Podobno w jeden dzień w Paryżu nic się nie zobaczy. Teraz wiem, że to nieprawda

W Croissy-sur-Seine zaczyna świtać. Z jesiennych oparów nad Sekwaną wyłaniają się kontury wysepki, widzę już zacumowaną przy brzegu ukwieconą barkę, w której pewnie ktoś mieszka. Już półtora wieku temu przypływała tu łodziami paryska bohema. Artyści pakowali sztalugi, szkicowniki, kajety i chwytali za wiosła. Rejs zakolami rzeki trwał kilka godzin - teraz z centrum stolicy na Wyspę Impresjonistów dotrzemy w kilkanaście minut.

Przedsiębiorcza żona pewnego szkutnika urządziła tu kiedyś restaurację, rozsławiła swą kuchnię i atmosferę kameralnego zakątka. Jej gośćmi byli m.in. Monet, Degas, Pissarro, Maupassant, a przede wszystkim Renoir. "Nigdzie indziej nie spotkałem tylu pięknych dziewcząt do pozowania" - zwierzył się kiedyś artysta.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze