Przed drugim sezonem „Wiedźmina" nie miałem wielkich oczekiwań. Wypaliły się wraz z sezonem 1. Nie dlatego, że był nieudany, ale miał wady. Niektóre wynikały z tego, jak wprowadzono publiczność w świat, o którym się opowiada, przedstawiono bohaterów i miejsce akcji. Ta ekspozycja zajmuje dużo miejsca, spowalnia akcję, bywa nużąca.
Inne wady wynikały z materiału źródłowego. Twórcy, główna scenarzystka Lauren Schmidt Hissrich i producent wykonawczy Tomasz Bagiński, postawili na adaptowanie luźno związanych ze sobą opowiadań Andrzeja Sapkowskiego.
Wszystkie komentarze
Można zrobić wierną adaptację Lema, ale trzeba sięgnąć po coś, gdzie jest więcej akcji, a mniej lemowskich rozważań o naturze człowieka, świetnych, ale niefilmowalnych. Niestety nikt nie próbuje kręcić "Niezwyciężonego" albo "Edenu" - wszyscy uparli się na "Solaris", książkę wyjątkowo trudną do ekranizacji.
Według „Niezwyciężonego” właśnie robią grę, trailer wygląda dość porządnie. Może się uda.
Astronautów kiedyś dedeerowcy nakręcili. Stary, jeszcze czarno-biały film, na Amazon Video można obejrzeć. Naiwny jak książka, ale dziś można by z tego zrobić całkiem niezły, średnio ciekawy film.
TomiK
Moim zdaniem Lem, choć przegadany jest jednak o czymś. Sapkowski jest o niczym, trochę jak Sienkiewicz, albo J.K. Rowling.
Zdaje się Niemcy zrobili udane "Dzienniki gwiazdowe" ;)
Adaptacja nigdy nie będzie wierna, bo jej celem nie jest odwzorowanie dzieła literackiego, lecz wolna interpretacja. Mylisz wraz z kolegami pojęcie adaptacji z ekranizacją. To dwie różne kwestie.
Sapkowski jest bardzo o czymś, poza miłością i mordobiciem, jest o ekologii, o toleracji i nietolerancji, o macierzyństwie i ojcostwie, o polityce, właściwie o wszystkim czym dzisiaj żyjemy.
A może "Opowieści o pilocie Pirxie". Gdyby Cavill tak nie przypakował to by się nadawał.
No tak, ale to było w zupełnie odjechanej konwencji, taki trochę teatrzyk absurdu. Ale faktycznie fajne.
Chyba jednak nie czytałeś Sapkowskiego. Albo nie zrozumiałeś.
Hę? Ale który Sapkowski jest o niczym? Wiedźmiński? Jeśli tylko oglądałeś polski serial, wypowiedz się w innym wątku. Jeśli zaś czytałeś, doczytaj do piątego tomu i wróćmy do rozmowy... Jedyna tak bogata w kręgu fantasy (a przy tym bezkatolicka i areligijna) przypowieść...
Wcale nie "areligijna". Antyklerykalna bardzo, ale względem ludzkiej wiary - zadziwiająco tolerancyjna i mistyczna.
Istotnie cieszy zaś, że całej tej paczce nabzdyczonych konfederackich prawaków, od Ziemkiewicza i Komudy przez Pilipiuka po Grzędowicza, stary lewicowy dziad pokazał, jak się pisze światowej klasy fantastykę.
Nie oglądałem polskiego serialu, ani żadnego innego. Czytałem jedą książkę, o ile pamiętam z wiedźminem w tytule. Było to około 30 lat temu i jedyne co pamiętam, to ból jaki towarzyszył mi w brnięciu przez nią. Podobnego bólu doświadczałem brnąc przez Harrego Pottera, no może jednak trochę mniejszego, bo przez Wiedźmina przebrnąłem, a przez Harrego nie :-). Albo "Samotność w sieci", albo książkę pani Pawlikowskiej.A brnąłem, bo uznałem, że Sapkowski wielkim pisarzem musi być, skoro wszystkich zachwyca. No cóż, widoczne brakuje mi jakiejś części w mózgu odpowiedzialnej za ten zachwyt. Jedyne co mnie pociesza, to to, że (sądząc po dwóch łapkach w górę) nie jestem jedynym w kraju (tym kraju) dotkniętym takim deficytem :-) A i że moja odporność na ból z wiekiem maleje, to więc nie podejmę się, brnięcia przez trzy następne tomy w celu dotarcia to upragnionego raju. Jakkolwiek dzięki za radę.
Stare dobre chwyty teatralne i radiowców typu: walenie chochlą w gara i wtedy się nazywa, że jest burza a jak ma być burza z piorunami, to też gość wali chochlą w gara, ale jeszcze dodatkowo wrzeszczy: piorun! piorun! Albo Quo-vadis. Książka noblowska, ludzie znają na całym świecie a co zrobiliśmy z filmem? Scena płonącego Rzymu to były jakieś przewracające się, papierowe atrapy, które sobie aktorzy z głowy strzepywali a nie potężne mury. Dobrze, że jest Netflix, bo ma kasę i klasę.
Kurcze, chyba każdy, kto czytał, pamięta definicję postępu, mądrości proroka Lebiody, rozmowy Ciri z Vysogotą, no, sporo tego było. W serialu, cóż, została banalna gadanina i tyle. I naprawdę nie ma znaczenia, czy elfy są czarne, białe, ciapkowane czy w paski, ani jak bardzo genderowa jest Yennefer.
Już wolę chyba sięgnąć po - chyba nieco niesłusznie rozjechaną - "Żmiję" niż sięgać po drugi sezon "Wiedźmina".
Toutes proportions gardee - dobrej ekranizacji "Mistrza i Małgorzaty" też się nikomu nie udało zrobić.
lost in translation się to nazywa
Lost in transition. Angielskie tłumaczenia Wiedźmina są zupełnie niezłe.
Wyszła im Wojownicza księżniczka Xena skrzyżowana z Kronikami Shannary. Plus węgorze magii.
straty wyceniono na 50 centów