Od wielu lat stale pęcznieje mój notes z adresami i telefonami ludzi, których spotykam w Rosji. I powoli zamienia się też w zbiorową mogiłę kolegów.
Przeglądając go, czasem powtarzam w myśli: "Utopili, udusili, zmasakrowali młotkiem, zastrzelili". Nie usuwam tych ludzi. Chciałbym o nich pamiętać jak o żywych.
Z Łarisą Judiną spotkałem się jeszcze w przeddzień Dnia Kobiet w 1998 r. Przyjechała wtedy ze swojej dalekiej Kałmucji na zjazd Jabłoka pod Moskwę. Nawet nie wiem, czy należała do tej demokratycznej partii, czy była delegatem. Na pewno trafiła do niej nie po to, żeby głosować, przemawiać. Rozpaczliwie szukała ratunku.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze