edukacji.
Naukowcy przejrzeli także wyniki najważniejszych konkursów matematycznych z ostatnich 30 lat. Okazało się, że najwięcej dziewcząt uzyskujących najlepsze wyniki było w trzech ekipach: bułgarskiej, niemieckiej (dawniej wschodnioniemieckiej) i rosyjskiej. W rosyjskich drużynach olimpijczyków dziewczęta stanowiły 20 proc., a w niektórych nawet jedną czwartą. Tymczasem w ekipie amerykańskiej nie było ani jednej dziewczyny przez 23 lata, w japońskiej znalazła się zaledwie jedna w ciągu 19 lat. Od 1988 r. na międzynarodowej olimpiadzie matematycznej Rosjanki zdobyły trzy razy więcej, a Bułgarki dwa razy więcej medali niż Amerykanki.
Dlaczego? Bo w tych państwach, z których dziewczęta zdobywają laury na olimpiadach, obowiązują dobrze opracowane programy nauczania matematyki w szkołach. Zachęca się nie tylko chłopców, lecz także dziewczęta do osiągania sukcesów w matematyce.
Okazuje się też, że dziś w krajach zachodnich na egzaminach z matematyki dziewczynki wypadają dużo lepiej niż jeszcze w latach 60. XX wieku. Gdyby przyczyny tkwiły tylko w biologii, różnica 50 lat nie byłaby istotna.
- Zdecydowanie większy wpływ na wyniki dziewcząt ma wychowanie niż genetyka - konkluduje Kane. Jego obserwacje potwierdzają także wyniki innych badań.
Podczas jednego z nich naukowcy pokazywali ochotniczkom film reklamowy przedstawiający emocjonalną, pozbawioną logiki, bezradną kobietkę. Okazało się, że obejrzenie go pogarsza zdolności umysłowe studentek. Bardzo dobre studentki matematyki po projekcji takiej reklamy miały problemy z rozwiązywaniem zadań. Zaczynały także unikać roli lidera w trakcie rozwiązywania problemów z partnerem. Efekt "zagrożenia stereotypem" wzbudził wątpliwości wśród studentek co do swych możliwości. Sparaliżował je lęk przed powieleniem stereotypu. Przyczyn niewykonania zadań doszukiwały się w sobie, nie biorąc pod uwagę stopnia ich trudności.
Podobne obserwacje poczyniono podczas eksperymentu polegającego na tym, że na egzaminie z matematyki czy fizyki należało zaznaczyć w odpowiedniej rubryce, jakiej jest się płci. Jak pokazują badania, kobiety, które w ten sposób przypomniały sobie, że są kobietami, gorzej sobie radziły z zadaniami.
- Każde dziecko przykłada się bardziej do aktywności, za którą dorośli je chwalą. A jakoś rzadko chwalimy dziewczynki za dobrze zrobione zadanie z matematyki - mówi prof. Edyta Gruszczyk-Kolczyńska, pedagog, badaczka matematycznych uzdolnień wśród dzieci. - Chwalimy je za to, że pięknie rysują, czytają, deklamują. W społeczeństwie utarło się przekonanie, że matematyka to taka "niekobieca" dziedzina wiedzy.
Z badań prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej wynika, że wśród małych dzieci jest tyle samo uzdolnionych dziewczynek co chłopców. Zaczyna się to zmieniać dopiero w dalszej edukacji. - Obniżenie zdolności matematycznych u dziewczynek obserwuje się szczególnie wtedy, gdy wchodzą okres dojrzewania i zaczynają definiować swoją tożsamość płciową - tłumaczy prof. Gruszczyk-Kolczyńska. - Dziewczynom często przestaje wtedy zależeć na osiąganiu wyników w tej dziedzinie. Uważają, że to "niekobiece".
Do tego na pewno przykładają ręki - choćby nieświadomie - ich nauczyciele. Okazuje się, że częściej proszą oni chłopców do odpowiedzi na lekcji matematyki. Podobnie jest na fizyce - chłopcy są częściej wybierani do pomocy w prezentacji doświadczeń, dziewczynki przyjmują więc bierną postawę.
Dzieci najlepiej uczą się przez modelowanie, naśladowanie - dowodzą psycholodzy. Jeśli więc demonstrujemy (choćby nieświadomie) jakąś postawę, uczniowie szybko ją przejmą, choćbyśmy sobie język strzępili do upadłego, próbując ich przekonać, że jest inaczej.
Dowodzi tego praca psycholog Sian Beilock z University of Chicago opublikowana w piśmie "PNAS" w roku 2010. Pokazuje ona, że dziewczynki przejmują stosunek do matematyki od swoich nauczycielek. A te często same nie lubią przedmiotów ścisłych i przekazują to dzieciom w sposób niewerbalny.
- 90 proc. nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej to kobiety - komentuje dr Beilock. - Z moich badań wynika, że mają one często wysoki poziom lęku przed matematyką.
Psycholog przebadała pod tym względem 17 nauczycielek oraz 52 uczniów i 65 uczennic z ich klas. Na początku roku szkolnego nie zauważyła korelacji między obawami nauczycielek przed matematyką a postępami uczniów obu płci. Pod koniec roku okazywało się, że im bardziej nauczycielka była negatywnie nastawiona wobec przedmiotów ścisłych, tym więcej dziewczynek (nie chłopców) przejmowało to nastawienie. Dziewczynki, ucząc się od dorosłych społecznej roli kobiecej, "kupowały" ją z całym dobrodziejstwem inwentarza.
Zanim więc zaczniemy nawoływać maturzystki, by szły na politechniki, zacznijmy pracę u podstaw. Uczmy przedszkolanki i nauczycielki klas I-III, że matematyka może być fajna i że da się jej twórczo uczyć. I chwalmy małe uczennice za pięknie wykonanie działania. Oraz pokazujmy im jak najwięcej kobiecych przykładów umysłów ścisłych. A jest z kogo wybierać! Która z dziewczynek nie chciałaby mieć tak pięknej sukni i tak pięknego umysłu jak hrabina Ada Lovelace, pierwsza programistka w historii? Która nie chciałaby patrzeć w gwiazdy jak piękna Hypatia albo sięgać po nagrody jak Maria Skłodowska-Curie?
Matematyka jest dla wszystkich. Trzeba tylko mówić o tym dziewczynkom jak najwcześniej.
Matematyka może być fajna! My nie mamy co do tego wątpliwości. A wy? Chcecie poznać popularyzatorów, edukatorów, wziąć udział w warsztatach, posłuchać interesujących wykładów? A może sami macie pomysły na ciekawy pokaz matematyczny? Albo osiągnięcia edukacyjne czy popularyzatorskie, o których powinni usłyszeć inni?
Zapraszamy na Festiwal Matematyki, który odbędzie się 29 listopada w siedzibie "Gazety Wyborczej" przy. ul. Czerskiej 8/10.
W programie m.in. warsztaty dla rodziców, praktyczne spotkania dla nauczycieli, matematyczne pokazy i zabawy dla dzieci oraz prezentacje popularyzatorów i edukatorów.
Zgłoszenia wystawców/pokazów/edukatorów (prosimy o opis do 1 tys. znaków i podanie do siebie kontaktu) przyjmujemy do 30 października pod adresem: matematyka@wyborcza.pl. W temacie e-maila prosimy napisać "Festiwal".
Uczniów szkół podstawowych i nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej oraz nauczycieli matematyki zapraszamy do konkursu na grę matematyczną i scenariusz lekcji. Szczegóły: wyborcza.pl/matematykasieliczy
Wszystkie komentarze