Oglądając 12-odcinkowe "Erynie" Borysa Lankosza, najpierw kręciłem głową z dezaprobatą, potem byłem zadowolony, by w finale poczuć, że to jednak szeleści papierem. Jest bardziej literackie niż filmowe.
To ekranizacja czterech powieści Marka Krajewskiego - których bohaterem jest lwowski policjant Edward Popielski (Marcin Dorociński), zwany Łyssym, z powodu ogolonej głowy - „Liczb Charona" (2011), „Erynii" (2010), „Rzek Hadesu" (2012) i „W otchłani mroku" (2013). Akcja najpierw rozgrywa się we Lwowie w roku 1938 i trwa aż do wybuchu wojny, by już po niej przenieść się w roku 1946 do Wrocławia.
Zabiegi adaptacyjne, przerabiające książki na scenariuszowe odcinki, przeprowadził Igor Brejdygant, a potem sam reżyser i jego żona Magdalena Lankosz. Materiał trzeba było „wyprostować" i uporządkować. Wyprostować, bo Krajewski lubi wprowadzać do książek dramaturgiczne ramy, dziejące się w innych czasach, przeważnie współcześnie, niż główna akcja. W serialu takie skoki czasowe byłyby niewskazane: wszystko musi się dziać „tu i teraz".
Wszystkie komentarze