Tak się przypadkiem składa, że też musiałam się kiedyś zabarykadować w łazience. Jak w opowieści Marcina Kąckiego, tylko że w mojej historii to ja byłam ofiarą. Do łazienki uciekłam przed byłym chłopakiem, który chciał mnie zgwałcić. Głośno krzyczałam, licząc, że pomogą mi sąsiedzi lub przechodnie pod blokiem, ale nikt nie zareagował.
Gdy to wspominam, nawet po latach czuję gwałtowny skurcz w brzuchu, a czytając ten fragment u Kąckiego, po prostu się popłakałam. Nie śmieszyła mnie opowieść o wspinaniu się po balkonach, bo ja czułam w niej grozę. Skoro facet był na tyle pijany i silny, że może zrobić coś takiego, to co się stanie, gdy sforsuje te ostatnie drzwi do łazienki?
Wróciłam kiedyś boso z warszawskiej Chomiczówki na Żoliborz, trzymając rękoma przód sukienki, bo buty i guziki straciłam w walce z gwałcicielem. Wygranej w tym sensie, że do gwałtu nie doszło. Ale został mi po niej wstyd tak ogromny, że nikomu nie powiedziałam o tej sytuacji przez następne 20 lat.
Wydaje mi się, że rozumiem ofiary przemocy seksualnej, a na pewno czuję wobec nich bardzo silną empatię. Chciałabym, żeby "Wyborcza" była miejscem, w którym prawa ofiar są szanowane i w którym pokazujemy ich perspektywę.
W tekście Marcina Kąckiego tego zabrakło. Przepraszam za to, powinniśmy jako redaktorzy o to zadbać. Bardzo ważne są dla mnie głosy ofiar Marcina, które opisał w swoim tekście. Jedną z nich jest Karolina Rogaska, która w sobotę zamieściła na Facebooku obszerny wpis na ten temat.
Potępiam napastliwe zachowania Marcina, ale jednocześnie doceniam jego przeprosiny i wstyd, które uważam za szczere. Nikt poza nim się publicznie nie kaja. A przecież wielu mężczyzn ma takie historie na koncie. Może jestem naiwna, ale liczę na to, że po tekście Kąckiego kogoś jeszcze ruszy sumienie i może postara się powiedzieć choćby to proste "rozumiem, przepraszam".
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
A po co?! Nabrał wartości jak wino, jeśli przestanie chlać to będą z niego ludzie.
I to yło chyba jedyne szczere zdanie w tym wyrzygu
Gdzie on przeprasza, skoro pisze, że nic by nie zmienił?!
W punkt.
Bardzo trafny komentarz!
Dziękuje, ze miałeś odwagę to napisać.
Dziś okazuje się, że zabrakło w nim empatii. Szkoda, że dopiero po tym jak odezwała się ofiara.
Naprawdę będziecie próbować teraz wmawiać czytelnikom, że do Waszej redakcji nie dotarła wiadomość za co Marcin Kącki został usunięty z PSR? I że daliście mu przestrzeń na wybielenie się zanim sprawa "wypłynęła"?
Nikt o zdrowych zmysłach nie nabierze się na to, że jego przeprosiny są szczere.
No nie wiem, mój odbiór zmieniły szczegóły z wypowiedzi tej ofiary. Po samym artykule Kąckiego nie domyślałem się, że chodziło aż o takie rzeczy. No mówiąc wprost, to było przestępstwo.
"Naprawdę będziecie próbować teraz wmawiać czytelnikom, że do Waszej redakcji nie dotarła wiadomość za co Marcin Kącki został usunięty z PSR? I że daliście mu przestrzeń na wybielenie się zanim sprawa "wypłynęła"?" dokładnie nad tym samym się zastanawiam. Ogromny minus dla redakcji
Bo nie wiedzieli. PSR zawiesiła Kąckiego PO publikacji jego tekstu przez GW i wpisie Facebookowym pani Rogaskiej.
Bo to nie był tekst z przeprosinami, tylko o tym, że zachęca innych do tego, a sam, na miarę (niewielkich) umiejętności już to zrobił.
Najlepej nic nie puszczac do druku. Tylko to z czym sie zgadzamy. Przynajmniej nie trzeba bedzie rozmawiac, pisac i glowa nie rozboli.
"Artykuł ma tylko jedną wadę - powinien być książką. Dawałabym ją w prezencie wszystkim kolegom i koleżankom." ????
no pięknie, coraz piękniej
Kiedy czytam te nieprzeprosiny redakcji i uświadamiam sobie jak dalece oni nie mają właściwego procesu redakcyjnego (człowiek to wiedział bo widział te wszystkie guaniane artykuły a wciąż wypiera) - zaczynam widzieć potężny problem systemowy.
Polecam tu komentarz Małgorzaty Halber na Facebooku, uderza w nim, że problemem głównym nawet nie jest sam Kącki ale tzw. środowisko. Rozwinę tylko ważną rzecz już poruszoną przez Halber: sprawa jest niestety szersza i nie ogranicza się do kwestii męskie środowisko kontra biedne młode kobiety. To jest prostsze, to po prostu doświadczona grupa koleżeńska kontra reszta, zwłaszcza ci bez pozycji i dorobku, którzy chcieliby tymi dziennikarzami zostać lub są od nich zależni.
Oczywiście, młode kobiety bez ustosunkowanych rodziców, najlepiej z tzw. głębokiej prowincji to grupa szczególnie podatna, pewnie nawet bardziej niż młodzi mężczyźni bez ustosunkowanych rodziców i z tejże prowincji. Niemniej pamiętajmy, że mechanizmy opresji nie będą się ograniczać do mizoginii czy (jak się oskarża) napastowania młodych kobiet przez Pana z Pozycją. Tych mechanizmów będzie znacznie więcej, będą też agresorki itd. itp.
Problem jest większy. Nie znam dokładnie standardów tej grupy dziennikarskiej ale one są w sposób oczywisty mocno zwichrowane i skupione na bombastycznym ego - i dotyczy to wielu stron. Polecam zobaczyć program zajęć tej całej szkoły reportażu, gdzie lwia część lektur to dzieła prowadzących i ich znajomków - przecież to już jest pokaz buchającego kolesiostwa.
Całe to środowisko ma wiele do przepracowania i nie mam pewności czy zdoła wypracować w pełni zadowalające standardy. Zobaczymy kolejne dni.
PS Obecnych czasy to nie tylko upadek redakcji papierowych ale i rozkwit nowych mediów. Może tu szansa, choć mam wątpliwości.
To nie jest problem tylko tego środowiska. To szerszy polski problem z brakiem umiejętności pracy zespołowej i zarządzania zespołami. Wiara w to, że zarządzanie jest równoznaczne ze zrzucaniem roboty na innych, a motywacja i krytyka z darciem mordy.
Rozmyślam nad tym od lat i sądzę, że winny jest zwyczajnie brak jakiejkolwiek praktyki. U nas w szkołach nie pracuje się w grupach prawie nad niczym. Ba, "praca w grupie" to eufemizm na ściąganie. Na studiach też się mało pracuje w grupach. A potem awans dostaje się za staż i osiągnięcia indywidualne ewentualnie. Tak samo jest w wielu instytucjach, w firmach, na uczelniach, w instytucjach państwowych.