Pierwsze zakręty pokonuję z zaciśniętymi hamulcami, dopiero po kilkudziesięciu metrach nabieram nieco odwagi

Val di Fassa to rozciągnięta południkowo dolina we włoskim Trydencie, kilkadziesiąt kilometrów na wschód od Bolzano. Zatrzymujemy się w Moenie, mniej więcej w połowie drogi między Predazzo i Canazei, znanymi ośrodkami narciarskimi. Miasteczko ściąga turystów zmęczonych sierpniowym upałem południa kraju. Spotkać ich można na brzegu rzeki, w kawiarniach i lodziarniach przy głównym placu, w stromych zaułkach i eleganckich butikach...

***

Pierwszy dzień stoi pod znakiem roweru. Nieraz jeździłem po górach, ale nigdy w wysokich Alpach, czuję więc dreszczyk emocji. Rankiem w hotelu zjawia się William - chudy chłopak o wzroście koszykarza, w obcisłym stroju kolarskim. Udaje, że nie widzi moich wyświechtanych szortów i trampek, a ja skrzętnie ukrywam tremę. Idziemy do wypożyczalni. Dobrych rowerów w bród, przynajmniej pod tym kątem nie będziemy zanadto odstawać od naszego przewodnika.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze