Prof. Andrzej Pilc, farmakolog, pracuje w Instytucie Farmakologii PAN oraz w Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jest członkiem PAU oraz PAN. Hobbystycznie zajmuje się naukometrią, w 2002 r. był autorem pierwszego rankingu cytowań polskich uczonych pt. "Królowie Nauki" ("Wprost" 7 kwietnia 2002 r.).
Ministerstwo nauki przygotowuje nowy projekt Ustawy o Polskiej Akademii Nauk (PAN), któremu sprzeciwia się środowisko Akademii i nie tylko. Prof. Ewa Łętowska proponuje, by przed reformowaniem tej instytucji opracować Białą Księgę o PAN ["Ustawa o PAN. O co naprawdę tu chodzi?", "Gazeta Wyborcza" 13.08.2024]. To ma dużo sensu.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Porównywanie liczby publikacji całej wielotysięcznej organizacji, np. PAN vs. UJ, bez uwzględnienia liczby badaczy, struktury ich rozwoju (ilu profesorów vs. magistrów) i czasu poświęcanego realnie na badania (a z mojego doświadczenia na uczelni to nie jest nawet 50%), struktury tematów badawczych (w różnych dziedzinach publikacja wymaga różnych nakładów ludzi, czasu i pieniędzy) nie ma żadnego sensu.
Podobnie, epatowanie 700 mld przychodu to tylko próba olśnienia wielkimi liczbami, bo ten przychód dotyczy firmy produkującej ostatecznie lek, a nie PAN. A między badaniami w PAN a sprzedażą w aptece są jeszcze badania kliniczne, które kosztują setki milionów dolarów i może się uczciwie okazać, że jednak z leku nici, bo wprawdzie depresję leczy, ale za to rozregulowuje rytm serca albo cokolwiek. Nie wspominając już, że potem trzeba ten lek produkować, dystrybuować, rozgłosić w środowisku itd. Dlatego *przychód* to liczba bez wartości, dopóki nie znamy kosztów, tych do poniesienia z góry i tych stałych na etapie stosowania, i nie znamy szansy sukcesu. Są powody, dla których firmy farmaceutyczne są takie duże i obracają takimi pieniędzmi, i to jednak na ogół nie są efekty manipulacji rynkiem i legislacją - po prostu trzeba móc rozłożyć ryzyko po iluś dużych projektach... Ta kwota ma się do PAN kompletnie nijak i nic do dyskusji nie wnosi.
Różnica zatrudnienia między PAN a UJ to raptem 350 osób. To one "wyrobiły" te 90 tys. cytowań, którym PAN góruje nad UJ?
Pewnie nie. Raczej stawiałbym na np. fakt, że UJ prowadzi raczej sporo dydaktyki, która pochłania czas i energię zatrudnionych, podczas gdy w PAN w zasadzie tego nie ma (nie, szkoły doktoranckie to zupełnie nie ten rząd zaangażowania zasobów). Albo fakt, że łatwiej się wypracowuje cytowania, gdy jest się doświadczonym badaczem ze stażem i kontaktami, niż młodym doktorem - a w PAN procent profesorów i habilitowanych jest wyższy niż na uczelniach.
Naprawdę Polska potrzebuje tych cytowań? Celem istnienia PAN jest wyfedrowanie 190 tys. cytowań?
Inżynier Mamoń: No i panie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, my płacimy. To są nasze pieniądze proszę pana. Społeczeństwo.
Co nie zmienia faktu, że wyniki naukowe PAN są lepsze od każdej polskiej szkoły wyższej.
Poniżej pewnego minimalnego poziomu nakładów na badania nie ma innego racjonalnego sposobu ich wykorzystania niż wydanie 100% na budowę perpetuum mobile. Na tym powinniśmy się skupić.
Patrząc na rankingowe lokaty rodzimych szkół wyższych jakoś nie umiem się rozradować tym, że PAN jest od nich lepsza. Mógłbym się wyzłośliwić i dodać: nawet PAN. Ale nie powiem tak z szacunku do tej instytucji. Szacunek nie wyklucza spojrzenia krytycznego, sądzę.
Niech osoby z instytutów PAN poprowadzą choć przez semestr zajęcia ze studentami (w tym w weekendy studia zaoczne), niech poprowadzą kilka prac dyplomowych, niech przeprowadza kilka sesji egz. Wtedy wrócimy do dyskusji.
Niestety nie, to nie jest rzeczowy argument, tylko manipulacja liczbami. Porównywanie liczby publikacji całej wielotysięcznej organizacji, bez uwzględnienia liczby badaczy, struktury ich rozwoju (ilu profesorów vs. magistrów) i czasu poświęcanego realnie na badania (a z mojego doświadczenia na uczelni to nie jest nawet 50%) nie ma żadnego sensu. Podobnie, epatowanie 700 mld przychodu to tylko próba olśnienia wielkimi liczbami, bo ten przychód dotyczy firmy produkującej ostatecznie lek, a nie PAN. A między badaniami w PAN a sprzedażą w aptece są jeszcze badania kliniczne, które kosztują setki milionów dolarów i może się uczciwie okazać, że jednak z leku nici, bo wprawdzie depresję leczy, ale za to rozregulowuje rytm serca albo cokolwiek. Nie wspominając już, że potem trzeba ten lek produkować, dystrybuować, rozgłosić w środowisku itd. Dlatego *przychód* to liczba bez wartości, dopóki nie znamy kosztów, tych do poniesienia z góry i tych stałych na etapie stosowania, i nie znamy szansy sukcesu.
W Instytutach działają szkoły doktorskie, prowadzone są zajęcia dla doktorantów, a wielu naukowców z PAN prowadzi też zajęcia na uczelniach
Zapewne dlatego nie wspiera się procesu od badań naukowych do patentów, bo w Polsce to się nie opłaca. Za to innym krajom się opłaca i z badań naszych naukowców korzystają. Ale w Polsce od razu kręci się nosem
To nie jest kwestia patentów, wniosek patentowy sobie można złożyć na pałę i patent dostać, ale to jeszcze nie znaczy, że on jest cokolwiek warty. Wiem, bo kilku jestem współautorem. ;)
Przy wprowadzaniu leków do użytku problem polega na gigantycznych kosztach, bo trzeba przeprowadzić kilka serii dużych i dobrze pozabezpieczanych badań na ludziach, a to kosztuje. Żadne państwo się tym nie zajmuje, bo ich po prostu na to nie stać. (!) To robią wielkie koncerny, które są w stanie prowadzić równolegle wiele takich badań i rozkłądać ryzyko finansowe - bo większość badań klinicznych kończy się niepowodzeniem, zysk na tych pozytywnych musi pokryć koszty tych negatywnych. I wskazywanie na hipotetyczny *przychód* z produkcji takiego leku w kontekście PAN jest kompletną demagogią. Gdzie w tym obrazie koszty tych innych nieudanych badań? Gdzie koszty produkcji, logistyki, szkoleń lekarzy, rezerwa na ew. odszkodowania? PAN by to miał ogarniać?
"wielu naukowców z PAN prowadzi też zajęcia na uczelniach" - w ramach etatu w PAN??? A to nowość.
Ale za zajęcia na uczelniach dostają dodatkowe wynagrodzenie i nie jest to ich etatowe zajęcie. W ramach kontraktu w PAN powinni wyłącznie zajmować się nauką, dlatego porównywanie Akademii do uczelni powinno być dokonywane z uwzględnieniem tej specyfiki.
Np. Czarnek umieścił w rankingu czasopisma takie jak biuletyn absolwentów KUL, bo do niego pisał. No i wszyscy humaniści z takiej listy byli rozliczani
Nalezy tez chyba poczekac chwile, az zobaczymy te "700 miliardów przychodu", albo przynajmniej pierwsze miliardy wplywajace dzieki sprzedazy tego nowego leku. Bez tego jest opowiesc nieco jak o Czerwonym Kapturku, i tak na razie nalezy ja traktowac.
Juz mowie, dlaczego "trzeba reformować Polską Akademię Nauk".
Otoz dlatego wlasnie, ze tym rankingu 44 i krajow i terytoriow PAN jest na miejscu 77. DOPIERO na miejscu 77. Dzieje sie tak zapewne dlatego, ze niektore instytuty PAN sa naprawde instytucjami na poziomie absolutnie swiatowym, inne zas to wstyd dla nauki, wszelakiej, nie tylko polskiej. Nalezy wiec stworzyc warunki, ktore beda promowac jakosc do tego stopnia, zeby wszystkie instytuty PAN byly bardzo dobre, a nie tylko sredniawe. Zeby zatrudnianie kazdego szefa zespolu w kazdym instytucie bylo przemyslane i polegalo na dazeniu do polepszenia jakosci badan, a nie opieralo sie na kumoterstwie i znajomosciach.
Bo jest tak, jak dokladnie Autor podaje w swoim przykladzie: gdyby Polska zdobyla proporcjonalnie tyle samo medali, co licząca 5 milionów ludności Nowa Zelandia, czyli 140 medali, w tym 70 złotych, to nikt by nie chcail reformowac organizacji polskiego sportu. Polska nauka jest zapewne niewiele blizej tych "140 medali, w tym 70 złotych", niz polski sport, i dlatego trzeba probowac ja reformowac. I to nie chodzi tylko o PAN, a o calosc szkolnictwa wyzszego i instytucji naukowych.
Natomiast co bardzo wazne, to ze nie ma szans na zadna poprawe, niezaleznie od tego, co sie zreformuje i jak, jesli na nauke nie przeznaczy sie znaczaco wiekszej ilosci pieniedzy. Dlatego tez zrozumienie ostatniego akapitu tekstu jest absolutnie kluczowe, i wlasnie w tym kierunku nalezy zmierzac.
Rozumiem jednak, że ministerstwo (w części, nie wiem jakiej?) finansuje PAN, więc powinno pilnować by pieniądze publiczne nie były marnowane.
Kierownictwo PAN doskonale wie, które z 69 samodzielnych instytutów prowadzą badania na światowym poziomie, a które udają, że robią coś pożytecznego. Należy odpowiedzieć na pytanie, czy kierownictowo PAN jest zdolne do wzięcia "do galopu" pracownikow tych drugich instytutów, czy przymyka oczy, bo jednak kiedyś mieli osiągnięcia, bo są zaprzyjaźnieni lub na przeszkodzie stoi prawo, itp.
Rolą ministwrstwa mogło by być moim zdaniem zmuszenie PANu do corocznej likwidacji np. jednego najgorszych samodzielnych instytutów PANu i powołanie w ich miejsce zupełnie nowego instytutu lub wymiany całej kadry kierowniczej w tym instytucie.
W uczelniach wyższych nie można zostać wybrany np. dziekanem, jeżeli kadencja wybranego dziekana kończyłaby się w wieku emerytalnym. Czy przy wyborze na stanowiska kierownicze w PANie jest podobnie? Uważam, ża tak powinno być.
Być może inne (lub podobne) zasady mogłyby zwiększyć osiągnięcia tej instytucji.
Przeglądając listę instytutów naukowych zauważyłem ze zdziwieniem, że nie na nim instytutu, a przynajmniej nazwy instytutu odpowiadjącej drugiemu słowu w angielksim skrócie ICT (Information and Communication Technologies). Są co prawda dwa instytuty z nazwą informatyka, ale Information Technoligies i Communication Technologies obejmują w części podobny zakres nauki, ale nie ten sam.
ale skoro to on i jego urzędnicy dystrybuują publiczne pieniądze na utrzymanie PAN, to powinien się orientować "czym zajmuje się PAN" i może w związku z tą wiedzą powinien tę organizację reformować?