W moim odczuciu to musi być niesamowite pokonywać samego siebie, dotykać wysokości, czuć kontakt z Absolutem. Maciejowi Berbece chyba też o to chodziło. Chciał tam być znowu, żeby poczuć lekkość, tam na szczycie, a później... to już nieważne. Tomasz Kowalski zgodnie z prawem młodości cieszył się na swój pierwszy raz na ośmiu tysiącach.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Nie mogę obojętnie przysłuchiwać się, czytać i oglądać newsów o Broad Peak roku 2013!

Wojciech Fusek napisał "wspinaczka to akt wolnej woli" (Gazeta Wyborcza 9-10.2013 r.) - tak też jest. Zgadzam się również z nim, że "domorośli komentatorzy na forach internetowych i mediach nie mają dość wyobraźni, by pojąć, co się dzieje w najwyższych partiach gór". Jedynie rozpalają piekielny ogień - pisze Wojciech Fusek.

Kocham góry!

Jeżdżę w nie od roku 1979.

Nie dość, że charakter, siłę woli, rozwój osobisty, siłę fizyczną kształtowałam i rozwijałam w górach (polskich Tatrach), to jeszcze przeżywałam tam najpiękniejsze wrażenia estetyczne wszystkimi zmysłami: wzrokowym, słuchowym, węchowym, dotykowym - umysłem. Czułam, że jestem częścią natury, czułam sens bycia i życia.

Na dole spotykałam się (i nadal spotykam się) z bezsensami, które napędzają spiralę działań ludzkich. Na tym dole zdecydowanej większości ludzi wydaje się, że metropolie, miasta i miasteczka, konsumpcja są środowiskiem naturalnym. Może niech chwilę zastanowią się co niektórzy, jak jest naprawdę

W moim przypadku do dziś jest tak, że jeśli choć raz w roku nie spotkam się z górami, to czuję pustkę. W minionych latach było inaczej, bo jeżeli nie pobyłam z nimi, to nie miałam energii, nie regenerowałam się, nie ładowałam akumulatorów, by dalej pchać wózek zwany życiem.

Mój pierwszy wyjazd w Tatry miał miejsce w lutym 1979 roku. Metaforycznie rzecz ujmując, to były również moje zaślubiny z górami wysokopiennymi. Najpierwsza wędrówka przebiegała niebezpiecznie, mogłam (mogliśmy) tam zostać na zawsze. Tam znaczy pod Kasprowym Wierchem, mając zaledwie po 20 lat.

W piękny lutowy, śnieżny i słoneczny dzień zabrawszy mapę, termos z herbatą i czekolady wybraliśmy się na spacer na Myślenickie Turnie. Wchodziliśmy od strony Toporowej Cyrhli. Tak łatwo i tak lekko nam się szło, że popatrzywszy na Kasprowy Wierch uznaliśmy, że tam wejdziemy.

Podjęliśmy decyzję, nie przewidując żadnych przeszkód.

A nade wszystko, nie mając wyobraźni, co tam jest i co nas może czekać zimową porą. Tam wysoko pod szczytem zaskoczyła nas zmiana pogody - "opadły" chmury lub mgła. Widzieliśmy się na wyciągnięcie ramion. Było trudno i tragicznie. Odwrotu nie mogło być, trzeba było radzić sobie w tamtych warunkach i iść do przodu. Doszliśmy na Kasprowy Wierch, by zejść do schroniska na Hali Gąsienicowej. Ogrzani, posileni, napojeni już o zmroku, a później pod osłoną nocy wracaliśmy do miejsca stacjonowania tym samym szlakiem, wychodząc w Toporowej Cyrhli. Summa summarum w drodze byliśmy ok. 11 godzin.

Mogłam się zrazić, przerazić, powiedzieć nigdy więcej. Stało się wręcz odwrotnie. Góry na zawsze zostały moją miłością. Dzięki nim żyłam pełnią życia. Energetyzowały mnie. Rok w rok począwszy od roku 1979, a skończywszy na roku 1989 w okresie letnim wyjeżdżałam w Tatry na miesięczne wakacje, by chodzić po nich najwyżej jak mogłam, by móc być wolną, czuć się częścią natury, mieć wrażenie że jestem w niebie, może nawet czuć bliskość z Bogiem.

Dziś nie dotykam wysokich partii gór ze względu na przypadłości zdrowotne. Ale gdyby nie to, to robiłabym wszystko, aby wracać w miejsca, które ciągnęły mnie, które wołały mnie, które energetyzują.

Macieja Berbekę też tam coś wołało.

W moim odczuciu to musi być niesamowite pokonywać samego siebie, dotykać wysokości, czuć kontakt z Absolutem. Chyba też o to mu chodziło. Chciał tam być znowu, żeby poczuć lekkość, tam na szczycie, a później... to już nieważne. Tomasz Kowalski zgodnie z prawem młodości cieszył się na swój pierwszy raz na ośmiu tysiącach.

Macieju, Tomaszu nie znałam Was, ale znam Was. Intuicyjnie wyczuwam Wasze intencje. Jesteście wielcy. Żyliście z pasją. Wasze życia miały sens.

Cześć Waszej pamięci.

Elżbieta Maria Kuba

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    Wnoszenie tyłka na kupę minerałów to "absolut"??? Absolut to np. ktoś opiekujący się beznadziejnie chorym na alzheimera bliskim. To jeden w z wielu przykładów... Ale na pewno nie jakiś pętak w górach ze z swoimi sztukowanymi mitologiami pomiędzy Nietzschem, Juengerem a filmami o Rambo. Jeżeli ktoś sam się pakuje w sytuację graniczną , ponosi tego skutki w postaci śmierci i ma to wywoływać poruszenie, podziw , współczucie itd , to bierzemy udział w jakimś heroikomicznym kabarecie... Nie mam nic przeciwko heroikomicznym kabaretom i dlatego odpowiednio do tego traktuję tych "bohaterów".
    @saint_just Powiem tak - lepiej samemu pakować się w sytuację graniczną niż być na nią skazanym. W opiece nad cięzko chorym absolutu jest niewiele. Przewaznie to cięzka psychicznie orka.
    już oceniałe(a)ś
    5
    2
    @uutek .... czyli własny Mount Everest razy nieskończoność...tylko dla orłów.
    już oceniałe(a)ś
    7
    0
    a propos Nietschego :' "wiele bo kłamią śpiewacy " ...
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Charakterystyczny był artykuł red.Fuska w weekend. Dosyć sekciarskie myślenie. Wara profanom bo to Święte! Niepojęte! Mistyka ! Są sekty gdzie samobójstwo otwiera drogę do raju. W polskiej tradycji paść na polu chwały funkcjonuje jako paradygmat.L.Cichy ( b.szef PZA ) mówił o Somosierze, ułańskiej fantazji ... Nie dajmy sobie narzucić zbyt wzniosłej narracji.. Zginęli na pewno wybitni Ludzie.Ale motywacje mogły być różne. Narażali nie tylko siebie ale autorytet Państwa - mieli patronat Prezydenta RP, sponsorem -narodowym marka Orlen, polska flaga. To też utrwalanie stereotypów n/t polskiej nieodpowiedzialności. Chodzę bo górach W niedzielę byłem na Liliowem . Ale nie poszedłem dalej. Nie uległem Poecie ( mierz siły na zamiary nie zamiar podług sił ! ).
    już oceniałe(a)ś
    14
    6
    Ten list powinien mieć tytuł Dramatyczna przygoda na Myslenickich Turniach.Odwrotu nie było . Zawsze trzeba wracać w takich sytuacjach...
    już oceniałe(a)ś
    7
    2
    hm, a czemu to "kontakt z Absolutem" miałby być lepszy na wysokości 8 km, niż 100 m n.p.m.? bliżej?
    już oceniałe(a)ś
    19
    14
    Zastępy policjantów patrolujących latem polskie kąpieliska i wlepiających mandaty za pływanie w niedozwolonych miejscach powinny zostać przekierowane do podnóży Himalajów. Byłaby większa skuteczność. Trzeba pilnować milionów, ginie kilkadziesiąt osób. W górach też ginie kilkadziesiąt osób, a wystarczy zawrócić z drogi kilkuset.
    już oceniałe(a)ś
    5
    1
    Wydarzenie powoli schodzi z łam i bardzo dobrze. Emocje opadają chciałbym więc przypomnieć kilka ważnych rzeczy dotyczących himalaizmu. Himalaizm to elitarny sport, na który trzeba mieć albo duże na prawdę spore pieniądze albo pieniądze od sponsorów. Czołówka, która regularnie wchodzi na ośmiotysięczniki to zawodowi sportowcy, którzy nie tylko wchodzą w światłach mediów ale też chodzą tam aby szlifować formę. To o czym wielu wypowiadających myśli, czyli, że mamy doczynienia z odkrywcami, pionierami to bujda tak było 40 i więcej lat temu. Potem to już było niemądre podbijanie bębenka. Skończył sie etos zaczęła się bezwzględna walka o sławę i pieniądze. Najpierw, żeby śmiałków nie było zbyt wielu wymyślono, że należy wchodzić BEZ TLENU co jest nieludzkie ale tak kiedyś postanowiono i żaden zawodnik nie weźmie tlenu do ręki bo się nim brzydzi. Później pomyślano, że skoro ciągle jest tak dużo wejść, wymyślono wejścia zimowe. No i zaczęła się ruletka swoiste wyścigi po śmierć. A kto na czele tego wyścigu? Nasi. Zawsze kiedy myślę o tej szczególnej dyscyplinie sportowej, przypominam sobie znamienny wywiad Wandy Rutkiewicz dla TVP. Wspaniałej o ile nie najwspanialszej reprezentantki tej dyscypliny niezwykle szczerej. Co mnie w tej wypowiedzi zaintrygowało? Ano to, że normalnie mówiła o wspomaganiu, mówiąc po prostu DOPINGU w górach. Zastanawiała się głośno czy można brać, czy to nie będzie nieuczciwe, skoro oni ścigają się? Jakie było zdanie wspaniałej Wandy, że można i należy, kiedy zagrożone jest życie. Mam to w głowie do tej pory. To nie jest od dawna zwykły heroiczny wyścig, to walka za wszelką cenę ale i to jest fascynujące na szali jest śmierć. Czyli wchodzimy na 8000 metrów wycieńczeni z niedotlenioną głową, niepełną świadomością, wyposażeni w pastylki poprawiające wydolność w nienormalnych warunkach. Musimy zdecydować czy bierzemy wspomaganie, ratujemy życie ale coś tracimy albo zwlekamy do ostatniej chwili kiedy brak świadomości i wyczerpanie powodują, że nie wiemy jak się nazywamy i gdzie jesteśmy. Część środowiska od dawna nie wchodzi, czy tylko z powodu słabszej formy? A może warunki tego nieludzkiego wyścigu według ich oceny są nie do przyjęcia. Byłbym wdzięczny gdyby już nikt nie opowiadał bajek ale media nie mają sumienia.
    Lubię to !
    już oceniałe(a)ś
    2
    0
    Wysokie Góry są częścią Kosmosu. Ci, którzy tam idą konfrontują ludzką kondycję z tą wielką zagadką, oni są najsilniejsi z nas, ja ich podziwiam i szanuję.
    Kosmos . Ale kosmonauci nie skupiają na biciu rekordów ( zimą, północny filar, warianty A,Ą,B,C,.... ) Nie rezygnują z tlenu . Ja też ich ich podziwiam ale motywacją może też być po prostu uzależnienie od rekordomanii a nie konfrontacja z zagadką .
    już oceniałe(a)ś
    5
    1
    Zauważ, ze oni idą a nie lecą, myślę, że za jakieś 50 lat w misji podboju najbliższej planety obok kosmonautów polecą himalaiści, spece od chodzenia w ekstremalnych warunkach, przydadzą się, to pewne
    już oceniałe(a)ś
    1
    2