Czy prezydenturę Donalda Trumpa dałoby się podsumować jednym słowem? Wątpliwe, bo wielu na usta cisnęłyby się takie wyrazy, które nie pasują do podręczników historii. Ale w gąszczu obelg, niepochlebnych przymiotników czy wodzowskich porównań błąka się słowo elektryzujące, którym Amerykanie żyli ostatnio kilka dekad temu: impeachment [postawienie w stan oskarżenia, procedura usunięcia prezydenta w czasie trwania jego kadencji].
Pierwszy w historii Stanów Zjednoczonych impeachment miał miejsce w 1868 r., gdy Andrew Johnson, 17. prezydent, zdymisjonował sekretarza wojny Edwina Stantona. Po wojnie secesyjnej (1861-65) Johnson, południowiec i demokrata z Tennessee, zawetował serię ustaw reformujących stany Południa. W Kongresie zasiadała republikańska większość, której się to nie podobało. Konflikt prezydenta z legislatywą był tak silny, że po zdjęciu ze stołka sekretarza Stantona republikanie postanowili zdymisjonować prezydenta. Zwłaszcza że władzy nie zdobył w wyborach, ale przejął urząd po zabójstwie Abrahama Lincolna – republikanina, który mianował go na stanowisko wiceprezydenta w geście dobrej woli wobec demokratów.
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Kiedy wreszcie ludzie dorosną i przestaną jarać się wyłącznie seksem i wojną?
najwiekszym problemem polityki swiatowej byl seks oralny stazystki