Polska jest nadal krajem o tożsamości i tradycji religijnej i katolickiej – tak twierdzi ks. Kazimierz Sowa w artykule „Czy Pałac wart jest mszy?" opublikowanym w piątkowej „Wyborczej". Ten czynnik tożsamościowy – jak pisze autor – „nie jest dziś decydujący, ale wystarczy, aby wybory wygrać (jeśli się umiejętnie podkreśli swoją kulturową łączność z elektoratem) lub sromotnie przegrać". Jego zdaniem Rafał Trzaskowski musi „spojrzeć na twarde fakty, a te wskazują, że z elektoratu katolickiego i prawicowego nie może zrezygnować, bo pogrzebie szanse na zwycięstwo".
Wszystkie komentarze
Dokładnie? Pominę już sam ten wyraz, używany bez sensu.
Proszę przyswoić dwie ostatnie grafiki. To znacząca rzecz, trochę przecząca tezie, że "religijni" mają mały wpływ na głosy Trzaskowskiego (na wybory).
Mają całkiem spory - potencjalnie aż 10% więcej wyborców jest w stanie przysporzyć głosów kandydatowi prawicy. Religijnemu z założenia.
A jeszcze Pan Autor, moim zdaniem, słabo uwzględnił problem frekwencji w wyborach. Fakt, że się interesujemy (bądź mniej) nie jest jednoznaczny z pojawieniem się przy urnie. A z dużym prawdopodobieństwem można założyć, że "religijni" będą mieć sporą przewagę.
Jeśli zatem wybory nie rozstrzygną się w pierwszej rundzie, do czego wszystkich namawiam (zwłaszcza kandydatów z wybujałym ego), to w drugiej może naprawdę być różnie. Bo najprawdopodobniej te 10% "religijnych" będzie mieć jednak duże znaczenie. Wydaje mi się, że jeśli ktoś nie poszedł na wybory w pierwszym terminie, a potencjalnie sprzyja demokratom, to zapewne nie pójdzie też w drugim. Szczególnie gdy będzie jakieś 10 -12% na korzyść Trzaskowskiego.
I odwrotnie - taka, a nawet większa różnica, na pewno spowoduje mobilizację po stronie Nawrockiego (czy kogo tam ostatecznie wystawią, bo ciągle mam wątpliwości, czy ten kandydat dotrwa).
Reasumując - chociaż teza, że "religijnych" ubywa z roku na rok jest jak najbardziej słuszna i oczywista, to jednak mają oni (religijni) wystarczającą "siłę", aby zdecydować, kto będzie prezydentem, kto będzie rządził. Pomimo faktu, że jest ich "tylko" 42%.
Połowa artykułu jest o frekwencji. Autor pisze, że to podstawowe wyzwanie jakie stoi przed Trzaskowskim: zwiększyć mobilizację wśród osób niereligijnych, wśród kobiet (dodam od siebie - zwłaszcza młodych kobiet), wyborców przed czterdziestką, wśród mieszkańców dużych miast.
Polskie społeczeństwo nie ma problemu z rozsądnym rozdzieleniem kościoła od państwa.
Oczywiście prawica histerycznie robi z każdego słowa aferę, ale politycy centro lewicy wreszcie muszą mieć jaja aby powiedzieć - wierzący mają prawo wierzyć i praktykować swoją religię, ale nie mają prawa do pieniędzy podatników. Wstrzymanie kasy budżetowej i przekaznie jej np. rok-w-rok na NFZ to nie jest walka z kościołem - to jest norma, z która większośc społeczeństwa będzie OK. To be się dobrze sprzedało marketingowo.
Tyle, że prawica mówi językiem emocjonalnym i szczuje, dzięki czemu dociera do większości i skutecznie wzbudza w niej podejrzliwość do KO i Lewicy.
A tymczasem KO i Lewica tłumaczy coś albo stale się usprawiedliwia jakimś językiem inteligenckim, który dociera do 30% elektoratu.
I dlatego powstaje wrażenie, że KO/Lewica jakoś "walczą" z kościołem.
Osobiście, uważam, że z kościołem fajnie byłoby na ostro, ale realia polskie póki co wymagają rozegrania tego umiejętnie.
Tak, tak ... o frekwencji...
Przecież wiadomo, że frekwencja zdecyduje, tak jak zdecydowała w sejmowych! Oczywista oczywistość.
Ja piszę o tym, że autor usiłuje zakłamać rzeczywistość, próbując dowodzić, że "religijni" mają niewielki wpływ na wynik i nie warto (nie potrzeba) o nich trochę zawalczyć. Zwłaszcza, że sam wskazuje, że wcale niemało "religijnych" znajduje się ogółem w TD i Lewicy! Że już o samym KO nie wspomnę. ;)
Lekceważenie ich, marginalizowanie, to prosta droga do częściowego odpływu tego elektoratu. I może "podkupienia" trochę z tych 21% pisowskich "niereligijnych". Szczególnie w przypadku wyborów prezydenckich.
Bo przecież prezydent ma być prezydentem wszystkich Polaków. Truizm, ale może wreszcie się spełni i będzie ktoś na miarę Kwaśniewskiego. Bo wszyscy następni nie byli! Nawet Komorowski, chociaż wielu uzna, że przesadzam.
koniecznie trzeba olać ingres nowego metropolity, który już ogłosił się politykierem i stwierdził, teraz już bezczelnie, że kościół katolicki musi być polityczny. On cały czas taki jest, ale teraz kler przedstawia to jako jego cnotę i powinność. Oczywiście to politykierstwo tylko w interesie okupantów z Watykanu.
nie interesuje nas zdanie celebryckiego KKatabasa który na siłe chce być fajnym ciepłym ksindzem! Nie dyskutowac w ogóle z mafią KK, bo mało kogo ich zdanie w jakieś kwestii interesuje! Czarna zarazo możecie co najwyżej Głosić miłosierdzie, pomagac ( za swoje o ile takie istnieją ) samotnym matkom, bezdomnym, molestowanym i traktowanym jak popychadła siostrzyczek, a od polityki i dzieci WARA!!!
Pan Sowa jest księdzem, więc jak ma się rozwijać i nadążać?
Kazimierz Sowa wtrąca się w kwestie, do których brak mu kompetencji - jest katolickim duchownym, a nie politykiem, dziennikarzem, socjologiem. Religia jest sprawą prywatną!!!
Publikacje rozważań na tematy polityczne i społeczne - to nie jest temat dla katolickich duchownych - ich kwestią są tylko i jedynie tematy poruszające kwestie duchownosci i wiary.
A właściwie jak RT demobilizuje swoją bazę? Tak konkretnie?
Jakakolwiek krytyka jego działań w ratuszu od razu przez otoczenie RT jest nazywana chodzeniem na pasku PiSu a krytycy, choćby nie wiem jak merytoryczni i życzliwie nastawieni są nazywani pisowcami. Sami "silni razem" i "soki z buraka" nie dadzą zwycięstwa, więc może nie warto wypychać poza własny elektorat osób, które są wyborcami, a nie wyznawcami.
Religijność mierzy się frekwencją w kościele?
Publikacje rozważań na tematy polityczne i społeczne - to nie jest temat dla katolickich duchownych - ich kwestią są tylko i jedynie tematy poruszające kwestie duchownosci i wiary.
Dość wtrącania się kleru do polityki, dość gromadzenia majątków kosztem społeczeństwa. Wystarczy, że 10.000 emisariuszy Watykanu utrzymywanych jest przez wszystkich polskich podatników. W przeciwieństwie do Unii - Watykan nic nie daje, ale lenno pobiera. Pora wstać z kolan!
Rozdzial sacrum od profanum jest fundamentem i gwarancją demokratycznego panstawa. Realny rozdział kościała od państwa to finansowanie kościołów przez ich wyznawców, a nie wszystkich podatników, opłacanie PIT, VAT ( od usług religijnych, darowizn i tacy) ZUS, zrównanie z innymi podmiotami, a w przypadku polskiego kk zwrot państwu uwłaszczonego majątku.
Kościół katolicki w Polsce majątek zbudował głównie na uwłaszczeniach. Uwłaszczenie na cudzym majątku niezgodne jest nawet z dwoma przykazaniami dekalogu - 7. Nie kradnij i 10. [ nie pożądaj] ani żadnej rzeczy, która jego jest!
Już po 1945r polski kościół rzymsko-katolicki przejął dziesiątki tysięcy nieruchomości poewangelickich na Ziemiach Zachodnich i Północnych - nie tylko kościoły, ale też plebanie, dawne szkoły etc.
Kościół katolicki grabił mienie protestantów również na terenach byłej II RP - komunistyczne władze pozwoliły za grosze przejąć tysiące zajętych siłą ewangelickich nieruchomości.
Kościół katolicki w Polsce jest drugim po Skarbie Państwa - NAJWIĘKSZYM właścicielem ziemskim i jednym z największych narodowych deweloperów. W Niemczech parafie budują mieszkania na tani wynajem dla wiernych - proszę wskazać przykład katolickiego społecznego budownictwa w Polsce???!!!
Kościoł katolicki, a w Polsce w szczególności uwielbia bogactwo i przepych. Nie ma to nic wspólnego z wiarą, bo świątynie protestanckie wolne są od złota i obrazów.
Zakłamany jak katolik - twierdza nie tylko ateiści, ale wierzący w tego samego boga protestanci.
Jak pisał Hrabal "Największą firmą jest kościół katolicki, który handluje czymś czego nikt nigdy nie widział, czego nikt nigdy nie dotknął, jak świat światem nigdy tego nie spotkał, i to jest właśnie to, co nazywamy Bogiem."
Ksiezy w Polsce jest nie 10.000, ale ok 33.000. Tylu darmozjadow utrzymujemy.
Plus 15 600 sióstr żyjących w zgromadzeniach, wg Instytutu Statystyki Kościoła Katolickiego „Annuarium Statisticum Ecclesia in Polonia”. Na szczęście, nie wiedzieć czemu, emerytury kobiet nie są tak okazałe jak mężczyzn. Tzn ja wiedzieć czemu ale nie powiedzieć.
Niby kto próbował? Stalin? Zobacz jak wygląda jego Rosja teraz. Ciemnogród aż kwitnie. Religia jak dotąd niszczy się sama i zmierza po równi pochyłej. Wiesz co to takiego? Pewnie nie, bo chodziłeś na religię, zamiast na fizykę.
masz rację, nie uda nam się bo wy to zrobicie szybciej i lepiej
Po pierwsze, co to znaczy kościół? Proboszcz? Wikary? Papież? Ryś czy Jędraszewski? Przecież każdy z nich mówi zupełnie co innego. Po drugie można być religijnym, ale nie akceptować kościoła z mnóstwa powodów, daruję sobie wyliczanie co bardziej drastycznych. Wreszcie kościół dla religijnego, ale poza tym normalnego człowieka nie jest jedyną "busolą". Nie musi być nawet najważniejszą.
Oczywiście nikomu nawet nie przyjdzie do głowy wyobrażać sobie, że każdy religijny swój krzyżyk postawi tam, gdzie mu jakaś wielka kościelna łapa wskaże. Mowa jest jedynie o jakimś wpływie. Prawdziwe pytanie brzmi: jaki jest ten wpływ? Czy jak kościół katolicki w Polsce zapisał się do PiS, to PiS zyskał na tym 3%, czy raczej 5%? A może 2% stracił? No bo przecież sam kościół latami dość głośno mówił, że polityką zajmować się nie powinien, a jak się zajmuje, to źle. Bo już nie raz się sparzył i oberwał po wyszorowanych, ale czy czystych łapach.
Pan Sowa mówi, co wie, a wiedzę ma raczej korporacyjną. Mówi, jak trzeba i jak go nauczyli, a nie, jak jest.
Chciałbym, żeby pan Machowski policzył mi, ile też pp poparcia kościół ma do wyłącznej dyspozycji, a najlepiej w zależności od tego, na kogo wskaże. Na pewno nie wystarczy odniesienie aktywności wyborczej do najprostszych wskaźników - nawet nie wiadomo, czy religijności, bo nie jest religijnością banalna częstość praktyk. I jako się rzekło nie każda religijność oznacza tępe podporządkowanie się kościołowi.
Bardzo zgadzam się zwłaszcza z ostatnim akapitem. Są osoby (np. tu równolegle wypowiada się użytkownik, który ma kompletnego antykościelnego świra), które widzą rękę kościoła we wszystkim. Gdyby był on tak wszechmocny (pun intended), to mielibyśmy tu Afganistan albo co najmniej Iran. Ale nie mamy.
Kościół jak najbardziej ma jakiś wpływ, ale polega on najczęściej na wzmacnianiu czy też kapitalizacji na -- powiedzmy nieco ironicznie -- mądrości ludowej, a nie w 100% na jej tworzeniu. Jest tak w krajach katolickich od wieków. Różni sztywniacy ;P zawsze wytykają ludowi hipokryzję, bo ten nie żyje wg przykazań kościoła, a potem do niego idzie. Tak jest od stuleci, w Hiszpanii, Włoszech czy Francji itd. Decameron sobie, Don Juan sobie, francuski pocałunek sobie, a kościół sobie. I jakoś się życie toczy bez OCD ;P
Sorry za frywolny ton.