Na początku roku szkolnego w mediach społecznościowych zaroiło się od pełnych oburzenia wpisów. Ogólne zdziwienie, że jak to? Że dziecko ma dwie religie w tygodniu, że do czego to podobne, że skandal.
Decyzja o posyłaniu dziecka na religię należy do rodziców. To oczywiste i nie zamierzam nikogo do niczego namawiać. Mój syn zamiast dwóch religii w tygodniu ma na przykład dwa okienka, a wkrótce uczestniczył będzie w zajęciach z etyki. Ale to mój syn. Nasza sprawa. Ja w tej sprawie nie uprawiam świętego oburzenia.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Wszystkie komentarze
w szkołach biadolenie na dwuzmianowość.
W liceum córki - 15 klas, razy 2 godziny - 30 godzin w tygodniu jedna sala chodzi można powiedzieć 'na pusto'.
A na narzekania na godz. wychowawczej, kilka osób ma okienka - ci uczęszczający 'chrześcijanie' odparli: dobrze wam tak, jak nam rodzice każą chodzić, to wy chociaż czekajcie sobie...
Obecny kk w Polsce jest zaprzeczeniem kościoła lat 60-tych, a w porównaniu z kk na Zachodzie jest obskurancką sektą. Polakom najwyraźniej brak odwagi na racjonalne myślenie i postępowanie. Kraj niemądrych, nieroztropnych ludzi zawsze pozostanie państwem biedoty.
jeden rodzic jest komformistą i to jest dla niego stan pożądany, do komformizmu dzieci będzie dążyć, bo wie, że w razie pogromu "lepiej" stać z widłami i pilnować palącej się stodoły. A drugi rodzic będzie nonkomformistą dla niego pożądany stan będzie taki, by przeżyć życie w zgodzie z własnym sobą, żeby nie mieć problemu podczas ostatniego zamykania oczu, nawet jeśli odbędzie się ono wewnątrz tej stodoły, i to chce przekazywać dzieciom.
Autor pisze, że wyszedł z kościoła. Mam tylko pytanie (bez złośliwości), czy odbyło się to formalnie (akt apostazji), czy nie. Pytam, bo z jednej strony apostazja to coś pożądanego dla wolnościowca, a z drugiej strony to dodawanie wartości szamanom i ich zabobonom, przy czym "wykreślanie" niczego nie zmienia z punktu widzenia prawa, bo wpis jest dalej widoczny w "księgach".
Przyznam, że sama nie dokonałam apostazji, gdy okazało się, że to właściwie nic nie zmieni - ani statystyk, ani przelewów pieniędzy z podatków, ani przechowywania moich danych w kościele. Jedyne co mogę zrobić, to uchronić jak najdłużej własne dziecko - na ile skutecznie? Nie wiem. Możliwe, że kościół już pozyskał jego dane od katechety w przedszkolu.
Dziwi mnie natomiast zachowanie wielu znajomych: do kościoła nie chodzą, twierdzą, że w boga (jakiegokolwiek) nie wierzą... ale dziecko na religię posyłają. Niby, "żeby poznało". Ale co ono poznaje? Religię? Chyba tylko wybraną wersję i kilka modlitw. Tak naprawdę chodzi właśnie o konformizm: rodzice boją się reakcji rodziny, innych rodziców i dzieci. Czego to uczy dziecko? Nie masz prawa do wyrażania własnych poglądów, jeśli nie myślisz jak reszta - schowaj się w szafie. Jak dziecko zniesie odmienność? Całkiem nieźle, jeśli rodzice je wspierają. To tylko WY jesteście winni problemów z akceptacją Waszych dzieci. Jeśli dacie im wsparcie, to będą się uczyły, że mogą być inne. Uczą się, że nie wolno im poniżać kolegów, ale mają prawo do swojego zdania. Uczą się, że na wszystkie tematy można dyskutować, ale można je też przemilczeć, gdy pozostawia się innym wolność wyboru. Uczą się, że fajnie jest czasem nie pójść za tłumem. Dziś nie pójdą na religię, jutro nie pójdą pobić kolegi za szkołą, a na studiach nie pójdą zaćpać się na śmierć w noc przed egzaminem. Tak, nonkonformizm zaczyna się już dziś, a później ma poważne konsekwencje. Dziecko, które uczy się mówić "nie" rówieśnikom i starszym, może być tym, które powstrzyma szaleństwo.
Oczywiście dotyczy to też wierzących: wierzysz w kościół, puszczasz dziecko na religię, to Ty też chodź z nim do kościoła i pokazuj swoją postawą, co to znaczy być dobrym człowiekiem i chrześcijaninem. Wtedy ani lekcja religii, ani spacer do kościoła, ani wieczorna modlitwa nie są powodem do wstydu. Natomiast wstydź się, gdy idziesz w niedzielę do kościoła, zmuszasz dziecko do chodzenia na religię (bo co babcia powie), a wychodząc z kościoła obśmiewasz sąsiada, wysrywasz psa na wspólnym trawniku i nie podajesz ręki potrzebującemu. Zamiast nadstawić drugi policzek, ścigasz wszystkich, którzy mają inne poglądy niż Ty i krzyczysz "Bóg, Honor, Ojczyzna". Wiedz, że Ty nie znasz Boga, nie masz pojęcia co to Honor, a na Ojczyznę nie zasługujesz, bo ją niszczysz od środka, jak rak.
jest jeszcze jeden argument padający z ust znajomych posyłających na religię. Popatrz, ja chodziłem i jestem normalny.
Czyżby?
Ja natomiast przeszedłem troszkę inną. Z religii sam zrezygnowałem w 1 klasie SP. Nie wiem czemu, ale jakoś do mnie nie przemawiały bajki o diabłach, aniołach i tym tam na górze co to niby wszystko widzi co ludzie robią. A ponieważ rodziców miałem wyrozumiałych, nie zmuszali mnie do tego. Dzięki temu uniknąłem całej tej "procedury" związanej z religią, komunią, itp.
Ślub kościelny wziąłem ze względu na małżonkę, ale jako niewierzący. Można to zrobić, pod warunkiem, że ksiądz jest normalny. Jest na to odpowiednia procedura. A dzieciom też daliśmy wybór, chcecie chodzić na religię, wasza wola. Po jakimś czasie sami zrezygnowali.
Tak więc wystarczy, aby dzieciom dać wybór i nie oglądać się na rodzinę i otoczenie. Zechcą to sami kiedyś zdecydują, czy jest im to do czegoś potrzebne.
A przy okazji, jaka jest różnica pomiędzy wiarą w Boga a np. w ufoludki? Ani jednego ani drugiego na 100% nie stwierdzono. Chociaż niektórzy twierdzą, że spotkali UFO, a jakoś nie słyszałem, aby ktoś spotkał Boga, dziwne, co nie?
Dokładnie. Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy jak religia ryje ich mózgi. To wieczne podskórne poczucie winy, podejrzliwość wobec zamożnych osób, pruderia i jakieś dziwne lęki. Nawet nie wiedzą, że od tego. Ogólnie ja się Wam ludzie bardzo dziwię. Ja dałam sobie spokój z tym g*wnem podczas bierzmowania, po pierwszej spowiedzi, oczywiście standardowo obleśnej. I dałam radę i daje będąc w rodzinie religijnej, dewocyjnej wręcz. Byłam agresywna, teraz wiedzą, że lepiej nie zaczepiać. Odeszłam bo ta spowiedź i dwie koleżanki molestowane przez księży w podstawówce. Jako już dorosła dodatkowo podczas pracy się napatrzyłam na kler i jego obrzydliwość i grzeszność i długo by mówić. na własne oczy widziałam. Bo mój szef wymyślił sobie, że będziemy dla kleru pracować. Do dziś pewnie pluje sobie w brodę, a wisienką na torcie był upadek firmy spowodowany kradzieżą ciężkiej kasy przez jednego z proboszczów. Już wcześniej nie wierzyłam, no nie mogę, zbyt idiotyczna koncepcja w ogóle a i widzę całą ohydę i oszustwo tej koncepcji, to teraz mam pewność, że nawet te klechy nie wierzą, a swych wyznawców mają za debili i się śmieją z nich we własnym gronie (nie jest to bynajmniej mój wymysł). Także teraz jestem zagorzałą ateistką i wojującym wręcz antyklerykałem. Z jedynym postulatem " księża Won, wybić jak robactwo" a religii zakazać. I co? I w dewocyjnej rodzinie jakoś dalej ze mną rozmawiają, wiedząc jakich argumentów unikać. Co ciekawe, próby okazania im jak naprawdę wygląda ich wiara poparta z życia wziętymi przykładami nic nie dały, taka jest skala przerycia mózgów. Ale wiem, że raczej nie będą mieli śmiałości zapraszać księdza do mnie na łożu śmierci czy na pogrzebie mam nadzieję. Nie zdzierżyłabym chyba...
"jakoś nie słyszałem, aby ktoś spotkał Boga"
No jak nie? A te przeróżne objawienia? Co rusz jakiś nowy potencjalny święty się pojawia.
Fakt, w sumie nawiedzonych nie brakuje, to może jest coś na rzeczy :-)
"Ale wiem, że raczej nie będą mieli śmiałości zapraszać księdza do mnie na łożu śmierci czy na pogrzebie mam nadzieję. Nie zdzierżyłabym chyba..."
...mogłabyś od tego umrzeć;)
Co do wojującego antyklerykalizmu, to przerabiałem jako młodziak, teraz olewam. Nie ma sensu się z nimi boksować, bo niczego nie mają do zaoferowania. A człowiek jednak chce widzieć coś wartościowego w przeciwniku. Nie ma sensu chyba też pisać "księża Won, wybić jak robactwo a religii zakazać.". Wiem, że celowo przesadzasz, ale są ludzie, których można w taki sposób podburzyć do niecnych czynów (nie wszyscy mają bezpośrednie połączenie z własnym łbem). Również religia jest podstawowym prawem człowieka i nie można jej zakazać. To byłby zamordyzm w najczystszej postaci.
ja wyszłam formalnie choć w kraju w którym mieszkam dokonuje się tego w urzędzie stanu cywilnego za 35€. Proboszcz mojej starej parafii został z pewnością powiadomiony, nie mam ślubu kościelnego, dzieci nie ochrzczone. Rodzina się trochę pooczyła, ja jednak nie dałam za wygraną i już nikt o tym nie mówi. Dzieci są normalne ...
"religia jest podstawowym prawem człowieka"
Serio? Religia to zło w czystej postaci. Miażdży umysł.
to jest twoja ocena. Można to trochę porównać do narkotyków, bo doznania religijne są zbliżone do stanu po narkotykach. Oczywiście można twierdzić, że narkotyki miażdzą umysł, ale miażdżenie umysłu jest ... prawem człowieka, tak, podstawowym, bo to człowiek decyduje co zrobi ze swoją świadomością.
Nie odróżniasz wiary ,wiary w cokolwiek od obowiązkowej przynależności do jakiegoś kościoła. Wiarę albo się ma ,czy wierzy a przynależność i zmuszanie do zapisania przez jakaś ceremonie do zgrupowania wiernych/nie oznacza wierzących/ to inna bajka .My w większości jesteśmy jak przysłowiowy chłop do ziemi przypisani,zapisani do KK.Akt apostazji może skutkować odmową pochówku na cmentarzu parafialnym,którym zarządza pleban,bo akta kościelne i tak maja cię w ewidencji.Czy wierzysz czy nie to jest twoja sprawa,ale presja środowiska,przyzwyczajenie każą ci biegać na msze ,bo co sąsiedzi powiedzą.Nie myl proszę wiary z przynależnością do kościoła,jakiegokolwiek kościoła.
Wystarczyło zrobić ten pierwszy rok i ślub wziąć cywilny i o chrzest już właściwie nikt nie pytał. To jest prostsze niż myślicie.
Dlaczego cywilny? Bo jesteśmy niewierzący.
Ale biała sukienka? Będzie biała sukienka i tak.
Ale urząd nieładny! Urzędnik przyjedzie do sali.
Ale jak wy ochrzcicie dziecko? Wcale.
Wbrew pozorom te pytania się szybko kończą.
A jak weźmiecie kościelny, to przy dziecku już wam nie odpuszczą! No jak! Przeciez macie ślub kościelny, przysięgaliście wychować dziecko w wierze katolickiej!
Jak ochrzcicie, to będą cisnąć o religie. I tak w koło Macieju.
Serdecznie polecam uciąć ten sznur już na etapie ślubu.
Krok nie rok, przepraszam za literówkę!
Nawet cywilny nas nie zainteresował. I tak już 20 lat - wbrew otoczeniu i pomimo wielu rozwodów wojoło!
Potwierdzam. Ale nawet po ślubie kościelnym (zwłaszcza wymuszonym poglądami rodziny) jest czas na refleksję. Wielu przysięgało także wierność małżeńską, i co?
U mnie identyczny scenariusz. Z małym dodatkiem płaczów i szantaży na etapie ślubu. Pytanie o chrzest pojawiło sie raz i już nigdy nie wróciło.
Te hipotetyczne problemy są w głowach niedojrzałych ludzi.
Też braliśmy tylko cywilny. Sukienka była w kolorze kości słoniowej i po lekkim przerobieniu świetnie nadawała się na różne sylwestry itp.
Pani kierownik USC była urocza, poza urzędowymi formułkami powiedziała trochę od siebie.
Swoją drogą urzędowe formuły nie są takie złe, w sumie z czystym sumieniem mogłam powiedzieć, że jestem świadom praw i obowiązków i obiecać ze się postaram, żeby nasze małżeństwo było zgodne, szczęśliwe i trwałe. Uczciwie i rozsądnie.
Od 20 lat staramy się i jesteśmy z tym szczęśliwi.
Brawo, o to chodzi!
U nas był skandal rodzinny i jej część się odsunęła, ale mieliśmy na to wywalone. W pewnych sprawach trzeba zrobić to, co należy i móc patrzeć w lustro. Nie żałowałem tego ani przez sekundę, i było to symboliczne rozstanie z chrześcijaństwem, które od małego kształtuje człowieka w bezwolną plastelinę.
tydzień temu byłam na ślubie i weselu
i wtedy była odwrotna sytuacja do Twojej
matka panny młodej opowiadała, że ksiądz tak przeczołgiwał z rozmaitymi wymogami przyszłych nowożeńców, że sama proponowała młodym, by dali sobie spokój z kościelnym i poszli do usc
ale młodzi się uparli, przeszli ,,ścieżkę zdrowia", panna młoda założyła na suknię ślubną żakiet (ksiądz nie pozwolił na odkryte ramiona) i stanęli przed ołtarzem
i działo się to nie w jakiejś zapadłej dziurze - miasto 100tys, młodzi studiowali w stolicy, jakiś czas pracowali w uk
My tak 33 lata.
- Przecież macie ślub kościelny, przysięgaliście wychować dziecko w wierze katolickiej.
- Kłamałem.
Bo ja wiem czy odwrotna. Ja nikogo nie próbowałam przekonywać. Płacze i szantaże potraktowałam tak jak na to zasługiwały - lekceważeniem. Nie było dla mnie istotne przekonywanie kogoś. To był nasz dzień, nasza decyzja, nasze święto. Osoby w rodzinie (konkretnie dwie) przepracowały same to, co stanowiło dla nich problem i uznały, ze wolą uczestniczyć w naszym życiu niż postawić na swoim i nie mieć z nami kontaktu (co zapowiadały).
Na szczęście później też się da. Nawet po ślubie kościelnym i chrzcie.
odwrotna w tym sensie, że zazwyczaj starsze pokolenie naciska na ś.kośc.
a tu starsze odradzało, a młodzi się uparli
zapewne panna chciała się ,,pokazać", chociaż nie potrafiłabym przypomnieć sobie z ostatnich kilku ślubów w co one były ubrane, wszystkie suknie bardzo podobne, ciężkie makijaże dodające 10-15 lat
Zgadzam się.
W moim przypadku było podobnie. Z tą różnicą, że zaczęło się od info, ze będziemy żyć w zw. partnerskim. Zaraz potem padło pytanie o chrzest. Odpowiedź była krótka - nie będzie. I w zasadzie było po sprawie. Moi "teściowie" przyjęli i do tematu nie wracali. O dziwo był "problem" z moim rodzicami. Ale spotkaliśmy się i wytłumaczylem dlaczego. Dziś tematu nie ma.
W przedszkolu (publicznym) na religię nasza pociecha nie chodzi. Tak jak wszystkie w grupie (sic !). Dyrektorka przytomnie zauważyła, że indoktrynacja (takiego słowa akurat nie użyła) takich maluszków jest bez sensu, ale jeśli ktoś będzie chciał to oczywiście. Efekt? Zadne dziecko na religię nie chodzi.
PS
i jeszcze taka uwaga na temat kolędy. Ludzie nie otwierają drzwi księdzu bo nie potrafią zdobyć się na odwagę. Nie rozumiem tego. Sam powiedziałem ministrantowi, ze nie przyjmujemy. Grzecznie podziękowałem. Kilka minut później przyszedł ksiądz. Otworzyłem mu i chwile postaliśmy. A potem stwierdził, że to Państwo nie przyjmujecie, przeprosił (sić !) i poszedl. Jeszcze tylko rok później przyszedł ministrant i pytał o kolędę. Od tamtego momentu nikt nas już nie nachodzi.
Naprawdę warto zdobyć się na odwagę i żyć w zgodzie ze swoimi przekonaniami.
Mam identyczne odczucia. Nareszcie gazeta pisze o tych sprawach w sposób oświecony. Mnie też zdziwiło uświęcenie redaktora naczelnego, ale może to już starczy sentymentalizm. W każdym razie oświecenie w stylu kantowskim pojawiło się w gazecie. Idwaz się być wolnym w sprawach religii, to hasło zaczyna w Polsce być ważne.
Jedyny dobry "biskup otwarty" to taki otwarty przy pomocy skalpela do sekcji zwłok.
GW w przeciwieństwie do pisowskich mediów jest pluralistyczna i możemy tam spotkać różne opinie.
Oj odważna ci jest GW. Jak Suchocka podpisywała Końkordat z KK to jakoś cicho było dookoła.... Media odtrąbiły sukces na niwie... a wtedy można było jeszcze coś zrobić. Dziś za późno jest, jedyne co możemy zrobić to bojkot... nie płać, nie dawaj na tacę, nie chadzaj na msze... jest ci tyle odwagi w narodzie? otóż nie sądzę...
To chyba było tak, jak z pisem u władzy - no co ty, oni chcą dobrze, tak wzniośle mówią, przecież nie mogą działać na naszą niekorzyść. No i patrz, jak nie działają...
Dodałbym do tego jeszcxe, że lekcje religii mają dodatkowy walor - uczą bezmyślności. Zwykłe, mniej lub bardziej prymitywne formowanie. Żadnych pytań: "czy?" same "dlatego że"
Żeby tylko. Wdrukowują człowiekowi strach, bierność, posłuszeństwo, nietolerancję, brak empatii, niemoralność. Zaczynają od maleńkich dzieci, więc dorośli ludzie nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Tak, jak ta gotowana powolutku żaba. Pewnie większość potrzebowałaby terapii, aby to zrozumieć i odzyskać wolność.
Ja tylko nie mogę zrozumieć jak młodzi ludzie to łykają. Tak jak autor tekstu "zaczął zauważać obłudę kościoła..." jakos bardzo późno.
Ja byłem w 8 klasie podstawówki (lata 90) jak mi się oczy otworzyły i powiedziałem dość. Religia kłóciła się ze wszystkim co probowalem ogarnąć (poznanie świata) Do tego Genesis - Jesus he knows me , Metallica - Leper Messiah i było po religii.
To jest ten wiek, okres poznania świata i buntu , kiedy naturalnie młody człowiek odpycha lepkie łapki czarnego dobrodzieja. To się dzieje naturalnie. 2h religii w szkole powinny skutecznie wybić z głowy te brednie każdemu. Na to liczę.
"W imię wzniosłych haseł: nowoczesność, wolność, tolerancja chce się zniszczyć tradycyjne małżeństwo i rodzinę, podcina się korzenie, z których wyrosła kultura europejska i cywilizacja chrześcijańska”."
- biskup Ignacy Dec, Jasna Góra 14.07.2019
Chce przypomnieć, że te "tradycje, korzenie i cywilizacja chrześcijańska" to były krucjaty, swieta inkwizycja, indeks ksiag zakazanych, polowania na czarownice, palenie na stosie innowiercow, heretykow i wolnomyslicieli…
W 1600 roku Giordano Bruno spłonął na stosie za głoszenie kopernikowskich herezji.
150 lat temu watykanski kosciol sprzeciwial sie zniesieniu niewolnictwa. 100 lat temu byli przeciwni emancypacji kobiet i przyznaniu prawa do glosowania.
Kościół katolicki sprzeciwiał się latarniom ulicznym. W 1831 r. Papież Grzegorz XVI zakazał nawet oświetlenia gazowego w krajach katolickich (stanach papieskich/papal states).
Kościół twierdził, że Bóg bardzo jasno ustalił rozgraniczenie między nocą a dniem, a zapalanie świateł po zachodzie słońca ublizalo obliczu prawa Bożego.
Watykanski episkopat pod zaborami byl rowniez przeciw wprowdzaniu kanalizacji w Warszawie i twierdzil, ze to "straszliwy wynalazek Żydów, ktory ma odwrócić naturalny dla Słowian obieg nieczystości w przyrodzie".
Innymi slowami “atakowane wartosci chrzescijanskie” to nic innego jak smrod, brud i ciemnota.
Dzis mamy aborcje, zabojcza antykoncepcje, in-vitro, “ideologie gender" oraz LGBT, a prokuratura sciga pracowników Kuratorium Oświaty w Bydgoszczy i dyrektora Szkoły Podstawowej nr 12 z Oddziałami Integracyjnymi w Bydgoszczy, “w sprawie zamieszczenia i zaakceptowania na stronie internetowej SP nr 12 logo z wizerunkiem tęczy oraz umieszczenie w treści hymnu placówki sformułowań odnoszących się do słońca, czym publicznie znieważono Naród Polski w odniesieniu do jego tradycji chrześcijańskich”.
Niech odwolam sie do Slownika Jezyka Polskiego:
parafianin - człowiek bez ogłady, wykształcenia, zacofany, ograniczony
----
PS. Nie ma czegoś takiego jak "ideologia gender" i "nauki kościoła". To tylko watykańskie wygibusy słowne mające za zadanie odwrócić znaczenia słów i pojęć. W rzeczywistości jest dokladnie na odwrot:
Jest NAUKA o gender (w oparciu o nowoczesna medycyne) i IDEOLOGIA kościoła (niepoparta żadna nauka).
Super napisane!
ODPOWIEDŹ JEST JEDNA. TAKA JAK W PRL. WSZYSCY WIEDZIELI, ŻE NIE CHCEMY SIĘ UCZYĆ JĘZYKA ROSYJSKIEGO, ALE JĘZYK ROSYJSKA MUSIAŁ BYĆ.
POZDRAWIAM WSZYSTKICH KATOLIKÓW, KTÓRZY WCISKAJĄ KIT. WIARA TO JEST TYLKO WIARA.
KTO WIE? MOŻE NA ZIEMI MAMY PIEKŁO. BO BOGA TRUDNO TU SZUKAĆ. OD ZARANIA LUDZKOŚCI.
Coraz więcej wolnego? Wyluzuj człowieku...
W głowach uczniowie mają dużo. Zdecydowanie za dużo. Za mało mają (tzn. zwykle wcale) psychoprofilaktyki, warsztatów z akceptacji i tolerancji, spotkań z innymi ludźmi (projekty typu żywe książki itp). W latach 70 "wolnego" było nawet więcej niż dziś: zbieranie ziemniaków, sadzenie lasu, apele, rajdy... Oczywiście była pracująca sobota, ale lekcji obowiązkowych (bez SKS, chóru, harcerstwa) nie wychodziło więcej (raczej, jak ktoś ma, to poproszę statystyki). Lekcje czarów są ok. Tylko nie powinny odbywać się w szkole masowej/ogólnodostępnej. Dziś wielu uczniów ma znacząco ponad 30 godzin w tygodniu. Odrabianie i nauka to niejednokrotnie kilka godzin dziennie. Do tego lektorat (jak to czasem "się" pisze korepetycje)... Gdzie miejsce na sport, kino, życie? Naprawdę młodzieży nie trzeba "dokładać". Trzeba młodych ratować. A wymiana religii na psychoedukację to jeden z możliwych kroków.
Nie. Chodzi o to, ze jeśli nikt dzieciaka nie zapisze na lekcje religii, to tych lekcji w danej klasie nie będzie. I to będzie np. czas na dłuższy poranny sen.
Oczywiście że tak. Nie dość, że mają dni dyrektorskie to swobodnego rozdysponowania, to jeszcze przy byle świętach mają tydzień wolnego, potem rekolekcje - kolejne trzy dni, potem matury - znów prawie tydzień, ferie zimowe, wefir wiosenne, zwane Wielkanocą, zielona szkoła i zaraz robi się czerwiec i rada klasyfuikacyjna najpóźniej 16 jak nie wcześniej. To jest kpina, nie szkoła.
Zobacz sobie podręcznik do chemii dla pierwszej klasy liceum (po ścieżce gimnazjalnej) i porównaj go z podręcznikiem chemii dla pierwszej liceum po podstawówce... To jakiś żart. Tak ich uczą, że nie potrafia wiązać faktów, ani wyciągać wniosków, a jedynie rozwiązywać bezmyślnie testy. To jest tresura, nie nauka.
Nie wiem, co mam tam zobaczyć. Że według podstawy po gim. chemia w LO nie była realizowana poza rozszerzeniem (w 1 klasie tylko kosmetyki, leki, żywność i na tym koniec) , a po SP jest? Większy problem stanowi to, że ani w gim ani w SP naprawdę wielu chemików nie realizowało 1/3 a nawet 1/2 podstawy. Podręczniki nie uczą. Uczy nauczyciel.