Kilka mocnych strzałów z liścia. Plask, plask, plask. Bili się po twarzy, bo chcieli poderwać koleżankę z pracy. Bez sukcesu. Pierwszy ma żonę, drugi jej szuka. Tak skończyła się poprzednia wigilia firmowa u Wiktorii. W tym roku już jej nie organizują.
U Ewy w banku miało być wspaniałe christmas party dla wszystkich. Okazało się, że szef wspólnie z kierownikami zamknęli się w pokoju i sami świętowali. Reszta zespołu wzięła się więc do roboty, a po pracy ruszyli do knajpy. Jedli, pili, śpiewali, żartowali i skończyli nad ranem. To był ich najlepszy wypad koleżeński od kilku lat.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
To nie idz!
no coż, może nawiążesz konwersację z kimś kto myśli tak samo i ... staniecie się przyjaciółmi!
Co to za relaks kiedy dalej wałkuje się służbowe tematy.
Albo jakieś święta zakładowe i wydziałowe, wyjazdy "integracyjne" i każdy udaje, że się cieszy
a w rzeczywistości klnie, że i po pracy spokoju nie dają, ale przecież głośno tego nikt nie powie
i każdy całkowicie "dobrowolnie, spontanicznie i entuzjastycznie" od razu popiera
"oddolną inicjatywę" i zgłasza się "na ochotnika" żeby podczas podróży służbowej
męczyć się godzinami do późnej nocy, gdzieś na krzesełku w jakimiś lokalu,
zamiast zrelaksować się na basenie, spacerze na mieście czy choćby
podrzemać w hotelowym pokoju.
I precz z przymusem noszenia ciężkich trepów w biurach.
Bo "jak by to wyglądało, że ktoś w sandałach".
Jak? Normalnie, zdrowo, bez śmierdzących, przepoconych
i zagrzybiałych syrów z haluksami
i ostrogą piętową.
U panie, sodomija i gonorrhea!