Serce zostało na Kilimandżaro. 1 marca 2006 r. o godz. 5.38 czasu afrykańskiego wszedłem na ten szczyt (5895 m n.p.m.). Takiego wschodu słońca nie widziałem w życiu!

Wspinaczka kosztowała nas wiele wysiłku. Prowadzą tam dwie drogi: łatwiejsza - Coca-Cola, i trudniejsza - Machame Route lub Whisky Route. Przez sześć dni spaliśmy w namiotach (rozkładaliśmy je w trzech obozach), bez światła, wody, toalet... Na tej wysokości trudno zasnąć, nie ma się apetytu, prawie wcale się nie je. Szliśmy we trójkę, a z nami jeszcze 14 osób: dziesięciu tragarzy, przewodnik, jego asystent, kucharz, kelner. Dlaczego aż tylu? U wejścia do parku narodowego, gdzie rozpoczyna się wspinaczkę, stoi waga i żaden tragarz nie może dźwigać więcej niż 20 kg (przez tydzień, za 7 dol.; przewodnik dostaje 20 dol.).

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze