Hamas całkiem zasadnie się obawia, że jeśli broń by złożył, to Fatah zrobi islamistom to, co oni zrobili byli jemu, i to z błogosławieństwem nie tylko Jerozolimy, lecz także Kairu, Rijadu i Waszyngtonu.

„Po moim trupie” – oświadczył Mahmud Abbas, gdy dowiedział się kilka dni temu o postępach w mediowanych przez Egipt negocjacjach o trwałe zawieszenie broni między Izraelem a Hamasem.

Przewodniczący Autonomii Palestyńskiej nie musi jednak się wybierać umierać: na razie islamiści z Gazy grożą Izraelowi „setkami rakiet dziennie”, jeśli ich żądania nie zostaną spełnione. Zapowiadają też, że „w żadnym wypadku się nie rozbroją”. To ostatnie nie niepokoi jednak Jerozolimy, która dawno już zrezygnowała z nadziei na pokonanie Hamasu; wystarczy jej, jeśli broń, którą dysponują islamiści, nie będzie użyta przeciw Izraelowi.

icon/Bell Czytaj ten tekst i setki innych dzięki prenumeracie
Wybierz prenumeratę, by czytać to, co Cię ciekawi
Wyborcza.pl to zawsze sprawdzone informacje, szczere wywiady, zaskakujące reportaże i porady ekspertów w sprawach, którymi żyjemy na co dzień. Do tego magazyny o książkach, historii i teksty z mediów europejskich. 
 
Monika Tutak-Goll poleca
Podobne artykuły
Więcej
    Komentarze
    Chętnie przeczytałbym komentarz red. Warszawskiego o Nation-State Israel.
    już oceniałe(a)ś
    0
    0