Uznanie naszej inicjatywy za ekstremistyczną to najlepszy prezent od Łukaszenki. Wiesz, że idziesz w dobrym kierunku, jeśli Łukaszenka myśli o tobie w ten sposób. To dodatkowa motywacja, żeby się rozwijać i jakościowo pomagać, skoro jesteśmy obserwowani przez sam reżim.
Ten artykuł czytasz w ramach bezpłatnego limitu

Z Janą Shostak, doktorką sztuki, aktywistką i reżyserką filmową, rozmawiają Julia Radziwiłł-Fido z "Wyborczej" i Olga Siemaszko, szefowa Białoruskiej Redakcji Radia Wnet. 

Julia Radziwiłł-Fido: Dawno nie było cię w mediach. Czym się ostatnio zajmujesz?

Jana Shostak: Ostatnio wychodzę z wypalenia aktywistycznego. Walczyłam ze stanami depresyjnymi. To ważne, żeby o tym mówić, bo media zazwyczaj pokazują tę lepszą i aktywniejszą stronę ciebie. Natomiast prawie wcale nie mówi się o przerwach pomiędzy krzykami, metaforycznie rzecz ujmując. Pewnie wynika to z nadaktywności pomocowej.

Cały czas współtworzę pomocową inicjatywę Partyzantka, którą kilka dni temu ministerstwo reżimu Łukaszenki określiło zgrupowaniem ekstremistycznym.

Cały czas pomagaliśmy, pomagamy i będziemy pomagać tym, którzy są zmuszeni do ucieczki z Białorusi z powodów politycznych, ale też od początku wojny w Ukrainie uchodźcom wojennym. To jest główny powód mojego ogólnego wykończenia - zbyt duże zaangażowanie.

Ale mam nadzieję, że teraz, kiedy zaczyna się wiosna, będzie czas na inne aktywności, nabiorę sił. Biorę też udział w warsztatach na festiwalu filmowym w Wiesbaden, gdzie kończę pracę nad moim pełnometrażowym filmem o roboczym tytule "Miss Polonia", który zaczęłam jeszcze przed pandemią. Jest to komediowe opowiadanie o tym, czym jest patriarchat.

Jana Shostak i jej "Krzyk dla Białorusi"

Olga Siemaszko: A jakie masz najbliższe aktywistyczne plany? Myślisz o jakichś działaniach dotyczących Ukrainy czy Białorusi?

J.S.: Chciałabym nie dać w Polsce zapomnieć o sytuacji w Białorusi i o nowo przybyłych z Ukrainy. Ważne, żebyśmy przestali traktować te osoby jako gości i gościnie, a zaczęli jako nowych obywateli i obywatelki Polski. W związku z tym stoi przed nami dużo wyzwań, a będzie ich coraz więcej. 

Chciałabym spróbować użyć muzyki - tworzę projekt w formie szeptanego rapu o rzeczach, o których nie wypada mówić na głos, związanych z osobami nowo przybyłymi z Białorusi i Ukrainy. 

Ostatnio przetłumaczyłam też stand-up dokumentalny, który pokazywałam w Polsce i będę pokazywać też w Niemczech. Ten stand-up wpisuje się w misję, która towarzyszy mi od 2020 roku [wyborów prezydenckich w Białorusi] - to znaczy szukanie sposobu, żeby mówić i opowiadać o sytuacji w Białorusi, żeby nie zapominać i próbować aktywizować osoby, które jeszcze nie słyszały albo nie do końca jeszcze rozumieją, jak ta sytuacja w Białorusi wygląda naprawdę. W ten sposób chcę też zwracać uwagę na to, żeby pomagać rodzinom więźniów politycznych oraz tym, którzy niedługo wyjdą z więzienia. 

Jest też teraz pora na formalizację naszej obywatelskiej inicjatywy Partyzanka, której kanał na Telegramie został uznany za ekstremistyczny. Udzielamy informacyjnego wsparcia osobom, które muszą uciekać. Zaczynałyśmy jako grupa kobiet o podwyższonym poczuciu sprawiedliwości i miałyśmy idealistyczne podejście, że będziemy pomagać w niematerialny sposób, czyli bez jakiegokolwiek obiegu finansowego. Teraz, po trzech latach, wiemy, że potrzebujemy formalizacji, żeby móc tworzyć zbiórki na dalszą działalność.

O.S.: Uznanie kanału za ekstremistyczny - co to oznacza dla was, dla ciebie?

J.S.: To przede wszystkim największa nagroda, którą dostałam w swoim życiu. Mówię to pół żartem, pół serio, ale w takim momencie rozumiesz, że idziesz w dobrym kierunku, skoro dla Łukaszenki jesteś ekstremistką.

To na pewno oznacza, że nie mogę wrócić do Białorusi. I jest też to dodatkowa motywacja, żeby się rozwijać i jakościowo pomagać jeszcze więcej. Jesteśmy obserwowani przez sam reżim.

To chyba tylko tyle. Każdy ma obawy, bo każdy ma część rodziny, która została w Białorusi i wiadomo, że prędzej czy później będą ich ścigać, więc te obawy są w takiej sytuacji większe. Z drugiej strony każdy z nas podjął decyzję w 2020 roku i nie ma zamiaru tego zmieniać. 

J.R.F.: Mówiłaś, że celem twojego aktywizmu jest to, żeby ludzie, którzy przyjeżdżają do Polski, stawali się częścią społeczności, a nie tylko gośćmi. Ty przyjechałaś tu w 2010 roku. Czy czujesz się częścią społeczności? Czy był taki moment, że poczułaś się u siebie?

J.S.: Myślę, że od początku. W takim duchu zostałam wychowana. Pochodzę z mniejszości polskiej, chodziłam w Grodnie do szkoły przy Związku Polaków na Białorusi, tam się uczyłam języka polskiego i o kulturze polskiej. Z babcią rozmawiałam w mieszanym języku polsko-białoruskim. Jak tylko przyjechałam do Polski, czułam się integralną częścią społeczeństwa.

Na polu zawodowym zawsze czułam się bardziej polską artystką niż białoruską. Dopiero w 2020 roku zaczęłam odzyskiwać białoruskie korzenie, więc moja repolonizacja odbyła się na odwrót.

Inicjatywa Partyzanka w Polsce

O.S.: A czym dzisiaj jest inicjatywa Partyzanka? Ilu macie aktywistów? Bo chyba jest to organizacja kobiet?

J.S.: Tak się złożyło, że większość z nas to kobiety, choć na początku było też z nami kilku mężczyzn. Partyzanka to przede wszystkim ruch obywatelski, który założyły osoby, które jesienią 2020 roku po wyborach w Białorusi, będąc tutaj, na terenie Polski, zrozumiały, że nie ma takiej wydolnej w stu procentach pomocy w strefie NGO i trzeba pomagać własnymi siłami na różne sposoby.

Stworzyłyśmy strukturę składającą się z dwunastu ministerstw. Było ministerstwo spraw wewnętrznych, czyli weryfikacja ludzi, którzy do nas trafiali i prosili o pomoc, było ministerstwo lekkiego przymusu, gdzie w Teatrze Komuna, który udzielił nam miejsca, zbierałyśmy ubrania - dzięki temu udało nam się ubrać około sześciu tysięcy osób.

Gazeta Uchodźców
CZYTAJ WIĘCEJ

Wsparcie finansowe dawało ministerstwo sponsoringu - chodziło o zakup leków czy opłacenie wizyty u lekarza. Było też ministerstwo gościnności, gdzie zbierałyśmy oferty ludzi, znajomych znajomych, którzy oferowali tymczasowe noclegi albo tanie wynajęcie mieszkań. To były osoby nie tylko z Białorusi, ale też z Polski i z Ukrainy. Mieliśmy też ministerstwo sprawiedliwości, dzięki któremu na pokładzie mamy prawniczkę, która stworzyła interpretację prawa w taki sposób, że na poziomie systemowym ludzie posiadający wizę humanitarną mają prawo do pracy. 

O.S.: Było też ministerstwo języka polskiego.

J.S.: Tak, ono polegało na znajdowaniu osób, które chciały pomagać uczyć języka polskiego. Udało nam się połączyć dwieście par uczeń - nauczyciel, część z nich ciągle ma ze sobą kontakt i się koleguje. Tu też udało nam się wytworzyć naturalną integrację poprzez łączenie ludzi z Polski i z Białorusi. Ja akurat byłam w departamencie krzyku. Nie chodziło tylko o mój performance, o minutę krzyku, ale też o to, żeby "dokrzykiwać" i rozmawiać z polską strażą graniczną, kiedy oni nie przydzielali przybyszom z Białorusi miejsca na kwarantannę, chociaż powinni byli to robić, albo gdy chodziło o push-backi.

Działo się tyle, że trudno było nadążyć z rejestrowaniem wszystkich spraw. Może po wygranych wyborach będzie czas na to, żeby zebrać wszystko, co zostało zrobione.

Obecnie działamy jako kanał na Telegramie, gdzie udzielamy pomocy poprzez informacje o życiu w Polsce, a część osób zajmuje się punktową pomocą dla rodzin więźniów politycznych oraz dla tych, którzy wychodzą z więzienia. 

J.R.F.: Czym jest wiza humanitarna i jaka jest procedura przyjazdu osób z Białorusi do Polski?

J.S.: Wiza humanitarna jest dawana do jednorazowego użytku w celu opuszczenia Białorusi. Osoba, która otrzymała taką wizę, może przyjechać do Polski i jeżeli chce, to może ubiegać się o ochronę międzynarodową.

Jana Shostak: Nie zapominajmy o sytuacji w Białorusi i o nowo przybyłych z Ukrainy

J.R.F.: Czy ta wiza jest bezterminowa? Czy żeby móc pracować w Polsce, potrzebujesz ochrony międzynarodowej? Jak to wygląda z przemieszczaniem się po Unii Europejskiej?

J.S.: Wiza humanitarna ma ważność, zazwyczaj dają ją na rok. Można z nią poruszać się po Unii Europejskiej i pracować, ale nie jest łatwo ją przedłużyć. Z tego powodu zazwyczaj sugerujemy Białorusinom, żeby starali się o status ochrony międzynarodowej. Akurat w tej kwestii osoby z Białorusi są w Polsce traktowane bardzo dobrze. To trzeba przyznać. Niejedna osoba z polsko-białoruskiej granicy marzyłaby o otrzymaniu takiej ochrony. W ciągu 3-6 miesięcy ludzie zazwyczaj otrzymują ochronę i pobyt tymczasowy, a po kilku latach mogą otrzymać stały pobyt. 

O.S.: A jaka jest obecna sytuacja z politycznymi migrantami z Białorusi tutaj w Polsce? Czy są jakieś problemy, które potrzebują prawnego rozwiązania?

J.S.: Teraz zdarzają się sytuacje, że komuś skończył się paszport i ta osoba nie chce dostać statusu ochrony międzynarodowej, ale nie może pójść do ambasady białoruskiej ani wrócić do Białorusi. To są problemy natury etycznej wśród ludzi z Białorusi, mają jakąś barierę, żeby ubiegać się o ten status. To jest raczej wyzwanie. Ale na razie polski rząd dobrze traktuje osoby z Białorusi.

J.R.F.: Jak można pomóc ci pomagać?

J.S.: To jest dobre pytanie, dziękuję. Przede wszystkim zapraszam do bezpośredniego kontaktu na Facebooku czy na Instagramie i informację, że ktoś chce dołączyć do naszej ekipy. Pomagać można w różny sposób, w tym bezpośrednio, jeśli ktoś będzie chciał poznać potrzeby rodzin więźniów politycznych. Tu możliwości wsparcia jest mnóstwo, można zaprosić kogoś na obiad albo sfinansować komuś wycieczkę, pomóc w szukaniu pokoju albo w praktyce polskiego... Te potrzeby ciągle istnieją. Można też dołączyć do grupy, która zbiera wolontariuszy. Działań i pracy jest dużo. 

J.R.F.: Czyli najważniejsze jest to, żeby pamiętać i nie zapominać, a kto chce, niech zgłasza się do ciebie albo na Telegramie na konto Partyzanki. 

**

Artykuł powstał w ramach „Re:framing Migrants in the European Media". Ten międzynarodowy projekt finansowany przez Komisję Europejską został stworzony, by opracować mechanizmy, które zapewnią odpowiednią reprezentację migrantom i uchodźcom w mediach w całej Europie.

Celem projektu jest pomoc mainstreamowym mediom w stworzeniu inkluzywnej i bezpiecznej przestrzeni do autoprezentacji dla migrantów i uchodźców. Na projekt składa się wiele publikacji i wydarzeń w różnych europejskich miastach. Jego koordynatorem jest European Cultural Foundation (Holandia). Poza "Gazetą Wyborczą" udział w nim biorą jeszcze: Eticas Foundation (Hiszpania), Here to Support (Holandia), ZEMOS98 (Hiszpania) i CoCulture (Niemcy).

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich.
Więcej
    Komentarze
    >> Ważne, żebyśmy przestali traktować te osoby jako gości i gościnie, tylko jako nowych obywateli i obywatelki Polski.

    Jako obywateli Polski traktować należy obywateli Polski. Etranżerów należy traktować jak etranżerów. Wydawało mi się to dosyć oczywiste. Jak ktoś się naturalizuje, to będzie traktowany jak obywatel, którym wszak wówczas będzie. Przy czym niekoniecznie wszyscy przyjeżdżający do Polski będą chcieli się naturalizować.
    @kr_okodyl
    Ciebie proponuję traktować jako obywatela putinolandu. Mentalność ta sama.
    już oceniałe(a)ś
    0
    12
    Shostak, może jednak Szostak??
    już oceniałe(a)ś
    10
    0
    Szostak jesli juz.
    już oceniałe(a)ś
    4
    0
    Przestańcie promować tę narcystyczną wariatkę.
    już oceniałe(a)ś
    6
    3
    Bardzo ważny głos w sprawie Białorusi. Podziwiam Pani walkę.
    @Freja7
    A ja podziwiam tych Białorusinów, którzy dzałając w Białorusi, walczą z reżimem.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0