Piękny, dumny kraj, którym nikt, no, prawie nikt, nie zawraca sobie głowy.

Słońce Islamu ma złote zęby, co widać, kiedy uśmiecha się szeroko i krzyczy: - Dokumient! Wsie paszporty podbite? Przygnębiający poranek. Szron na oknach, na plecach mrowienie. Drzwi do wagonu trzaskają co chwila. Ale już koniec, pociąg rusza. Słońce Islamu siada, odkłada czapkę, odchyla brudną firankę. A za firanką step - smutny kazachski step.

Słońce Islamu, czyli Nurislam pracuje na granicy rosyjsko-kazachskiej. Teraz fajrant. Fioletową od pieczątek ręką chwyci flaszkę. Zanim flaszka się skończy, a pociąg zatrzyma na stacji w Semey, powie: - Bez Mongolii i Mongołów nie ma Kazachstanu. Nie ma Azji Środkowej. Nie ma historii Rosji i Iranu. Wyruszyli w świat i zmienili go nie do poznania. A potem się rozpłynęli. Mongolia? Tam już nic nie ma!

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze