Po rozpoczęciu rosyjskiej agresji w Ukrainie zarówno obóz rządzący w Polsce, jak i opozycja opowiedziały się zdecydowanie za pomocą dla zaatakowanego sąsiada. Nie widać było co prawda współpracy między ugrupowaniami wspierającymi rząd i opozycyjnymi, ale spory dotyczyły tego, kto jest bardziej wiarygodnym sojusznikiem Kijowa, kto zaproponuje twardsze sankcje dla Rosji i kto przez zakup surowców energetycznych wzmacniał wojenny potencjał Putina. Zarówno PiS, jak i opozycja opowiadają się za jak najszybszym przyjęciem Ukrainy do Unii Europejskiej i NATO.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
Po pierwsze, rolnictwo. Przedsmak ukraińskiej konkurencji mamy, jednak na razie nie uderza ona w interesy głównych producentów rolnych - Francji, Holandii, Niemiec. Gdy uderzy, miesiąc miodowy się skończy. Przypomnę tylko, że gdy do ówczesnej EWG przyjmowano Hiszpanię, Włosi wymusili wycięcie tam tysięcy hektarów gajów oliwnych, żeby hiszpańska oliwa nie konkurowała z włoską. A Francja stała rok w protestach w obawie przed hiszpańskimi owocami i warzywami, które nie dość że dojrzewają wcześniej niż francuskie, to jeszcze dojrzewają taniej, bo praca w hiszpańskim rolnictwie była i jest tańsza niż we francuskim. Też sprawę załatwiono ograniczeniem produkcji. Zatem albo Ukraina trwale wyłączy z produkcji 3/4 areału, albo nie będzie rozmowy.
Po drugie, Ukraina jest krajem ludnym, a w UE siła głosu zależy od populacji. Nikt wprawdzie nie wie, ilu mieszkańców liczy dziś faktycznie Ukraina, bo szacunki wahają się między 25 a 40 milionami, ale i tak jest to kraj duży którego wejście do UE odebrałoby monopol władzy Francji i Niemcom. Zatem prawdopodobnie negocjacje akcesyjne z Ukrainą będą wyglądać tak jak z Turcją - 40 lat rozmów i już połowa rozdziałów zamknięta. Na koniec we Francji będzie wymagane referendum w sprawie akcesji Ukrainy (po dużym rozszerzeniu UE z 2004 r. zmieniono tam konstytucję dodając ten wymóg referendum), a na poparcie w nim dla Ukrainy nie ma raczej co liczyć.
Po trzecie, jest jeszcze czynnik kulturowy - w kuluarach Brukseli słychać, że po doświadczeniach z Grecją, Bułgarią i Rumunią nie chcą w Unii kolejnych krajów prawoslawnych z endemiczną korupcją. Póki co to blokuje perspektywę członkostwa Serbii, ale Ukrainę zablokuje tym bardziej.
Red. Gadomski radzi, aby Polska położyła laskę na własne rolnictwo i nie przejmowała się, że polskie gospodarstwa przegrają z ukraińskimi latfundiami. Trzeba się cieszyć, bo żarcie będzie wtedy tańsze. Trzeba przyznać, że to pogląd wielce oryginalny, na skalę nie tylko europejską, ale nawet światową.
'Na koniec we Francji będzie wymagane referendum w sprawie akcesji Ukrainy (po dużym rozszerzeniu UE z 2004 r. zmieniono tam konstytucję dodając ten wymóg referendum), a na poparcie w nim dla Ukrainy nie ma raczej co liczyć'
Cóz, jeśli tak to faktycznie jest chyba pozamiatane. Sporo osób tutaj zachwyca się jak to Francuzi potrafią walczyć o swoje wygodne życie. Owszem... ale nie tylko z libkami :-)))
'Piszę na tych forach od czasu, gdy temat członkostwa Ukrainy w UE się pojawił, że Ukraina do Unii nie wejdzie, i zbieracza to masę minusów.'
Znam ten ból. W ogóle większość dyskusji w naszym internecie to jakiś kabaret, także na tym forum. Przed 2022 zachwycano się tym że Wybitny Twórca Dostojewski poznał się na Polaczkach i odpowiednio przedstawił ich w swoich dziełach. Potem nagle chciano palić jego książki, a jakiekolwiek próby protestu były kwitowane propozycją udania się tam gdzie ruskij korablj.
Ukraina może wyżywić cała Europę...
No z UE już jest pozamiatane. UE przetrwa TYLKO pod warunkiem FEDERALIZACJI...Na co Francuzi się oczywiście nie zgodzą..Chińczycy z Rosjanami VERY HAPPY.
Cóż, jest inna wspólnota gospodarcza, która bardzo chętnie przyjmie do siebie Ukrainę z jej rolnictwem, bo ich potrzebuje.
TomiK
Oczywiście, że Ukraina do unii wejdzie. Wszystko jest kwestią czasu.
Do pewnego stopnia przewagę ukraińskiego rolnictwa uda się zmitygować wymuszając na Ukrainie stosowanie się do europejskich norm. Norm, jak piszę obok, bardzo wyśrubowanych - świadomie, także po to, aby chronić unijnych producentów rolnych przed importem spoza UE.
To nie rozwiąże całego problemu, ale choć trochę zmniejszy jego intensywność.
Czy Ukraina wtedy wezmie takze na utrzymanie te miliony europejskich rolnikow, ktorzy straca prace w wyniku zalewu rynku przez produkty ze Wschodu, po dumpingowej cenie ?!....
Tak ?....Ale czy Ukraina moze jednoczesnie wziac na utrzymanie te miliony europejskich rolnikow, ktorzy w wyniku dumpingu ze Wschodu straciliby prace ?!....
Przepraszam za przypadkowe zdublowanie komentarza (!)...
bredzisz trollu
nie może
Jeśli nam się udało, to uda się także Ukrainie.
Widać, że historie rozszerzeń EU studiowałeś pobieżnie. Rolnictwo jest oczkiem w głowie Francuzów czy Włochów, ale mając taką Ukrainę w rodzinie można też wyżywić sporą cześć arabskich czy afrykańskich rynków, ale także Rosji (!). Zachodnie firmy chętnie by tutaj robiły za pośredników, nie mówiąc już o inwestycjach w przetwórstwo rolno-spożywcze. Francuzi właśnie inwestują swoją broń na Ukrainie - będą oczekiwali zwrotu z tej inwestycji…
Dumping polega na sprzedaży poniżej kosztów produkcji w celu eliminacji konkurencji. Tymczasem ukraińskie rolnictwo jest po prostu nadzwyczaj produktywne.
Owszem, Polska ma interes we spieraniu niezależnej Ukrainy - z tym, że to po pierwsze nie oznacza oddania Ukrainie ostatniej koszuli, a po drugie, jeżeli polskie poparcie ma być trwale, to musi opierać się na szerokim konsensusie społecznym. Szerokie otwarcie polskiego rynku na towary rolne ukraińskie oznacza potężne kłopoty dla polskich rolników. A to jest najliczniejsza grupa społeczna w Polsce - co prawda z rolnictwa bezpośrednio utrzymuje się tylko 10 proc. Polaków, ale to są osoby opiniotwórcze i liderzy w społeczności wiejskiej - a ta stanowi 40 proc. ludności Polski. Zlekceważenie interesu rolników oznacza nie tylko potężne kłopoty społeczno-polityczne w Polsce, ale i podważenie ogólnego konsensusu wsparcia Polski dla Ukrainy. Z pewnością bowiem nie zabraknie marginalnych dzisiaj ruchów politycznych, które będą chciały wykorzystać antyukraiński resentyment.
"Nie wiemy, co dziś politycy w Kijowie myślą o polskiej reakcji na eksport ukraińskich produktów rolnych, ale sądzę, że są trochę rozczarowani i zastanawiają się, czy Polska rzeczywiście będzie ich najważniejszym sojusznikiem w drodze do Unii."
Dziwię się, że w dobie Internetu i gugletranslatora, ogółowi polskich dziennikarzy nie chce zajrzeć się na portale ukraińskie. Otóż primo, elity ukraińskie NIGDY nie uważały Polski za najważniejszego sojusznika w UE i zawsze orientowały się na Niemcy, a secundo, ukraińska opinia publiczna zareagowała wyjątkowo spokojnie na polskie embago. A to z tego powodu, że ukraińskie rolnictwo nie opiera się jak polskie na indywidualnych rolnikach, którzy mają zwykle 20-50 hektarów, ale jest w całości agrooligarchów, którzy skoncentrowali produkcję rolną na skalę dla nas niewyobrażalną. W rękach 40 spółek (tzw agroholdingów) jest 10 mln hektarów ziemi (w całej Polsce jest wszystkiego 18 mln). Ich struktura własnościowa jest bardzo niejasna, ale są one bezwzględnie zarządzane i wysoce efektywne - z tym, że dla kieszeni właścicieli, a nie pracowników, lokalnych społeczności czy państwa ukraińskiego. Z tego też powodu agrooligarchowie są na Ukrainie bardzo nielubiani i ich problemy z eksportem do Polski nie budzą emocji wśród zwykłych Ukraińców.
I na koniec warto podkreślić, że pomoc udzielana przez Polskę Ukrainie po wielokroć przewyższa straty Ukrainy z powodu ograniczeń w eksporcie rolnym do Polski. Ukraińskie elity (w odróżnieniu od polskich) myślą chłodno i racjonalnie, już dokonały rachunku zysków i strat, stąd też reakcja mediów i polityków ukraińskich jest stonowana. Kijów wie bowiem dobrze, że nie ma mocnych kart w rolnej rozgrywce z Warszawą i nakręcając konflikt, naraża się na utratę polskich subsydiów. Zresztą, sądzę, że po tej akcji prestiż Polski nad Dnieprem wzrośnie - tam ceni się silnych, a bezinteresowność uważa się za słabość i głupotę.
Niecały rok temu portal farmer zamieścił obszerny artykuł o ukraińskich agroholdingach, które postępują bezwzględnie z drobnymi rolnikami:
"Jak się dowiedzieliśmy dalej, w ostatnim dziesięcioleciu agroholdingi wykorzystywały 85 proc. całego budżetu kraju przeznaczonego na rolnictwo. Czyli środki te nie trafiały do rolników, tylko do dużych firm. Przedstawiciele farmerów wprost mówili nam, że to co dzieje się na Ukrainie, to jest niszczenie gospodarstw rodzinnych, rolników indywidualnych. Oni teraz muszą ustalać ceny z wielkimi firmami, bo to one kontrolują kolej i eksport, ceny surowców. W sumie nie ma tam mowy o żadnej cenie, bo już się mówi o tym, że dostaną oni pięciokrotnie mniej niż ta kwota, którą agroholding otrzymują w Europie."
I co ciekawe, wywóz zboża do Polski organizują agroholdingi, albowiem: "Rolnicy na Ukrainie, jako osoby fizyczne, nie mają dostępu do kolei. Nie mogą przeładować zboża. To jest bardzo teraz utrudnione. A statystyki dotyczące transportu samochodowego są niższe niż te kolejowego."
Po upadku komuny i uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości tamtejsze kołchozy i sowchozy teoretycznie rozparcelowywano między kołchoźników. Tylko że ci kołchoźnicy to nie byli rolnicy, lecz robotnicy rolni, bez wiedzy, umiejętności, i kapitału by samodzielnie gospodarować. W konsekwencji lokalna nomenklatura wykupiła te ziemie i stworzyła latyfundia wielkości połowy polskich województw, jak piszesz, bezpośrednio albo na słupy - osoby zagraniczne nie mogły kupować ziemi, więc albo ją wydzierżawiał na 99 lat, albo wykupywały na nazwiska ukraińskich pośredników. Dziś ukraiński rolnik jest de facto chłopem pańszczyźnianym w tych latyfundiach, a sam uprawia tylko działkę przyzagrodową.
Zresztą o tym dziś nie wypada pisać, ale cała ukraińska gospodarka tak wygląda. Totalna oligarchia. Korupcja jest gigantyczna, większa nawet niż w Rosji, żadne prawo nie działa, a jedynie układy i dojścia. Cała koncepcja robienia interesów na Ukrainie sprowadza się do zasady bierz forsę i w nogi. Dlatego zagraniczny kapitał tam się nie angażuje, a bez niego nie ma szansy na rozwój i modernizację. W konsekwencji Ukraina ma dziś niższy PKB niż w 1991 i szans na rozwój nie widać.
"Dziś ukraiński rolnik jest de facto chłopem pańszczyźnianym w tych latyfundiach"
W sumie jest tam nawet gorzej - bo Ukrainiec na wsi albo siedzi bezczynnie żyjąc z ogródka, emerytury matki i od zapomogi do zapomogi, jak polscy pegeerowcy w l. 90-tych, albo wyjechał na roboty do Polski. W agroholdingach pracują Azjaci, którzy zarabiają mniej niż Ukraińcy, są skoszarowanii, nie mają żadnych ubezpieczeń i pracują po 12 godzin świątek piątek. To nie model kulturalny polskich magnatów z XVII w. tylko powrót rzymskich latyfundiów :).
Piszecie tutaj mądrze o rolnictwie w makro skali. Znam osobiście przypadek ze skali mikro. Otóż zatrudniałem Ukraińców. Jeden z nich, Jura, zawiózł do brata pieniądze i kupili traktor. Zaraz potem pojawili się "poborcy podatkowi" z żadaniem haraczu. Brat tego Jury odmówił. Dali mu termin, a potem skatowali. Dla świętego spokoju, ten traktor został sprzedany. Zdarzenie z okolic Iwanofrankowska. I tyle. Bez komentarza.
>> Z tego też powodu agrooligarchowie są na Ukrainie bardzo nielubiani i ich problemy z eksportem do Polski nie budzą emocji wśród zwykłych Ukraińców
Ale czy nie oznacza to, że nałożenie limitów na ukraińską produkcję rolną w zamian za wejście do UE sami Ukraińcy przyjmą ze spokojem, a może nawet ze wzruszeniem ramion?
To raczej ci latyfundyści będą torpedować akcesję.
TomiK
Nie dyskutować z trollem, a tym bardziej się zgadzać.
ma Pan słuszną rację, dziękuję za precyzyjną analizę
ukraińskiego systemu oligarchiczno-mundurowego,
który po prostu walczy o swoje i ma rację,
ale jendocześnie niszczy polskie rolnictwo na życzenie pisowkiego rządu,
który chce Ukrainę natychmiast w Unii bez żadnych ceł,
to i ma.
A co z nie słuszną racją?
Zapominasz o detalu. Problem z ukraińskim zbożem w Polsce wynika z niekompetencji Polską rządzących.
Rozwiń tę złotą myśl - pamiętając jednocześnie, że kwestia dopuszczania zewnętrznych towarów na unijny rynek jest kompetencją Komisji Europejskiej.
Decyzję o otwarciu granicy celnej dla ukraińskich produktów podjęła Rada Europejska - ciało decyzyjne UE, składające się z głów państw członkowskich (premier Polski, prezydent Francji, kanclerz Niemiec etc).
Komisja Europejska jest ciałem wykonawczym.
Czyli dokladnie jak wiekszosc mieszkancow polskich wsi. Nie pisze rolnikow, bo to tylko ok 3%.
Reszta zyje z unijnych doplat do hektara i dzierzawy.
O, znowu libkowy szantaż. Ciekawe kogo obwinisz na jesieni jak znowu wdupicie któryś już raz z kolei XD
A może by tak jeść lepszy, tańszy, ukraiński chleb, a te nasze stepowiejące pola rzeczywiście przestać odwadniać? I mieć kiedyś parę kroków do fantastycznego, mokrego, żywego lasu? I przyzwoity klimat? I zero chłopków głosujących na PiS, za nasze? Tych chłopków, co to musimy ich jak dzieci żywić y bronić, żeby sobie czegoś nie zrobili? Bo się zapłaczą?
No wlaśnie. Żeby egipskich ziemniaków nam nie sprzedawano i czosnku z Chin i ogórków z Hiszpanii, cebuli portugalskiej, chleba z mrożonego ciasta, statkami przywożonego i tym podobnym. Dąbrowy sadzić i żołędzie spasać świnkami, króliki i kury na wolności chować. No i zakazać ścinania drzew. Także przydrożnych, bo argument ten, że się auta na nich rozbijają jest idiotyczny i przez właścicieli tartaków wymyślony. Auto się może na słupkach i słupach rozbijać, a nawet na znakach drogowych. Znam kraje, w których przydrożne drzewa są chronione barierami. A u nas? Chłop żywemu nie przepuści. Można by tak bez końca. Nie będę tu zanudzać i pozdrawiam serdecznie.
'Unia sobie radzi. Skoro poradziła sobie z francuskimi rolnikami, mimo dorzucenia im Polaków, Czechów, Bułgarów i Bałtów (dzisiejsze protesty to małe miki w porównaniu z tym, co było), to i ułoży relacje rolne z Ukrainą.'
Chciałbym aby Unia sobie poradziła - ale sytuacja dziś nie jest taka sama jak 20 lat temu. W 2002 Le Pen w drugiej turze wyborów prezydenckich dostał niecałe 18%, w 2022 jegó córka prawie 42%. W 2004 wszystko wydawało się fajne i proste, w międzyczasie UE miała Brexit, kryzys migracyjny, ogólny wzrost skrajności w polityce (a ani lewicowcy, ani prawicowcy nie są tak proUE jak libki) i niemiłą konstatację że ci ze wschodu mają ciągoty do demokracji nieliberalnej, nawet jeśli wcześniej przelewali krew walcząc z Rosją o wolność. A Ukraina to coś innego niż Polska, Węgry czy Litwa z Estonią. To raczej coś takiego jak przyjęcie Turcji.
'I zero chłopków'
Tak to nawet we Francji nie jest...
Uważam że rację ma raczej pankracypanasiuk.
A i tak wszystko zależy od wyniku wyborów w USA.
Rumunia ma nawet większy problem niż Polska. W Polsce kłopot jest głównie z ukraińską pszenicą, ale Rumunia z uwagi na warunki klimatyczno-glebowe uprawia to samo, co Ukraina, i tamtejsi rolnicy tracą też gigantyczne pieniądze na swojej kukurydzy i słoneczniku.
No i oczywiście mamy problem, bo z jednej strony, ze względów politycznych, wspieramy członkostwo Ukrainy w UE, ale z drugiej ukraińskie rolnictwo będzie stanowić dużą konkurencję dla naszych i innych unijnych producentów. To samo zresztą mówiono we Francji o Polsce, gdy to myśmy aspirowali do Unii. Zastanówmy się nad tym.
Ja sie wlasnie zastanowilem, i mam jedno pytanie...Mianowicie, co jest zlego w ochronie wlasnego rynku, ekonomicznych interesow wlasnych producentow, oraz zdrowia wlasnych obywateli/konsumentow ?...
Nic, o ile nie powoduje to konfliktu z innymi wartościami. A w tym wypadku powoduje.
to akurat pikuś. nie taką kasę olewamy w imię "suwerenności". rolnik łyknie gładko - a ten bystrzejszy jeszcze podchwyci. on wie, że ma fantazję siać w piach, gdzie jak nie zaleje, to wypali i cała zabawa polega na subwencjach i odszkodowaniach. a w ramach premii - klient jak zgłodnieje, po każdej cenie kupi. byle wyboru nie miał.