W sierpniu 2007 r. trwająca od zakończenia wojny w Iraku gigantyczna hossa na rynkach akcji zakończyła się wstrząsem. Giełdy przed krachem uratowały interwencje banków centralnych i obniżki stóp procentowych, ale kryzys i tak nabrał wymiaru globalnego

Na początku lata 2007 r. inwestorzy na GPW jeszcze ochoczo kupowali akcje, nieświadomi tego, że pod rynkami finansowymi tykała podłożona bomba. Do dziś bilans kryzysu dla posiadaczy akcji jest trudny do zaakceptowania, bo indeks 20 największych i najbardziej płynnych spółek na warszawskiej giełdzie WIG20 jest nadal niższy o 30 proc.

Jak doszło do kryzysu o takiej skali? Utrzymywane przez lata niskie stopy procentowe w USA doprowadziły tam do powstania bańki spekulacyjnej na rynku nieruchomości: ceny domów szły w górę w szybkim tempie - ponad 10 proc. w skali roku. Boom był napędzany nie tylko kredytami dla solidnych kredytobiorców, ale również dla osób, które miały niewielkie szanse na ich spłatę (tzw. NINJA - No Income, No Job, No Assets - bez dochodów, bez pracy i bez majątku).

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Komentarze