Socjalistyczna prezydent Michelle Bachelet zamierza zmienić ordynację wyborczą, która od 25 lat krępuje demokrację chilijską. To ostatnia z pułapek, które w ustrój wmontował dawny dyktator gen. Augusto Pinochet.

- Prawo wyborcze to cierń wbity w serce naszej demokracji - oświadczyła prezydent Michelle Bachelet, ogłaszając projekt reformy. - To twór dyktatury, który żyje dalej dzięki ciągłemu wykluczaniu wyborców. Musimy to wreszcie zmienić.

Od przywrócenia demokracji w Chile w 1990 r. nie udawało się zreformować ordynacji, która skazuje główne siły polityczne na stały remis, niezależnie od wyniku głosowania. Decyzją gen. Pinocheta z 1980 r. kraj podzielono na 60 okręgów, w których wybiera się po dwóch posłów. Żeby zdobyć oba mandaty, partia musi uzyskać ponad 66 proc. głosów, co w praktyce prawie się nie zdarza. W przypadku słabszego zwycięstwa pierwszy mandat w okręgu przypada partii zwycięskiej, natomiast drugi automatycznie zdobywa ta, która zajęła drugie miejsce.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Michał Olszewski poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze