Gdy stałem na tym olbrzymim zrębie w północnej części Puszczy, czułem zwyczajnie ból i smutek. Co z tego, że szopki ministra Szyszki są żenująco śmieszne, bo są jakby żywcem wyjęte z „Ucha Prezesa”, w którym ten oburza się, że minister środowiska wyciął stuleni dąb, a minister się dziwi, „bo przecież posadzi się nowe i one za sto lat też będą miały sto lat”. Co z tego, że na tym zrębie stoi pocieszna tabliczka niczym z PRL i filmów Barei, z zalatującym Koreą Północną hasłem „sadzimy tysiąc drzew na minutę”, głosząca, że tu leśnicy przy pomocy duchowieństwa, samorządowców oraz służb mundurowych (tak, tak – sadzili nawet umundurowani funkcjonariusze policji!) „odnowili Puszczę”. Co z tego, że jest ona tak głupia, że równie dobrze leśnicy z Lasów Państwowych mogliby napisać wprost, że nigdy nie rozumieli, czym jest Puszcza, i nigdy tego nie zrozumieją, i dlatego im szybciej cenne lasy w Polsce wydostaną się spod ich „troskliwej” opieki, tym dla tych lasów lepiej.
Wszystkie komentarze