Serce zostało w... Beskidzie Żywieckim. I tam, w Milówce, wydarzył się niezapomniany dzień, gdy 40 lat temu kupiłem zaniedbaną góralską chatę pod południowym szczytem Prusowa, na wysokości 950 m n.p.m., na przehybku szczytu niższego - w miejscu tak pięknym, że aż zniewalającym

Dziś jest to pełne odludzie, bo nieliczni górale umarli, młodsze pokolenie poszło w doliny, potem spłonęło parę chat. Wszystko zarasta i dziczeje, więc jest jeszcze piękniej.

Ciekawe jest to...

że mimo znacznej wysokości 200 m powyżej naszej chaty biją silne źródła. Mamy więc własny wodociąg źródlanej wody z naturalnym ciśnieniem grawitacyjnym! Dawniej w okolicy żyło dużo zwierząt. Mieliśmy siedlisko rysiów, a zdarzały się lata, że ze Słowacji przychodziły na Prusów niedźwiedzie, bo rozległy szczyt porasta gęstwina krzewów jagodowych. Bywało, że moja rodzina zajadała się na jednej kępie jagodami, a rodzina niedźwiedzia w bliskim sąsiedztwie. To już przeszłość, bo pojawił się jakiś robak i zjadł wysokie lasy sadzone jeszcze za Habsburgów. Teraz nasze góry są ogolone, zwierzyna poszła na słowacką stronę, ale za to pojawiają się watahy podrostków na quadach i zabijają ciszę natury.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze